Przejdź do głównej zawartości

Friedrich Nietzsche - Poza dobrem i złem

Post służy mi jako moja prywatna notatka książki ,,Poza dobrem i złem,, Przedstawiam tutaj moje ulubione fragmenty. Jego główne idee w jego książce można streścić w kilku punktach:
 
 
Krytyka tradycyjnej moralności: Nietzsche krytykuje tradycyjne normy moralne, zwłaszcza te oparte na dualizmie dobra i zła. Twierdzi, że tradycyjna moralność jest wynikiem długotrwałego procesu osłabiania siły życiowej, co prowadzi do wynaturzenia wartości.
 
Wola mocy: Nietzsche wprowadza pojęcie "woli mocy" jako centralnej koncepcji. Nie chodzi mu tylko o fizyczną siłę, ale o życiową energię i chęć życia. Wola mocy jest dla niego głównym impulsem ludzkiego działania.
 
Przełom moralny: Nietzsche proponuje ideę "przełomu moralnego", w którym jednostki przekształcają tradycyjne wartości moralne, tworząc własne standardy. Uznaje to za konieczne dla rozwinięcia bardziej dynamicznej, twórczej moralności.
 
Idea nadczłowieka: Nietzsche przedstawia koncepcję nadczłowieka, jednostki zdolnej do przekraczania tradycyjnych norm i tworzenia własnych wartości. To jest związane z dążeniem do pełnego wykorzystania potencjału ludzkiej woli mocy.
 
Perspektywizm: Nietzsche promuje perspektywizm, czyli przekonanie, że różne punkty widzenia są równie ważne, a prawda zależy od perspektywy spojrzenia. Odrzuca jednoznaczne i obiektywne wartości.
 



U filozofa nie ma zgoła nic nieosobistego; zwłaszcza morał jego daje niezbite i rozstrzygające świadectwo, kim on jest, to znaczy wedle jakiej hierarchii dostojeństwa układają się względem siebie najwewnętrzniejsze popędy jego natury.


,,Wedle przyrody,, żyć chcecie? Och, wy szlachetni stoicy, jakież słów szlabierstwo! Pomyślcie sobie istotę, jaką jest przyroda, rozrzutną bez miary, obojętną bez miary, pozbawioną zamiarów i względów, próżną sprawiedliwości i zmiłowania, płodną i jałową, i niepewną zarazem. 
(zdaniem Nietzschego, Stoicy przypisywali zbyt dużą wartość opanowaniu emocji i akceptacji rzeczywistości, co w jego ocenie ograniczało ludzkie aspiracje i twórczą siłę. Ja się z tym osobiście nie zgadzam, aby było to w jakiś sposób ,,negatywne,,).
 
 
Stoicyzm bowiem jest tyranią siebie samego, nie jestże stoik - cząstką przyrody?...  


Dzięki w pierwszym rzędzie owemu Polakowi Boscovichowi, co wraz z Polakiem Kopernikiem największym był dotychczas i najbardziej zwycięskim oczywistości przeciwnikiem. Za namową Kopernika uwierzyliśmy bowiem wbrew wszystkim zmysłom, iż ziemia nie stoi na miejscu, nauka Boscovicha zaś dokazała, że wyrzekliśmy się wiary w ostek ,,stałości,, ziemi, wiary w ,,pierwiastek,, w ,,materyę,, w atom cząsteczkowy i drobinowy, był to największy nad zmysłami tryumf, jaki dotychczas odniesiono na ziemi.


Musimy najpierw obalić także ową inną i fatalniejszą atomistykę, której najdłużej i najlepiej uczyło chrześcijaństwo, atomistykę duszy. 


Kto, powołując się na jakowąś intuicyę poznania, czuje się na siłach niezwłocznie na te pytania odpowiedzieć, jak to czyni człowiek, który powiada: ,,myślę i wiem, że to przynajmniej jest prawdziwe, pewne, rzeczywiste,, - ten spotka się dziś u filozofa z uśmiechem i dwoma znakami zapytania. ,,Mój panie - da mu snadź filozof do poznania - jest to nieprawdopodobne, byś się niy mylił, jednakże dlaczego ma to być prawdą?,,. 
(W tym cytacie Nietzsche podkreśla sceptycyzm wobec absolutnej pewności opartej jedynie na intuicji poznania. Filozof reaguje pytaniem o uzasadnienie prawdziwości, kwestionując potrzebę filozoficznego analizowania podstaw przekonań, nawet tych, które wydają się być pewne).
 
 
Nie najpośledniejszym zaiste urokiem jakiejś teoryi jest to, iż daje się ona obalić, tem właśnie subtelniejsze mózgi pociąga ona ku sobie. Zda się, iż stokrotnie obalona teorya ,,wolnej woli,, temu jeno urokowi swe trwanie jeszcze zawdzięcza: wciąż jawi się ktoś, co czuje się na siłach ją obalić. 
(Sugeruje, że nawet teorie, które zostały wielokrotnie obalone, wciąż przyciągają uwagę, ponieważ istnieje coś pociągającego w próbach ich obalenia. Może to wynikać z fascynacji wyzwaniami intelektualnymi, jakie stawiają takie teorie, oraz z chęci udowodnienia swojej zdolności do krytycznego myślenia).
 
 
Filozofowie zwykli mówić o woli ni to o najlepiej znanej rzeczy pod słońcem; toć Schopenhauer pozwalał się dorozumiewać, iż jedynie wola jest nam właściwie znana, całkowicie znana, bez uszczerbku i dodatku znana. Lecz wciąż mi coś się zdaje, iż Schopenhauer i w tym także wypadku uczynił jeno to, co zazwyczaj zczynią filozofowie: że przejął i rozdął przesąd ludowy. Wola zda mi się przede wszystkiem czemś bardziej złożonem, czemś, co tylko jako słowo jest jednością, i właśnie w tem jednem słowie tkwi przesąd ludowy, co zapanował nad niedostateczną po wyszstkie czasy przezornością filozofów.
(Nietzsche kwestionuje Schopenhauera, twierdząc, że idea woli jest bardziej złożona niż jedno słowo może wyrazić. Sugeruje, że Schopenhauer może opierać się na uproszczeniu popularnego przekonania, a wola wymaga bardziej subtelnej analizy niż to, co filozof przedstawia).
 
 
A że w przeważnej liczbie wypadków chcemy tylko wtedy, gdy można mieć nadzieję, iż skutek rozkazu, a więc posłuszeństwo, a więc akcya nastąpi, przez pozór przedzierzgnął się w uczucie, jakoby w rym wypadku istniała konieczność skutku. (Ludzie mają tendencję do pragnienia czegoś tylko wtedy, gdy mają nadzieję, że wykonanie danej czynności lub posłuszeństwo wobec rozkazu przyniesie pożądany skutek).
 
 
do jednego należą systemu; przejawia się to ostatecznie i w tem jeszcze, jak pewnie wypełniają wciąż najrozmaitsi filozofowie jakowyś zasadniczy schemat możliwych filozofij. Niewidzialne jakieś zaklęcie wciąż każe im bieżeć na nowo po tej samej linii kolistej.
(Nietzsche sugeruje, że różne idee filozoficzne nie pojawiają się przypadkowo, lecz są wzajemnie powiązane. Filozofowie, mimo swej różnorodności, wracają do podobnych fundamentalnych koncepcji, tworząc spójną strukturę myśli filozoficznej).
 
 
Myślenie ich jest w rzeczywistości o wiele mniej odkrywaniem niźli zapoznawaniem się na nowo, przypominaniem, nawrotem i powrotem do jakiegoś dalekiego praodwiecznego zbornego bytowania duszy, z którego wyrosły ongi owe pojęcia.
filozofowanie jest zatem do pewnego stopnia rodzajem atawizmu najwyższego rzędu.
 
 
Wpływ określonych funkcyj gramatycznych jest w ostatnim rzędzie wpływem fjzyologicznego osądu wartości tudzież warunków rasowych. 


To my sami wymyślamy przyczyny, kolejność, mimobieżność, względność, przymus, liczbę, prawo, wolność, powód, cel.


ostatecznie niepotrzebnem lub osłabiającą jeno i łagodzącą metaforą: a zakończyłby jednakże tem, iż utrzymywałby o tym świecie to samo, co wy utrzymujecie, mianowicie że przebieg jego jest ,,konieczny,, i ,,obliczalny,, ,ale nie dlatego, że rządzą nim prawa, lecz że praw absolutnie nie ma, a każda moc ostatnią swą konsekwencyę w każdem wysnuwa okamgnieniu. Dajmy na to, iż jest to także tylko interpretacya - toć nie zaniedbalibyście uczynić tego zarzutu? - no, to tem lepiej.
 
 
Cała psychologia dotychczasowa uwięzła na moralnych przesądach i obawach: nie odważyła się sięgnąć w głąb. Pojąć ją jako morfologię oraz naukę o rozwoju woli mocy, jak ja pojmuję, nikomu jeszcze na myśl nawet nie przyszło, o ile mianowicie się godzi to, co dotychczas napisano, uważać za objaw tego, co dotychczas przemilczano. Potęga przesądów moralnych wtargnęła głęboko w świat najbardziej uduchowiony, pozornie najchłodniejszy i wszelkich założeń próżen, a wtargnęła, jak rozumie się samo przez się, szkodząc, wstrzymując, olśniewając, pacząc. 
 
 
Fizyo-psychologia właściwa walczyć musi z nieświadomymi oporami w sercu badacza, ma ,,serce,, przeciwko sobie, nauka o wzajemnem uwarunkowaniu ,,dobrych,, i ,,złych,, popędów jako subtelniejsza immoralność sprawia już przykrość i odrazę krzepkiemu jeszcze i odważnemu sumieniu, więcej zaś jeszcze nauka, iż wszystkie dobre popędy ze złych wywieść się dają.  
(Nietzsche mówi, że psychologię dotychczasową hamują moralne przesądy. Twierdzi, że należy ją rozumieć jako naukę o "woli mocy". Podkreśla, że moralne przekonania zakorzeniły się głęboko, nawet w najbardziej zaawansowanych społeczeństwach, co zaszkadza postępowi i rozwijaniu się wiedzy).
 
 
Przypuśćmy atoli, iż ktoś uzna nawet afekty nienawiści, zazdrości, skąpstwa, żądzy władania za efekty warunkujące życie jako coś, co w zbiorowem włodarstwie życia zasadniczo i istotnie znajdować się musi, a więc musi być jeszcze wzmożone, jeżeli życie ma być jeszcze wzmożone, ten na taki kierunek swych sądów ni to na morską będzie cierpiał chorobę. A jednak i ta hypoteza w przybliżeniu nawet nie jest najprzykrzejsza i najniezwyklejsza w tej przeolbrzymiej, nieomal nowej jeszcze, niebezpiecznych poglądów dziedzinie, i w rzeczy samej można by przytoczyć setki powodów, by każdy, kto może, omijał ją z daleka.
 
 
Z drugiej zaś strony: czyj okręt zaniosły już tam fale, hej! dalejże! teraz mocno zacisnąć zęby! rozewrzeć oczy! krzepko ująć ster w dłonie! - ważąc żeglugę w te strony, najeżdżamy wprost na morał, przy czem zgniatamy i miażdzymy snadź własnej moralności szczątek, ale cóż po nas! Nigdy jeszcze głębszy świat poglądów nie otwierał się przed zuchwałymi podróżnikami i awanturnikami, a psychologowi, który w ten sposób ,,ofiarę czyni,, - nie jest to bynajmniej sacrificio del intelletto, wręcz przeciwnie! - w zamian co najmniej domagać ię wolno, by psychologia została znów uznana za królową nauk, na usługi której i do której przygotowaniem wszystkie inne są nauki.. Gdyż psychologia znów jest odtąd drogą do problematów zasadniczych.
 
 
W jakiemże dziwnem uproszczeniu i fałszerstwie żyje człowiek! Nie można dość się nadziwić temu, gdy na cud ten patrzeć nauczyło się wreszcie! Jakże jasnem i wolnem, i łatwem, i prostem uczyniliśmy dokoła nas wszystko! jak potrafiliśmy zmysłom naszym puścić wodze co do wszystkiego, myślenie nasze boską wyposażyć żądzą swawolnych skoków i pomyłek! 
(Zwraca uwagę na to, jak łatwo i swobodnie zmyślamy, jak skomplikowane sprawy uczyniliśmy prostymi, a nasze zmysły i myślenie dopuściliśmy do swobodnych skoków i błędów.)
 
 
wystrzegajcie się męczeństwa! Cierpienia ,,za prawdę,,! Nawet obrony własnej! Odbiera to waszemu sumieniu całą jego niewinność oraz subtelną neutralność, to was przeciw zarzutom i czerwonym chustom zapamiętałymi czyni, to ogłupia, zezwierzęca i zbydlęca, gdy w walce z niebezpieczeństwem, zelżywością, podejrzliwością, wyświecaniem oraz jeszcze dotkliwszemi wrogości następstwami musicie ostatecznie występować aż jako obrońcy prawdy na ziemi, jak gdyby ,,prawda,, była do tyla bezbronną i nieporadną istotą, by potrzebowała obrońców! 


Toć ostatecznie dobrze wam wiadomo, iż zgoła chodzić o to nie powinno, czy to wy właśnie słuszność mieć będziecie, jako też iż żaden jeszcze filozof nie miał dotychczas słuszności, i że cenniejsza rzetelność kryć się może w każdym drobnym pytajniku, który stawiacie po najwłaśniejszch słowach i ulubionych naukach (a przy sposobności po sobie samych) niźli we wszystkich uroczystych gestach i argumentach wobec oskarżycieli i sądów!
 
 
Każdy wyborowy człowiek szuka instynktownie swego przebytku i ustronia, co go wybawia od tłumu, od gawiedzi, od pospólstwa, gdzie wyjątkiem z niej będąc, może zapomnieć o regule ,,człowiek,, (...) Kto przy zetknięciu z ludźmi nie mienił się niekiedy wszystkiemi barwami udręki, kto nie popielał i nie zieleniał ze wstrętu, odrazy, współczucia, zasępienia, osamotnienia, ten na pewno nie jest człowiekiem szlachetniejszego smaku. 
(W tym cytacie Nietzsche podkreśla potrzebę wybitnych jednostek, ,,człowieków wyborowych,, do poszukiwania swojego ustronia, miejsca, które oddziela ich od tłumu, gawiedzi, od pospolitości. To w takim ustroniu mogą oni odzyskać swoją tożsamość i uniknąć utraty swojej indywidualności w masie).
 
 
Cynizm jest to jedyna forma, w której pospolite dusze tem zatracają. 
(Nietzsche krytykuje cynizm jako postawę deziluzji i rezygnacji z wartości, co może prowadzić do utraty indywidualności i szlachetności duszy).
 
 
I nikt nie kłamie tyle, co człowiek oburzony. (ludzie oburzeni mogą być bardziej skłonni do przekłamywania rzeczywistości, być może z powodu silnych emocji i zaangażowania w daną sprawę).
 
 
Trudna to rzecz być zrozumianym, zwłaszcza jeśli się myśli i żyje gangasrotogati, jedynie śród ludzi, którzy myślą i żyją inaczej, mianowicie kurmagati, lub w najlepszym razie ,,trybem żaby,, mandeikagati - czyż nie czynię wszystkiego,, by sam być ,,do zrozumienia trudnym,,? - i wypada już być serdecznie wdzięcznym nawet za dobrą wolę, w niejakiej subtelności interpretacyi okazaną. Co się zaś tyczy ,,dobrych przyjaciół,, którzy są zawsze nazbyt wygodni i właśnie jako przyjaciele do wygody roszczą sobie prawo, to najlepiej przyznać im z góry do nieporozumień luz i arenę, toć uśmiać się jeszcze można; lub całkiem ich się pozbyć, tych dobrych przyjaciół, i także śmiać się!  
(W tym fragmencie Nietzsche mówi, że trudno jest być zrozumianym, zwłaszcza gdy myśli się i żyje inaczej niż większość. Podkreśla, że celowo sprawia, żeby być trudnym do zrozumienia. W odniesieniu do "dobrych przyjaciół" zauważa, że ci, którzy są zawsze wygodni, mogą prowadzić do powierzchownych relacji, sugerując, że czasem warto śmiać się z trudności czy porzucić relacje, które są jedynie wygodne, ale pozbawione głębi)
 
 
Być niezależnym, to rzecz najnieliczniejszych, jest to przywilej silnych. 


Najszczytniejsze poglądy nasze muszą - i winny! - brzmieć jak szaleństwa, zależnie od okoliczności, jak występki, gdy w niedozwolony obiją się sposób o uszy ludzi, do nich niestworzonych i nieprzeznaczonych. (...) Co dla wyższej odmiany człowieka bywa pożywieniem lub pokrzepieniem, to dla całkiem odrębnej i pośledniejszej odmiany jest niemal trucizną. 
(najszczytniejsze lub najwyższe poglądy często są traktowane jako szaleństwo lub występki przez ludzi o niższych duchowych standardach. Nietzsche sugeruje, że nasze najbardziej szlachetne przekonania mogą być trudne do zrozumienia czy akceptacji przez ludzi o niższym poziomie rozwinięcia duchowego. To, co dla jednej grupy ludzi jest pokrzepieniem czy pożywieniem dla duszy, dla innej grupy może być postrzegane jako coś szkodliwego czy wręcz trującego).


Bywają książki, które dla duszy i zdrowia wręcz odmienną posiadają wartość, zależnie od tego, czy działają na duszę pospolitszą, na pośledniejszą energię życiową, czy też na szczytniejszą i możniejszą; w pierwszym razie są to książki niebezpiecznie, podrywające, rozkładające, w drugim zaś okrzyki herolda, co najwaleczniejszych nawoływają do męstwa, Książki, które cały świat czyta, są to zawsze cuchnące książki: przywarł do nich wyziew maluczkich ludzi. Gdzie lud je i pije, nawet gdzie uwielbia, tam cuchnąć zwykło. Nie należy bywać w świątyniach, jeśli chce się czystem oddechać powietrzem.
(Twierdzi także, że książki popularne w skali światowej są często zdegenerowane, ponieważ przyciągają uwagę mas, a ich treść może być ukierunkowana na mniej szlachetne wartości. Nietzsche używa metafory mówiąc, że takie książki "cuchną", sugerując, że są nieczyste, a ich czytelnicy to ludzie o niższych aspiracjach)
 

Właściwa młodości porywczość i pokora ni zazna snadź spokoju, dopóki nie pofałszuje tak rzeczy i ludzie, aż nad nimi napastwić się może, młodość sama przez się jest czemś obłędnem i zwodniczem. 
 
 
Później, gdy młoda dusza rozczarowań udręczona nadmiarem, zwróci się wreszcie podejrzliwie przeciwko sobie samej, wciąż jeszcze gorąca i zapamiętała, nawet w swej podejrzliwości i rozterce sumienia; jakżeż miota się w gniewie, jak niecierpliwie szarpie siebie samą, jak mści się za swe długie zaślepienie, jak gdyby dobrowolną było ono ślepotą! W tym okresie przejściowym karze się siebie samego nieufnością względem swego uczucia; zachwyty swe udręcza się wątpieniem, nawet w spokoju sumienia wyczuwa się niebezpieczeństwo i ni to świadome przyciszenie i wyczerpanie subtelniejszej prawości, a przede wszystkiem staje się zasadniczo po stronie przeciwników ,,młodości,,. Minie lat dziesięć, i przychodzi się do przekonania, że i to wszystko było jeszcze - młodością! 
(Po rozczarowaniach młodości przychodzi okres refleksji i samopodejrzeń, gdzie człowiek staje się nieufny nawet wobec własnych uczuć. Następuje także przewartościowanie wartości i zrozumienie, że to, co wcześniej uważano za "dojrzałe", również było formą młodości. Proces ten kształtuje bardziej zrównoważone spojrzenie na życie).
 
 
Przezwyciężenie morału, w pewnem rozumieniu nawet samoprzezwyciężenie morału, niechaj to będzie nazwaniem dla owej długiej tajemnej pracy, zachowanej dla najsubtelniejszych i najrzetelniejszych, a i najzłośliwszych także sumień dzisiejszych jako dla żywych kamieni probierczych duszy.  
(warto postawić dla własnych morałów wiele pytań ciężkich i niewygodnych, dla testu czy są one autentyczne)
 
 
Za wiele jest czaru i słydyczy w owych uczuciach ,,to dla innych,, ,,to nie dla mnie,, by nie zachodziła potrzeba tać się  tym względzie podwójnie nieufnym i nie zapytać ,,nie sąż to snadź - wabiki?,,. (...) Bądźmyż tedy przezorni! 
(Nietzsche chce podkreślić ostrożność w obliczu pozornej bezinteresowności czy altruizmu, sugerując, że nie zawsze są one takie, jakie się wydają, ale mogą być manipulacyjne).
 
 
Wiara w ,,bezpośrednie pewniki,, jest moralną naiwnością, zaszczyt nam filozofom przynoszącą, jednakże powinniśmy być już wreszcie nie ,,tylko moralnymi,, ludźmi! Poza morałem wiara owa jest niedorzecznością, która nam zgoła nie przynosi zaszczytu! 
(Nietzsche nawołuje do krytycznego podejścia do tradycyjnych pewników moralnych i do poszerzenia zakresu zainteresowań filozofii poza ramy jedynie moralności).
 
 
toć filozof ma właśnie prawo do złego ,,charakteru,, jako istota, którą dotychczas najsnadniej zawsze okpiwano na ziemi, dziś jest on zobowiązany do nieufności, dziś winien zezować złośliwie z wszelkich podejrzeń z otchłani.


(...) wybaczyć mi proszę, gdyż ja to właśnie nauczyłem się od dawna inaczej myśleć, inaczej oceniać oszukiwanie oraz co to znaczy być oszukiwanym, i co najmniej parę szturchańców mam w pogotowiu dla ślepej pasyi, w jaką filozofowie wpadają na myśl, iż oszukanymi być mogą.


Och, Wolterze! Och, humanitarności! Och, idyotyzmie! Z ,,prawdą,, z szukaniem prawdy dzieje się coś dziwnego; i gdy człowiek poczyna sobie przytem nazbyt po ludzku -  il ne cherche la vrai que pour faire le bien (szuka prawdy tylko po to, aby czynić dobro) - idę o zakład, że nic nie znajdzie!


Przypuśćmy, iż nie mamy żadnych innych realnych ,,danych,, okrom naszego świata żądz i namiętności, że do żadnej innej ,,rzeczywistości,, znijść czy wznieść się nie możemy niźli do realności popędów naszych, gdyż myślenie jest tylko wzajemnym stosunkiem tych popędów; nie wolnoż zatem spróbować i pytania postawić, czy nie wystarczają owe ,,dane,, by na podstawie im podobnych dojść do zrozumienia także tak zwanego mechanistycznego (czyli ,,materyalnego,,) świata? Nie chodzi mi tu o zrozumienie świata w znaczeniu złudy, ,,pozoru,, ,,wyobrażenia,, (w znaczeniu berkeleyowskiem i schopenhauerowskiem), lecz jako czegoś, co nie ustępuje w realności samemuż afektowi naszemu, jako pierwotniejszej świata afektów formy. (stawia pytanie, czy nasze wewnętrzne afekty są wystarczającymi "danymi" do zrozumienia zewnętrznego świata, w tym jego aspektów mechanicznych czy materialnych).


,,Wola,, może oczywiście oddziaływać tylko na ,,wolę,, - nie zaś na ,,materyę,, (nie na ,,nerwy,, na przykład) - słowem trzeba odważyć się na hypotezę, czy wszędzie, gdzie rozpoznajemy ,,działania,, nie oddziaływa wola na wolę i czy wszelki przejaw mechaniczny, o ile działa w nim jakaś siła, nie jest właśnie siłą woli, skutkiem woli.


Świat widziany jest od wewnątrz, świat określany i oznaczany ze względu na swój ,,charakter inteligibilny,, - świat ten byłby właśnie ,,wolą mocy,, i ponadto niczem.


,,Jak to? Nie znaczyż to, mówiąc popularnie: Bóg obalony, dyabeł zaś nie?,,. Wręcz przeciwnie! Wręcz przeciwnie, przyjaciele moi! I do dyabła, któż was zmusza mówić popularnie!
(Nietzsche krytykuje powszechne przekonanie, że jeśli ktoś odrzuca Boga, to automatycznie akceptuje Diabła. Nietzsche przekazuje, że takie myślenie jest błędne. Następnie zachęca czytelników do odrzucenia popularnych, utartych przekonań i myślenia indywidualnie, nie zważając na powszechną opinię. Nietzsche podkreśla, że nie ma potrzeby podążania za powszechnym mówieniem czy myśleniem, zachęcając do bardziej niekonwencjonalnego podejścia).


Nikt nauki jakiejś jedynie przeto, iż uszczęśliwia lub cnotliwym czyni, nie uzna tak łacno za prawdziwą, z wyjątkiem snadź lybych ,,idealistów,, zachwycających się dobrem, prawdą, pięknem i stawy swe zarybiających bez wyboru wszystkimi rodzajami pstrych, niemrawych i dobrodusznych zachcianek. Szczęście i cnota argumentami nie są zgoła.


Coś prawdziwem być winno, chociaż by było zarazem w najwyższym stopniu szkodliwe i niebezpieczne, ba, mogłoby to stanowić nawet zasadniczą właściwość bytu, iż doskonale poznanie niosłoby zagładę temu, kto by je posiadał, przeto o dzielności jakiegoś ducha wnioskowałoby się z tego, ile ,,prawdy,, znieść on jeszcze może, mówiąc wyraźniej, do jakiego stopnia należałoby mu ją rozcieńczyć, osłodzić, przysłonić, przytłumić, pofałszować.
 
 
Wszystko, co głębokie, lubi maskę; rzeczy zaś najgłębsze nienawidzą nawet obrazu i przypowieści. Nie byłożby przeciwieństwo właściwem dopiero przebraniem, pod którem skrywałby się wstyd jakiegoś boga? Zagadkowe pytanie, byłoby dziwnem, gdyby który z mistyków nie potrącił już gdzieś zuchwale o nie.
(głębokie i istotne aspekty życia często ukrywają swoje znaczenie za zewnętrznymi maskami. W kontekście Boga, Nietzsche zastanawia się, czy przeciwieństwo głębokiej prawdy nie jest swoistym przebraniem, za którym kryje się coś intymnego, a nawet wstydliwego, związanego z Bogiem. Prawda może być bolesna i ukryta, zwłaszcza ta, która ma głębsze znaczenie lub istotę.).
 
 
Nie najgorsze to rzeczy, których wstydzimy się najbardziej, nie tylko złość tai się za maską, ileż to dobroci bywa w podstępie!
(nie zawsze można jednoznacznie ocenić rzeczy tylko przez pryzmat tego, co ukazuje się na powierzchni, ponieważ głębsze motywacje mogą być skrywane za różnymi maskami i pozorami)
 
 
Taki człowiek skryty, który instynktownie posługuje się mową gwoli milczeniu i przemilczaniu, i niewyczerpany jest w wybiegach przed zwierzeniami, chce i wymaga tego, by w głowach i w sercach przyjaciół zamiast niego samego tułała się jego maska. 
(Nietzsche sugeruje, że ta osoba używa mowy, aby stworzyć swoją maskę, czyli fałszywą stronę siebie. Mówiąc gwoli milczenia i przemilczania, stara się zachować pewną tajemnicę lub nie ujawniać pełnej prawdy o sobie. Jednak jednocześnie chce, aby jego maska, czyli fałszywa reprezentacja, krążyła w umysłach i sercach przyjaciół. Chodzi tu o kontrolę nad tym, jak jest postrzegany przez innych, utrzymując jednocześnie pewną odległość czy tajemnicę co do swojej prawdziwej tożsamości).


Każdemu głębokiemu duchowi potrzeba maski, co więcej, dokoła każdego głębokiego ducha tworzy się nieustannie maska, dzięki zawsze fałszywemu, mianowicie płytkiemu tłumaczeniu każdego słowa, każdego postępku, każdego jego znaku życia.
(Maska pełni funkcję ochronną, umożliwiając głębokiemu duchowi utrzymanie tajemnicy oraz pozostanie nie do końca zrozumiałym i nieprzejrzystym dla innych. Wprowadzając element fałszu, głęboki duch utrzymuje kontrolę nad tym, jak jest interpretowany przez otoczenie, co przyczynia się do zachowania pewnej odległości i nieuchwytności. Nietzsche zdaje się widzieć w tym potrzebę ochrony głębokiej natury przed zbyt łatwym dostępem i zrozumieniem ze strony otoczenia).
 
 
Należy doświadczać siebie samego, czy jest się przeznaczonym do niezależności i rozkazywania, i to we właściwej porze. Nie trzeba swym próbom schodzić z drogi, acz są one najniebezpieczniejszą snadź igraszką, w jaką wdać się można, i ostatecznie jeno próbami dokonywanemi wobec nas samych jako świadków, nie zaś przed żadnym innym sędzią. Nie przywiązywać się do żadnego człowieka, chociażby najmilszego, każdy człowiek jest więzieniem i cieśnią. Nie przywiązywać się do ojczyzny, chociażby najnieszczęśliwszej i najbardziej pomocy potrzebującej, nie tak już ciężko oderwać się sercem od ojczyzny zwycięskiej. Nie przywiązywać się do żadnego współczucia, chociażby ogarniało człowieka wyższego, w którego niezwyczajną beznadziejność i mękę przypadkiem zajrzeć nam dano. Nie przywiązywać się do żadnej wiedzy, chociażby kusiła najdrogocenniejszymi, pozornie dla nas właśnie nagromadzonymi skarbami. Nie przywiązywać się do wyzwolenia swojego, do owej rozkosznej dali i obczyzny ptaka, co coraz dalej wzlata, by coraz więcej widzieć pod sobą, niebezpieczeństwo latającego. Nie przywiązywać się do własnych cnót, całości swej nie składać w ofierze jakowejś swej cząstce, na przykład ,,gościnności,, swojej, najgroźniejsze to niebezpieczeństwo dusz wyszczytnionych i bogatych, które szafarzą sobą rozrzutnie, obojętnie niemal, i szczodrości swej cnotę posuwają aż do występku. Trzeba umieć zachować siebie - oto najtrudniejsza niezależności próba.
(każdy człowiek, więź, ojczyzna, współczucie, wiedza czy cnota mogą stać się więzieniem, jeśli się do nich zbyt mocno przywiązujemy. Nietzsche zaleca nieprzywiązanie się do tych rzeczy, zachowanie niezależności i ostrożność w dążeniu do własnej wolności)
 
 
Wyłania się nowy rodzaj filozofów, poważam się niezbyt bezpiecznem ochrzcić ich mianem. (...)


Czyż są nowymi przyjaciółmi ,,prawdy,, ci nadchodzący filozofowie? Nader prawdopodobnie, gdyż wszyscy filozofowie lubili dotychczas swe prawdy. To jednakże pewna, iż nie będą oni dogmatykami. Byłoby to wbrew ich dumie, a także wbrew smakowi, gdyby ich prawda dla byle kogo miała być prawdą, acz było to dotychczas tajnem życzeniem i ubocznym sensem wszystkich dążeń dogmatycznych. ,,Mój sąd jest moim sądem, kto inny niełacno ma do niego prawo,, - rzecze snadź taki filozof przyszłości. Trzeba się otrząsnąć ze złego smaku, by zgadzać się z wieloma. ,,Dobro,, już nie jest dobre, gdy przejdzie w usta sąsiada. A dopieroż ,,dobro wspólne,, jakżeby istnieć mogło! Słowo to przeczy sobie samemu: co wspólnem być może, to zawsze niewiele warto. Ostatecznie musi być tak, jak jest i jak było zawsze: rzeczy wielkie zachowano dla wielkich, bezdnie dla głębokich, pieściwości i drżenia dla subtelnych, ogółem i zwięźle zaś, wszystko niezwyczajne dla niezwyczajnych.
 
 
(...) Słowem, do niwelatorów należą niestety te rzekome ,,wolne duchy,, są bowiem wymownymi i bazgrzącymi sprawnie piórem niewolnikami demokratycznego smaku tudzież swych ,,nowoczesnych idej,,; pospołu ludzie próżni samotności, własnej próżni samotności, niemrawi poczciwcy, którym odwagi ni szanowości odmówić nie można, jedno iż są tacy niewolni i do śmieszności powierzchowni, przede wszystkiem dla swej zasadniczej skłonności, by w dotychczasowym ustroju dawnego społeczeństwa dopatrywać się poniekąd przyczyny wszystkiej niedoli i niepowodzeń ludzkich, przy czem oczywiście wywraca się prawdę na nice! (...) obie ich do przesytu powtarzane pieśni i nauki brzmią: ,,równość praw,, oraz ,,współczucie dla wszystkiego cierpiącego,, a cierpienie samo uważają za coś, co precz usunąć należy.
 

(...) gdy zaś tego potrzeba, nawet straszydła, a dzisiaj potrzeba tego, mianowicie ile że jesteśmy urodzonymi, zaprzysiężonymi, zazdrosnymi przyjaciółmi samotności, właściwej nam najgłębszej, najpółnocniejszej, najpołudniowszej samotności, takim to rodzajem ludzi jesteśmy, my wolne duchy! a snadź i wy także jesteście tem poniekąd, wy nadchodzący, wy nowi filozofowie?
 
 
Wiara chrześcijańska jest od początku wyrzeczeniem się: wyrzeczeniem się wszelkiej swobody, wszelkiej dumy, wszelkiego przeświadczenia o sobie ducha, zarazem poniżeniem i samowyszydzeniem, samookaleczeniem. Okrucieństwo i religijny fenicyzm jest w tej wierze, wymaganej od zwątlonego, złożonego, przewrażliwionego sumienia, wychodzi ona z założenia, iż uległość ducha jest czemś nieopisanie bolesnem, iż cała przeszłość i przyzwyczajenia takiego ducha opierają się temu absurdissimum, jakiem przedstawia się mu ,,wiara,,.


,,Oświecenie,, oburza, niewolnik pragnie bowiem bezwzględnego, i w morale pojmuje jeno to, co tyrańskie, kocha, jak nienawidzi bez nuance'y, aż do głębi, aż do bólu, aż do choroby, ogrom jego ukrytego cierpienia oburza się przeciw dostojnemu smakowi, który zda się przeczyć cierpieniu. 
(niewolnik czuje oburzenie wobec idei ,,Oświecenia,,. Dla niego ważne są bezwzględna władza i moralność pojmowana jako coś tyrańskiego. Jego uczucia miłości i nienawiści są skrajne, a cierpienie stanowi istotę jego życia. Idea unikania cierpienia jest dla niego trudna do zrozumienia).

 
(...) zdało się to ludziom namacalnym dowodem, iż ,,człowiek lichy,, staje się naraz ,,świętym,, człowiekiem dobrym. Psychologia dotychczasowa osiadła na tej mieliźnie, nie stałoż się to głównie dlatego, iż poddała się panowaniu morału, iż wierzyła nawet w przeciwieństwa wartości moralnych i przeciwieństw tych w tekście oraz istotnym stanie rzeczy dopatrywała się, doczytywała, domniemywała? Jak to? ,,Cud,, jeno błędem w intepretacyi? Jeno usterką filologiczną? 
(Nietzsche stawia pod znakiem zapytania istniejące pojęcia moralności i świętości, sugerując, że są one obarczone pewnym stopniem iluzji wynikającej z przyjęcia ustalonych norm).
 
 
To tak miło, tak pochlebnie mieć własnych swych antypodów!


To, co w religijności starożytnych zdumiewa Greków, polega na nieogarnionej pełni wdzięczności, jaka z niej się roztacza, nader to dostojny rodzaj człowieka, który zapatruje się tak na przyrodę i na życie! - Później, gdy w Grecyi czerń wzięła przewagę, religię zachwaszcza także trwoga; i jęło przygotowywać się chrześcijaństwo.
 
 
(...) Uczony dopiero przy pomocy historyi (a więc nie ze swego osobistego doświadczenia) zdobywa się względem religij na korną powagę oraz jakowąś trwożną oględność; atoli chociażby uczucie jego spotęgowało się względem nich aż do wdzięczności, to jednak nie zbliża się on osobiście ani na krok do tego, co istnieje jeszcze jako kościół lub pobożność. 
 
 
Dla silnych, niepodległych, do rozkazywania przygotowanych i przeznaczonych, w których ucieleśnia się zmysł i umiejętność rasy władczej, jest religia jednym środkiem więcej, by pokonywać przeszkody, by móc panować, jako węzeł, co zespala władcę z poddanym i sumienie tego ostatniego, jego skrytości i tajniki posłuchu uniknąć rade przed pierwszym wydaje i odpowiedzialnymi czyni. (...) (fragment ukazuję społeczną funkcję religii jako narzędzia władzy, pomagającego utrzymać porządek, kontrolę i lojalność w społeczeństwie, szczególnie w kontekście osób uważających się za silne i przygotowane do panowania).
 
 
Zwyczajnym wreszcie ludziom, najliczniejszym, którzy istnieją jeno gwoli służbie i pożytkowi ogólnemu i jeno po to istnieć powinni, daje religia nieocenione zadowolenie ze swego losu i sposobu życia, niejednokrotnie spokój serca, wyszlachetnienie posłuszeństwa, z im równymi jedną więcej wspólną dolę i niedolę, oraz gdyby uświęcenie i upiększenie, gdyby usprawiedliwienie całej powszedności, całej poziomości, całego na wpół zwierzęcego dusz ich ubóstwa. Religia i religijne pojmowanie życia rzuca blaski słoneczne na takich wiecznie udręczonych ludzi i nawet własny widok znośniejszym im czyni, oddziaływa na nich jak na cierpiących wyższego rzędu epikurejska zwykła wpływać filozofia, kojąc, wysubtelniając, cierpienie niejako zużytkowując, w końcu nawet uświęcając i usprawiedliwiając.
 
 
W chrześcijaństwie i buddyzmie nie masz snadź nic czcigodniejszego od mistrzostwa, z jakiem w najbardziej upośledzonych wpajają zasadę, by swą pobożnością podnosili się na wyższe szczeble w urojonym ładzie rzeczy i w ten sposób wytrwali w zadowoleniu z ładu rzeczywistego, w którego zakresie los uciska ich srodze, tej zaś srogości potrzeba właśnie! (krytykuje chrześcijaństwo i buddyzm, twierdząc, że te religie kładą duży nacisk na osiąganie duchowego mistrzostwa poprzez pobożność, co według niego prowadzi do urojonego pojmowania rzeczywistości. Zamiast tego, sugeruje, że ludzie powinni akceptować trudności życiowe bez uciekania się do iluzorycznych nagród duchowych, co wymaga wytrwania w zadowoleniu z rzeczywistego porządku, nawet gdy los jest surowy).
 
 
Na koniec wszakże, by religiom takim wytknąć również ich strony ujemne i wyjawić grozę ich niebezpieczeństwa, przepłaca się to zawsze drogo i straszliwie, gdy religie nie są środkami hodowczymi i wychowawczymi w ręku filozofa, lecz panują niezależnie i samowładnie, kiedy same ostatecznymi chcą być celami, nie zaś środkiem obok innych środków. Śród ludzi, jak śród każdej innej odmiany zwierząt, istnieje nadwyżka chybionych, chorych, zwyrodniałych, ułomnych, z konieczności cierpiących; udałe osobniki należą i śród ludzi zawsze do wyjątków, jeśli zaś zważymy, iż człowiek jeszcze nie jest ustalonem zwierzęciem, do nielicznych wyjątków. A co gorsza: im wyższego rzędu jest typ jakiegoś człowieka, przez tegoż reprezentowany, tem bardziej wzmaga się jeszcze nieprawdopodobieństwo, iż człowiek ten się uda; przypadkowość, prawo niedorzeczności w zbiorowem gospodarstwie ludzkości objawia się najstraszliwiej niszczącem swem oddziaływaniem na ludzi wyższych, których warunki życiowe są subtelne, zawiłe i do obliczenia trudne, Jakżeż zachowują się tedy obie wymienione największe religie wobec tej nadwyżki osobników chybionych? Starają się podtrzymać, przy życiu utrzymać, co jeno utrzymać się daje, ba, nawet stają zasadniczo po ich stronie jako religie cierpiących, przyznają wszystkim tym słuszność, którym dolega życie gdyby jaka choroba, i chciałby przeprzeć, by każde inne odczuwanie życia zdawało się fałszem i było niemożliwością. Chociażbyśmy tę ochronną i podtrzymującą pieczołowitość, o ile ogarniała i ogarnia ona krom wszystkich innych także najwyższy dotychczas zawsze niemal najbardziej cierpiący typ człowieczy, ocenili jak najwyżej, to jednak w rachunku ogólnym religie dotychczasowe, mianowicie religie samowładne, należą do głównych przyczyn powstrzymujących ludzkość na niszczym szczeblu rozwojowym, zachowały za wiele tego, co winno było ulec zagładzie. Zawdzięcza się im niezmiernie wiele; i któż jest tak szczodrze uposażone wdzięcznością, by nie zubożał wobec tego wszystkiego, co na przykład ,,duchowni,, chrześcijańscy uczynili dotychczas dla Europy! A jednak, acz darzyli cierpiących pociechą, uciśnionych i zrozpaczonych otuchą, niesamodzielnych pomocą i podporą, acz wnętrznie rozdartych i zdziczałych wywabiali ze społeczeństwa w zacisza klasztorne i więzienne dla duszy cele, cóż okrom tego musieli czynić, by ze spokojem sumieniem pracować tak zasadniczo nad utrzymywaniem wszystkiego chorego i cierpiącego, to znaczy po prawdzie i w istocie rzeczy nad upośledzeniem europejskiej rasy? 
(religie, stając się samodzielnymi celami, a nie środkami w rękach filozofa, mogą przyczynić się do utrzymania słabości i chorób w społeczeństwie, zwłaszcza jeśli wspierają jednostki o wyższym rzędzie, które są bardziej podatne na niepowodzenia. Nietzsche kwestionuje pozytywny wpływ religii na rozwój społeczeństwa).
 
 
Wszystkie wartości wywrócić na nice - oto, co musieli! Więc skruszyć silnych, wielkie nadwątlić nadzieje, szczęście znajdowane w piękności podejrzanem uczynić, wszystkie świetności pełne, męskie, zdobywcze, spragnione władzy, wszystkie instynkty, właściwe najszczytniejszemu i najdoskonalszemu typowi ,,człowieka,, przedzierzgnąć w niepewność, w wyrzuty sumienia, samounicestwienie, ba, nawet wszystką miłość doczesności i panowania nad światem przetworzyć w nienawiść świata i ziemskości - to pozostawił sobie i postawić sobie musiał kościół za zadanie, aż wedle jego osądu ,,odświatowienie,, ,,odzmysłowienie,, i ,,człowiek wyższy,, w jedno stopili się uczucie. 
(kościół musiał przekształcić normy, aby osiągnąć swoje cele. Zdaniem Nietzschego, aby stworzyć ,,nadczłowieka,, konieczne było przekształcenie dotychczasowych wartości, takich jak siła czy sukces, w ich przeciwieństwa, a także odejście od tradycyjnych norm na rzecz nowych form egzystencji).


Jeżeli przypuścimy, iż dałoby się szczydrem bezstronem okiem jakiegoś epikurejskiego boga ogarnąć cudacznie bolesną i w równej mierze prostaczą jak subtelną komedyę europejskiego chrześcijaństwa, to jestem przekonany, że można by się dziwić i śmiać bez końca, nie zdajeż się bowiem, iż jedyną wolą, która przez osiemnaście wieków władała Europą, było szczytny dziwoląg uczynić z człowieka? Kto wszakże z odmiennemi skłonnościami, nie już po epikurejsku, lecz z jakowynś boskim w ręku młotem zabrałby się do tego rozmyślnego niemal zwyrodnienia i zmarnienia człowieka, jakiemu uległ Europejczyk chrześcijański (Pascal na przykład), nie byłżeżby zmuszony zawołać z gniewem, ze współczuciem, z przerażeniem: ,,Och, wy głupcy, wy pretensyonalni litościwi głupcy, cozeście uczynili! Byłaż to praca dla rąk waszych! Jakżeście mi najpiękniejszy głaz pokiereszowali i zaszpecili! Jakżeście wy śmieli!,, - Chciałem powiedzieć: chrześcijaństwo było dotychczas najfatalniejszym rodzajem przecenienia sił własnych. Ludzie nie dość wysocy i nie dość twardzi, by mogli kształtować człowieka jako artyści; ludzie nie dość silni i nie dość dalekowidze, by z górnem samoprzezwyciężeniem puścić wodze pierwszoplanowemu prawidłu tysiąckrotnego niepowodzenia i zagłady; ludzie nie dość dostojni, by dojrzeć bezdennie rozmaitą hierarchię dostojeństwa i rozdział dostojeństwa między człowiekiem a człowiekiem; tacy to ludzie, ze swem ,,równość przed Bogiem,, rozstrzygali dotychczas o losach Europy, aż dochowali się w końcu umniejszonego śmiesznego niemal gatunku zwierzęcia stadnego, czegoś dobrodusznego, chorobliwego, miernego, dzisiejszego Europejczyka...
(Twierdzi, że idea "równości przed Bogiem" doprowadziła do upadku Europy, tworząc społeczeństwo, które jest miernym, chorobliwym i dzisiejszym Europejczykiem. Nietzsche podkreśla, że chrześcijaństwo działało na szkodę naturalnej hierarchii i samoprzezwyciężenia, prowadząc do degeneracji społeczeństwa)

 
Kto jest nauczycielem do głębi duszy, ten wszystkie rzeczy bierze poważnie jeno ze względu na swych uczniów, nawet siebie samego. 
(prawdziwy nauczyciel, który zna duszę ucznia, traktuje wszystko poważnie ze względu na dobro swoich uczniów, nawet siebie samego).
 
 
,,Poznanie dla niego samego,, - ostatnie to sidło, które zastawia morał; można zamotać się niem raz jeszcze w morał całkowicie.
(chociaż dążenie do poznania samo w sobie jest ważne, moralność może stanowić pułapkę dla tego dążenia. Może to oznaczać, że zbyt rygorystyczne trzymanie się norm moralnych może ograniczać swobodę poznawczą i interpretacyjną).
 
 
Czar poznania byłby niewielki, gdyby na drodze do niego nie trzeba było tyle pokonywać wstydu.


Najnieuczciwszym jest się względem swego bóstwa: grzeszyć mu nie wolno!


Pozwalać drugim pomiatać sobą, okradać, okłamywać i wyzyskiwać siebie, skłonnością tą objawiałby się snadź wstyd boga wśród ludzi.


Kochać jednego jest barbarzyństwem, gdyż dzieje się to ze szkodą wszystkich innych. Nawet gdy się kocha Boga.
 
 
,,Zrobiłem to,, powiada moja pamięć. ,,Nie mogłem zrobić tego,, - powiada duma moja i jest nieubłagana. W końcu - pamięć ulega. 
(nasza duma może utrudniać nam przyznanie się do błędów czy niepowodzeń).
 
 
Źle ten przypatrywał się życiu, komu nie zdarzało się widzieć ręki, która w dobrotliwy sposób - zabija.
(dobroć może być jednocześnie źródłem zła lub trudności).
 
 
Gdy ma się charakter, ma się także typowe w swem życiu zdarzenia, które wciąż się powtarzają. 
(rozumiem to jako nawyki)
 
 
Mędrzec jako astronom. - Dopóki odczuwasz gwiazdy jako coś ,,nad sobą,, dopóty nie posiadasz ty jeszcze wzroku mędrca.
 
 
Nie siła, lecz trwałość szczytnych odczuwań szczytnego tworzy człowieka.
(nie chodzi tylko o momentalne przeżycia czy chwilowe wzloty, ale o zdolność utrzymania szczytnych wartości i uczuć w dłuższej perspektywie czasowej).
 
 
Kto swój ideał osiąga, ten wyrasta już tem samem ponad niego.
(osoba, która osiąga swój ideał, nie zatrzymuje się na osiągniętym poziomie, ale raczej wzrasta ponad niego).
 
 
Niejeden paw ukrywa pawi swój ogon przed spojrzeniami innych i zwie to swoją dumą. 
(ludzie ukrywają swoje najbardziej wartościowe i imponujące cechy przed innymi ludźmi z powodu nieśmiałości, obaw przed oceną).
 
 
Człowiek genialny bywa nieznośnym, jeśli nie posiada ponadto dwóch jeszcze co najmniej zalet: wdzięczności i czystości duchowej. 
(Wdzięczność może oznaczać szacunek i uznanie dla innych ludzi oraz docenianie ich wpływu na nasze życie. Czystość duchowa odnosi się z kolei do moralnej integralności, uczciwości i prawości charakteru).
 
 
W pokojowych okolicznościach napada wojowniczy człowiek na siebie samego.
 
 
Zasadami swemi pragnie się swe nawyknienia poskromić albo usprawiedliwić, albo uczcić, albo zelżyć, albo utaić, dwóch ludzi o jednakowych zasadach pragnie zatem prawdopodobnie przecież czegoś zasadniczo różnego.
(To podkreśla złożoność ludzkiej natury i pokazuje, że nawet gdy ludzie mówią o tych samych wartościach czy zasadach, to ich indywidualne cele, intencje i sposoby interpretacji tych zasad mogą być znacząco różne).
 
 
Rzecz, która się wyjaśnia, przestaje nas obchodzić. - Co mniemał bóg ów, który doradzał: ,,poznaj siebie samego!,,. Znaczyło to snadź: ,,przestań zajmować się sobą! bądź przedmiotowym!,,.


Straszna to rzecz umrzeć w morzu z pragnienia. Musicież waszą prawdę aż tak przesalać, by nie gasiła już nawet pragnienia?


,,Współczucie względem wszystkich,, - byłoby srogością i tyranią względem ciebie, mój panie sąsiedzie!
(wymaganie współczucia dla wszystkich może być dla jednostki nie tylko trudne, ale nawet uznane za srogą i tyraniczną presję).
 
 
Kobieta uczy się nienawidzić, w miarę jak czarować - się oducza.
(kobiety, ucząc się uroku, jednocześnie mogą być kształtowane do nienawidzenia pewnych aspektów siebie, z powodu społecznych oczekiwań i presji).


Jednakże u mężczyzny i kobiety uczucia różnią się przecież w tempie, dlatego nieporozumienia między mężczyzną a kobietą nie ustają.


Kobiety same poza całą próżnością osobistą czują jednakże jeszcze nieosobistą pogardę - dla ,,kobiety,,.
(Kobiety doświadczają nieosobistej pogardy związanej z ogólnym pojęciem ,,kobieta,, w społeczeństwie, związane jest to m.in stereotypami, oczekiwań i presji).


Spętane serce, wolny duch. - Gdy się swe serce skrępuje i uwięzi, można swemu duchowi wielu użyczyć swobód; już to raz powiedziałem. Atoli nie daje się temu wiary, o ile nie wie się już tego [---]
(mimo ograniczeń serca, duch jednostki może pozostawać wolny. Osiągnięcie tej wolności wymaga jednak zrozumienia i świadomości).
 
 
Bardzo roztropnym ludziom poczyna się nie dowierzać, gdy popadają w zakłopotanie.
(bardzo roztropnym ludziom może przestawać się ufać, gdy przejawiają oznaki zakłopotania. Cytat ten odnosi się do tendencji ludzi do oceniania innych na podstawie ich trudności czy chwilowej słabości)
 
 
Straszliwe przygody nasuwają domysł, czy ten, kto ich doznał w życiu, sam nie jest czemś straszliwem.


Przygnębieni, melancholijni ludzie dzięki temu właśnie, co innych przygnębia, dzięki miłości i nienawiści stają się lżejszymi i wypływają chwilowo na swą powierzchnię.


Taki zimny, taki lodowaty, iż palce parzy! Każda dłoń, która go dotknie, cofa się, drżąc. - I dlatego właśnie zda się niektórym żarem.


Któż gwoli swej dobrej opinii nie poświęcił już kiedyś - siebie samego? 
(ludzie są gotowi zrezygnować z części siebie dla zdobycia aprobaty czy pozytywnej opinii innych).
 
 
W poufaleniu się z ludźmi nie ma zgoła nienawiści do ludzi, ale dlatego właśnie za wiele pogardy dla ludzi. 
(Osoba nie odczuwa silnej negatywnej emocji, ale traktuje innych z lekceważeniem, co utrudnia budowanie pozytywnych relacji społecznych).
 
 
Dojrzałość męska - znaczy to odzyskać powagę, jaką się miewało przy zabawie za lat dziecięcych.


Swej niemoralności się wstydzić - jest to pierwszy topień schodów, u których szczytu wstydzi się człowiek także swej moralności.


Należy rozstawać się z życiem, jak Odyseusz rozstawał się z Nauzykaą: błogosławiący raczej niż zakochany.
(przyjęcie życia takim, jakie jest, z jego radościami i trudnościami, zamiast wpadania w nadmierne emocje czy naiwną miłość do świata, która może prowadzić do rozczarowań).
 
 
Jak to? Wielki człowiek? A ja wciąż widzę jeno aktora własnego ideału.


Gdy się tresuje swe sumienie, to gryząc, całuje nas ono zarazem.


Rozczarowany mówi ,,Oczekiwałem echa, a usłyszałem jeno pochwałę,,.
 
 
Wszyscy udajemy przed sobą niemądrzejszych niźli jesteśmy, wypoczywamy w ten sposób po naszych bliźnich.
 
 
Miłość odwzajemniona winna być właściwie rozczarowywać kochającego do istoty kochanej. ,,Jak to? jestże na tyle skromna, by kochać nawet ciebie? Lub na tyle głupia? Czy też [---] czy też [---],,. 


Niebezpieczeństwo w szczęściu. - ,,Teraz ze wszystkiem jest mi dobrze, teraz kocham już los każdy, kto ma ochotę być moim losem?,,.


Nie miłość bliźniego, lecz bezwład ich miłości bliźniego nie dozwala chrześcijanom dzisiejszym - palić nas na stosie.
 
 
Wolnemu duchowi, ,,zbożnemu wyznawcy poznania,, - bądź co bądź mniej przypada do smaku (do jego ,,zbożności,,) pia fraus niż impia fraus. Stąd to głębokie niezrozumienie kościoła znamionujące typ ,,wolnego ducha,, jako jego niewola.


Mocą muzyki lubują się namiętności w sobie samych.
(Muzyka ma moc wywoływania namiętności i emocji wewnątrz jednostki).
 
 
Zjawisk moralnych nie ma wcale, istnieje tylko moralny wykład zjawisk [---] 
(Nietzsche kwestionuje obiektywność zjawisk moralnych, twierdząc, że same w sobie nie są one obiektywne, ale wynikają z ludzkiego interpretowania i nadawania wartości. Stwierdzenie ,,moralny wykład zjawisk,, sugeruje, że to, co uznajemy za moralne, wynika z naszych subiektywnych ocen i interpretacji, a nie z istnienia obiektywnych wartości moralnych).
 
 
Złoczyńca nie dorasta nader często do swojego czynu: umniejsza go bowiem i spotwarza.
(osoba popełniająca zło często nie zdaje sobie sprawy z pełnego zakresu swojego czynu. Może to wynikać z tego, że próbuje zminimalizować lub zniekształcić swoje złe działania, aby ułatwić sobie zaakceptowanie ich).
 
 
Próżność naszą najtrudniej urazić wtedy, gdy urażono już dumę naszą.
(ludzie są najbardziej odporni na krytykę lub obrażanie ich samego, gdy wcześniej została już naruszona ich duma).
 
 
Kto czuje, że jest przeznaczony do rozmyślań, nie zaś do wierzeń, dla tego wszyscy wierzący są zbyt hałaśliwi i natrętni: broni się przed nimi


,,Chceszli go zjednać sobie? Udawajże przed nim zakłopotanego,,.
(jeśli chcesz zdobyć czyjąś przychylność lub sympatię, udawaj, że jesteś przed tą osobą zakłopotany).
 
 
Ogromne oczekiwania co do miłości płciowej oraz wstyd w tych oczekiwaniach psują kobietom z góry wszystkie perspektywy. 
 
 
Gdzie w grę nie wchodzi miłość lub nienawiść, tam gra kobieta miernie. 
 
 
Wielkie epoki naszego życia zaczynają się tam, gdzie zdobywamy się na odwagę nasze najgorsze przechrzić w nasze najlepsze. 
 
 
Chęć przezwyciężenia jakiegoś uczucia jest jednakże w końcu jeno pragnieniem innego lub kilku innych uczuć.
(Zdanie to sugeruje, że próba przezwyciężenia jednego uczucia może skończyć się jedynie pragnieniem innego lub kilku innych uczuć). 
 
 
Istnieje niewinność podziwu: ten ją posiada, komu nigdy jeszcze na myśl nie przyszło, że mógłby także być kiedyś podziwianym.


Wstręt do brudu może być tak wielki, iż nie dozwala nam się oczyszczać, ,,usprawiedliwiać,,


Zmysłowość przyspiesza niejednokrotnie wzrost miłości, iż korzenie tejże są za słabe i łatwo wyrwane być mogą.
(chociaż zmysłowość może przyspieszyć wzrost miłości, trwałość tej miłości zależy od solidnych i trwałych podstaw, które mogą łatwo ulec zerwaniu, jeśli są zbyt słabe).
 
 
Subtelność to nie lada, iż Bóg nauczył się po grecku, gdy zapragnął zostać pisarzem, i że nie nauczył się lepiej.


Radość z pochwały cudzej bywa u niejednego jeno grzesznością serca - i czemś wręcz różnem od próżności ducha.


Konkubinat uległ także skażeniu, przez małżeństwo.
(wprowadzenie instytucji małżeństwa miało negatywny wpływ na społeczne postrzeganie innych form związków).
 
 
Kto nawet na stosie weseli się jeszcze, ten nie tryumfuje nad bólem, lecz przeto, iż nie doznał tam bólu, gdzie się go spodziewał. Przypowieść. 
(radość wynika z faktu, że osoba nie doznała bólu, którego się spodziewała na stosie. Radość ta może wynikać z ulgi i zdziwienia, że cierpienie nie jest tak dotkliwe, jak się zakładało).
 
 
Gdy musimy zmienić o kimś zdanie, pamiętamy mu gorzko przykrość, jaką nam tem wyrządził.
 
 
Wstyd wszystkich prawdziwych kobiet nie znosi wiedzy. Doznają one przytem wrażenia, jak gdyby chciano im w ten sposób zajrzeć pod skórę, gorzej jeszcze! pod suknie i stroje.


Im abstrakcyjniejszą jest prawda, której chcesz nauczać, tem bardziej musisz nęcić ku niej zmysły.
(potrzebę stosowania konkretnych, zmysłowych przykładów czy ilustracji w procesie nauczania, aby uczynić abstrakcyjne koncepcje bardziej zrozumiałymi i pociągającymi dla odbiorców).


Szatan ma niezmiernie rozległe perspektywy dla Boga, dlatego stoi od niego tak daleko, mianowicie szatan jako najstarszy miłośnik poznania.
(Szatan jest opisany jako najstarszy miłośnik poznania z głębokim zrozumieniem Boga, ale zachowuje pewną odległość od Niego).


Płci łudzą się co do siebie wzajem, skutkiem tego czczą i kochają w istocie rzeczy jeno siebie samych (czyli swój własny ideał, by wyrazić się grzeczniej). I tak mężczyzna pragnie u kobiety zgodności, atoli kobieta jest właśnie, na podobieństwo kota, zasadniczo niezgodna, acz przyswoiła sobie bezsprzeczne pozory spokoju.
(mężczyźni i kobiety często mają złudzenia co do siebie, odnosząc się do pewnych oczekiwań czy pragnień).


Najdotkliwiej bywamy karani za nasze cnoty.
(kary są często nakładane w związku z pozytywnymi i moralnie wartościowymi cechami czy działaniami).


Kto drogi do swego ideału znaleźć nie umie, ten żyje lekkomyślniej i bezczelniej niż człowiek bez ideału.


Od zmysłów pochodzi dopiero wszelka wiarogodność, wszelki spokój sumienia, wszelka oczywistość prawdy.
(rola zmysłów jest fundamentalnym źródłem naszych przekonań i pewności, zarówno moralnej, jak i poznawczej).


Faryzeizm nie jest zwyrodnieniem dobrego człowieka: znaczenia jego cząstka jest owszem potrzebna, by człowiek był dobry.


Jeden szuka położnika dla swoich myśli, drugi kogoś, komu by pomógł, w ten sposób powstaje zajmująca rozmowa.


Przestając z uczonymi i literatami, można łacno przeliczyć się na odwrót, poza niezwykłym uczonym kryje się nierzadko mierny człowiek, a poza miernym artystą dość nawet często - nader niepospolity człowiek.
(Zdanie to podkreśla ważność rozumienia, że wartość jednostki nie zawsze wynika z jej publicznego obrazu czy związku z określonym obszarem działań).


Na jawie postępujemy podobnie jak we śnie: wynajdujemy i wymarzamy sobie dopiero człowieka, z którym przestajemy, i zapominamy o tem niezwłocznie.
(Zdanie to zwraca uwagę na nietrwałość czy ulotność naszych marzeń czy oczekiwań związanych z relacjami, zarówno w rzeczywistości, jak i śnie).


W zemście i miłości kobieta jest bardziej barbarzyńska niż mężczyzna.


Rada jako zagadka. - ,,Będzie kochanie długiem kochaniem, lecz pierwej musisz zjeść zęby na niem,,.


Brzuch jest powodem, iż człowiek nie uważa siebie tak łacno za boga.


Najwstydliwsze, jakie słyszałem, słowa: Dans le veritable amour c'est I'ame, qui enveloppe le corps. (,,W prawdziwej miłości to dusza obejmuje ciało,,).
(prawdziwe zrozumienie i połączenie między ludźmi zachodzi na poziomie ducha, a nie tylko ciała).


Próżność nasza chciałaby, by właśnie to, z czego wywiązujemy się najlepiej, wydawało się rzeczą dla nas najtrudniejszą. Do genezy niejednego morału.
(ludzie starają się kreować pozory trudności tam, gdzie są naprawdę dobrzy, być może dla zwiększenia swojej reputacji lub statusu społecznego).
 
 
Porównawszy w ogóle mężczyznę z kobietą, powiedzieć można: kobieta nie byłaby genialną w stroju, gdyby nie posiadała instynktu roli wtórej.
(w porównaniu z mężczyznami, kobiety posiadają szczególne umiejętności w zakresie ubioru dzięki swojemu instynktowi roli).
 
 
Kto walczy z potworami, ten niechaj baczy, by sam przytem nie stał się potworem. Gdy zaś długo spoglądasz w bezdeń, spogląda bezdeń także w ciebie 
(przestrzega przed tym, abyśmy byli ostrożni w walce z negatywnymi siłami, aby nie utracić własnej moralności i wartości. Jeśli przez długi czas przyglądamy się zepsuciu, istnieje ryzyko, że te negatywne aspekty zaczną wpływać na nas samych).
 
 
Skłonić bliźniego do dobrego mniemania o sobie, a następnie w mniemanie to szczerze uwierzyć, któż w tej sztuce dorówna kobietom?


To, co w epoce jakiejś wydaje się złem, jest zazwyczaj niewczesnym odruchem tego, co ongi uchodziło za dobre, dziedziczność dawniejszego ideału.


Wokół bohatera staje się wszystko tragedyą, wokół połboga wszystko satyrą, a dokoła boga staje się wszystko - no? może ,,światem,,?
(jednostka, która próbuje wykraczać poza konwencje społeczne, doświadcza tragedii ze względu na opór lub niezrozumienie otoczenia, koncept boga, będący źródłem moralności czy autorytetu, może być podważany jako subiektywny czy niezrozumiały dla jednostki.
 
 
Nie dość mieć talent, trzeba mieć także wasze na niego pozwolenie, nieprawdaż, przyjaciele moi?


,,Gdzie rośnie świadomości drzewo, tam zawsze jest raj - tak powiadają najstarsze i najmłodsze węże. 
(rozwijanie świadomości, zdolności refleksji i zrozumienia otaczającego nas świata przynosi pewną formę raju lub szczęścia).
 
 
To, czego dokonywa się z miłości, dzieje się zawsze poza dobrem i złem.
 
 
Zarzut, dywagacya, pogodna nieufność, szyderczość są oznakami zdrowia: wszystko bezwzględnie należy do zakresu patologii. 
(pewne cechy uważane za patologiczne przez społeczeństwo są, w rzeczywistości, wyrazem zdrowia ducha wolnego od konwencji).
 
 
Zmysł tragizmu przybiera i opada razem ze zmysłowością.
(wraz ze wzrostem zmysłowości, rośnie także zdolność do doświadczania i rozumienia tragicznych aspektów ludzkiego losu).
 
 
Obłęd u jednostki jest czemś rzadkiem, atoli u grup, stronictw, ludów i epok regułą.
(Nietzsche podkreśla tendencję społeczeństw do kolektywnego obłędu lub irracjonalnych przekonań).
 
 
Trzeba odpłacać dobre i złe, ale dlaczego temu właśnie, który nam dobre lub złe wyrządził.
 
 
,,Bliźnim naszym nie jest nasz sąsiad, lecz sąsiad naszego sąsiada,, - tak każdy myśli naród.
(ludzie często ograniczają swoje poczucie wspólnoty do najbliższego otoczenia, zaniedbując więzi z dalszymi sąsiadami lub obcymi).


Miłość dobywa na jaw szczytne i utajone właściwości kochającego, to, co w nim niezwykłe, wyjątkowe, o tyle łudzi łacno co do tego, co w nim jest regułą.
(zakochani zwracają uwagę na wyjątkowe i najwyższe cechy ukochanej osoby, co sprawia, że łatwo ulegają złudzeniu co do tego, co stanowi normę w jej charakterze).
 
 
Jezus mówił do swych żydów: ,,Zakon był dla rabów, miłujcie Boga, jak ja, Syn jego, go miłuję! Cóż nas synów bożych obchodzi morał!,,


Wobec każdego stronnictwa. - Pasterz potrzebuje do pomocy barana-przodownika lub sam w pewnych razach musi zostać baranem.


Kłamie się oczywiście ustami, atoli mina, jaką ma się przytem, jednakże prawdę mówi.
(mowa ciała zdradza mowę)


Czułość u surowych ludzi jest rzeczą wstydu - i czemś drogocennem.
 
 
Chrześcijaństwo napoiło Erosa trucizną, nie umarł on wprawdzie, lecz wyrodził się, w występek.
(Nietzsche krytykował chrześcijaństwo za jego negatywne podejście do miłości fizycznej i seksualności, sugerując, że te wartości zostały zdegradowane przez wprowadzenie moralności chrześcijańskiej).
 
 
Chcąc się ukryć, można to osiągnąć także, mówiąc wiele o sobie.


W pochwale jest więcej natręctwa niż w naganie.


Współczucie u człowieka, oddanego poznaniu, śmiech niemal wzbudza jak delikatne u Cyklopa ręce.
(osoba, która zdobyła głębokie zrozumienie ludzkiej natury, traktuje współczucie jak coś, co jest niemal tak delikatne jak ręce Cyklopa).
 
 
Z miłości ku ludziom rzucamy się niekiedy w ramiona pierwszego lepszego (gdyż wszystkich uścisnąć niepodobna), lecz właśnie o tem ów pierwszy lepszy wiedzieć nie powinien... 
(z miłości do ludzi, skłonni jesteśmy okazywać uczucia bez zastanowienia się nad charakterem czy zamiarami konkretnej osoby).
 
 
Lekceważenie nie idzie w parze z nienawiścią, która budzi się dopiero wtedy, gdy stawia się kogoś na równi lub wyżej od siebie. 


Wy, utylitaryście, nie lubież i wy także wszystkiego utile jeno jako rydwana upodobań swoich, nie wydajeż się właściwie i wam turkot kół jego nie do zniesienia?
(Utylitaryzm - czyny są dobre, jeżeli przyczyniają się do szczęścia, zle, jeżeli przyczyniają się do czegoś przeciwnego).
 
 
Ostatecznie kocha się swą żądzę, nie zaś przedmiot tejże.
(ludzie kochają swoje własne pragnienia lub pożądanie, a nie konkretny obiekt tego pragnienia).
 
 
Próżność innych sprzeciwia się naszemu smakowi w takim tylko razie, kiedy się naszej sprzeciwia próżności. 
(krytykujemy próżność innych tylko wtedy, gdy ta próżność koliduje z naszą własną, próżny to cecha kogoś, kto chce imponować innym, chce być podziwiany, cecha kogoś, dla kogo najważniejsze są rzeczy zewnętrzne bez większej wartości).
 
 
Względem tego, co to jest ,,prawdziwość,, nikt dość prawdziwym snadź nie był jeszcze.


Szaleństwom rozumnych ludzi nie daje się wiary, co za uszczerbek przywilejów ludzkich!
(pomimo inteligencji czy rozsądku, ludzie ci nie zawsze są uwierzytelniani lub ich "szaleństwa" nie są akceptowane. Może to być także komentarz na temat uprzedzeń społecznych lub braku zrozumienia dla nietypowych, choć mądrych, postaw czy działań).
 
 
Następstwa czynów naszych biorą zaś nas za łeb, zgoła nie dbając o to, iż tymczasem ,,poprawiliśmy się,,.
(Nietzsche wskazuje, że konsekwencje naszych działań nie zawsze odpowiadają naszym intencjom, nawet gdy myślimy, że się poprawiliśmy).
 
 
Zdarza się niewinność kłamstwa, będąca oznaką dobrej wiary w swą sprawę. 
(kłamstwo jest używane nie w złej intencji, ale z przekonaniem, że służy ono większemu celowi. np afirmacje).
 
 
Rzecz to nieludzka błogosławić tam, gdzie przeklinają kogoś.
(że okazywanie dobroci w miejscu, gdzie przeklinają kogoś, jest nieludzkie).
 
 
Poufałość wyższego rozgorycza, gdyż odwzajemnić jej nie można.


,,Nie to, że mnie okłamywałeś, lecz to, że ci już nie wierzę, wstrząsnęło mną do głębi,,.
 
 
Bywa rozpasanie dobroci, które na pozór wydaje się złośliwością. 
(nadmierna hojność lub dobroć może być odbierana jako złośliwość lub szkodliwość).
 
 
,,On mi się nie podoba,,. - Dlaczego? - ,,Gdyż mu nie dorównywam,,. - Odpowiedziałże kto tak kiedy?
 
 
Pomijając już wartość twierdzeń takich jak ,,istnieje w nas imperatyw kategoryczny,, zapytać jednakże się godzi: co twierdzenie takie mówi o człowieku, który je głosi? Bywają morały, których zadaniem jest usprawiedliwiać swego twórcę przed innymi; inne morały mają go uspakajać i jednać ze sobą samym; jeszcze innymi chce on siebie upokorzyć i rozbić na krzyżu; są takie, którymi chciałby wywrzeć swą zemstę, i takie, którymi rad by się ukryć, i takie, które go wyszczytniają, hen, wzwyż i oddal unoszą; ten morał pozwala twórcy swemu zapomnieć, ów siebie lub jakąś swą cząstkę pogrążyć w niepamięci; jeden moralista pragnie doświadczyć na ludzkości swej mocy i zachcenia twórczego; drugi, snadź i Kant także, daje swym morałem do zrozumienia: ,,to, co we mnie czcigodne, polega na tem, iż umiem być posłusznym, wy zaś nie powinniście różnić się ode mnie!,, - słowem, morały są także symboliczną afektów mową.
(moralność może służyć usprawiedliwianiu, uspokajaniu, upokarzaniu czy zemście. Podkreśla także, że moralność jest symbolicznym językiem wyrażającym afekty, czyli uczucia i emocje jednostki. Nietzsche nie opowiada się jednoznacznie za czy przeciwko moralności, lecz krytycznie analizuje jej różnorodne funkcje).
 
 
każdy myśliciel, który ,,chce coś udowodnić,, jest nam podejrzany, iż to, co miało być plonem najściślejszych ich rozmyślań, było już z góry niewzruszonym pewnikiem.
 
 
,,Winien jesteś komuś i przez czas długi posłuszeństwo, inaczej zmarniejesz i zatracisz doszczętnie cześć dla siebie samego,, - oto, jak mi się zdaje, moralny imperatyw przyrody, który nie jest wprawdzie ani ,,kategoryczny,, jak domagał się od niego stary Kant (stąd owo inaczej [---]), ani też nie zwraca się do jednostek (cóż ją obchodzi jednostka!), lecz do ludów, ras, epok, stanów, przede wszystkiem zaś do całego rodzaju ludzkiego, do ludzkości. 


Rasom pracowitym z wielką przykrością przychodzi próżnować.


Morał Platona zawiera coś, co właściwe platońskiem nie jest, lecz znajduje się tylko w jego filozofii, można by rzec, pomimo Platona: mianowicie sokratyzm, na który był on właściwie za dostojny. ,,Nikt nie chce szkodzić sobie samemu, przeto złe dzieje się niedobrowolnie. Gdyż człowiek zły wyrządza szkodę sobie samemu, nie czyniłby zaś tego, gdyby wiedział, iż złe złem jest. Człowiek zły jest złym jeno skutkiem błędu; wyprowadzając go z błędu, czyni się go niezawodnie - dobrym,,. - Ten sposób wnioskowania trąci pospólstwem, które w złoczynieniu widzi jeno przykre następstwa i w istocie rzeczy sądzi: ,,czynić źle jest głupotą,,; ,,dobre,, zaś utożsamia bez wahania z ,,pożytecznem i przyjemnem,,.
 
 
Dla ucha nowe brzmienia są przykre i trudne; nie lubimy słuchać muzyki, do której nie nawykliśmy. (...) Względem nowości zmysły nasze zachowują się także wrogo i niechętnie..
 
 
Jak czytelnik dzisiejszy nie odczytuje bynajmniej poszczególnych słów (tem mniej zgłosek) tworzących stronnicę - z dwudziestu słów wybiera raczej na chybitrafi pięć i z tych pięciu ,,domyśla się,, przybliżonej treści. 


Rodzice urabiają mimowolnie dzieci na swe podobieństwo - zwą to ,,wychowaniem,,


Żydzi - lud ,,zrodzony do niewoli,, jak powiada Tacyt i cały świat starożytny ,,lud wybrany śród ludów,, jak mówią i wierzą oni sami, Żydzi dokonali owego mistrzowskiego dzieła przemianowania wartości, dzięki któremu życie na ziemi nabrało dla kilku tysiącleci nowego i niebezpiecznego czaru, prorocy ich pojęcia ,,bogaty,, ,,bezbożny,, ,,zły,, ,,gwałtowny,, ,,zmysłowy,, stopili w jedno i okryli po raz pierwszy słowo ,,świat,, niesławą. Na tem przemianowaniu wartości (w którem słowo ,,biedny,, bywa uważane za synonim ,,świętego,, i ,,przyjaciela,,) polega znaczenie żydowskiego ludu: od niego poczyna się rokosz niewolników w morale.


Obok słońca istnieją podobno niezliczone ciemne ciała, których nie ujrzymy nigdy. Jest to, mówiąc miedzy nami, przypowieść.


Jeżeli się uwzględni, iż po wszystkie czasy, odkąd ludzie istnieją, istniały także stada ludzkie (związki płciowe, gminy, szczepy, ludy, państwa, wyznania) i w stosunku do malej liczby rozkazujących było zawsze bardzo wielu słuchających, — jeśli zatem się zważy, iż ludzie najlepiej i najdłużej zaprawiali i ćwiczyli się dotychczas w posłuszeństwie, to słusznie przypuszczać się godzi, iż obecnie mniej więcej każdy ma wrodzony potrzeby, rodzaj formalnego sumienia nakazującego mu: winieneś coś bezwarunkowo czynić, winieneś czegoś bezwarunkowo zaniechać, słowem, winieneś. Potrzeba ta szuka zaspokojenia, pragnie swą formę wypełnić jakąś treścią; zależnie od swej siły, niecierpliwości i napięcia postępuje przytem niezbyt wybrednie, jako najpospolitszy apetyt i chłonie wszystko, co którykolwiek rozkazodawca — rodzice, nauczyciele, prawa, przesądy stanowe, opinia publiczna — kładzie jej w uszy. Szczególniejsza rozwoju ludzkiego ograniczoność, opieszałość, przewlekłość, częste kołowania i nawroty pochodzą stąd, iż instynkt stadny posłuszeństwa odziedzicza się najłacniej i z uszczerbkiem sztuki rozkazywania. Jeżeli wyobrazimy sobie ten instynkt, posunięty do ostatecznych kresów rozpasania, to w końcu nie stanie po prostu rozkazodawców i ludzi niezależnych: lub trawieni wnętrzną zgryzotą sumienia, będą musieli poddawać się dopiero złudzeniom, by módz rozkazywać: mianowicie, jakoby także winni byli posłuszeństwo. Stan ten istotnie nastał już obecnie w Europie: zwę go moralną rozkazodawców obłudą. Przed wyrzutami sumienia szukają oni obrony w tem, iż występują jako wykonawcy dawniejszych lub wyższych rozkazów (przodków, konstytucyi, praw, ustaw, Boga) albo zapożyczają nawet ze stadnego myślenia sposobu prawidła stadne, na przykład pierwszy sługa swego ludu lub narzędzie pospolitego dobra.


Silne i niebezpieczne popędy, jak przedsiębiorczość, zapamiętałość, mściwość, przebiegłość, drapieżność, żądza panowania, które dotychczas ze względu na dobro pospolite nie tylko czcią otaczać — pod innemi oczywiście nazwami od co tylko przytoczonych -, lecz nawet hodować i pielęgnować musiano (potrzebowano ich bowiem ustawicznie przeciw nieprzyjaciołom, zagrażającym całości), budzą odtąd — kiedy niema już dla nich upustu — zdwojoną grozę i, jako niemoralne, bywają stopniowo piętnowane i spotwarzane.
 
 
Człowiek z epoki rozkładu wywołującego zamęt ras, człowiek, który ma we krwi różnorodnego pochodzenia spuściznę, to znaczy sprzeczne, a niejednokrotnie nawet nie tylko sprzeczne popędy i osądy wartości, pasujące się ze sobą i rzadko pozostawiając siebie w spokoju, człowiek taki przejrzałych cywilizacyj i dogorywających świateł bywa zazwyczaj słabym.
 
 
Dopóki pożyteczność, panująca w osądach wartości moralnych, jest jedynie pożytecznością stadną, dopóki jedyną troską jest utrzymanie gromady, zaś niemoralność na tem właśnie i wyłącznie polega, co zda się zagrażać istnieniu gromady: dopóty nie może być mowy o morale miłości bliźniego.
 
 
Zbiorowe zwyrodnienie człowieka aż do lego, co dzisiejszym matołkom i kpom socyalistycznym zda się ich człowiekiem przyszłości, — jest ich ideałem! — zwyrodnienie to i umniejszenie człowieka do rzędu zupełnego zwierzęcia stadnego (lub, jak powiadają oni, do rzędu członka wolnego społeczeństwa), zezwierzęcenie człowieka do karłowatości równych praw i uroszczeń jest możliwe, to nie ulega wątpliwości! Komu zdarzyło się możliwość tę przemyśleć do ostatka, ten poznał o jeden wstręt więcej od innych ludzi, — i snadź także nowe zadanie!
 
 
Precz ze wszystkimi panami! — oto, czego i tu także chce gminny instynkt; wiedza, obroniwszy się szczęśliwie przed teologią, której służebnicą była zbyt długo, z całem zuchwalstwem i nierozumem dąży obecnie do tego, by filozofii narzucić prawa, by ze swej także strony odegrać wreszcie rolę pana — co mówię! filozofa. Pamięć moja — za pozwoleniem, pamięć naukowego człowieka!


kiedy zaś chwalą dziś kogoś, iż żyje mądrze lub jak filozof, to pochwala ta nic więcej niemal nie znaczy, jak rozsądnie i na uboczu. Mądrość zda się pospólstwu rodzajem ucieczki, środkiem i fortelem, by wyjść cało z niebezpiecznej gry; atoli prawy filozof — nie zdajeż się tak nam, przyjaciele moi? — żyje niefilozoficznie i niemądrze, przedewszystkiem nierozsądnie i poczuwa się do brzemienia tudzież obowiązku tysiącznych prób i pokuszeń życiowych: — naraża nieustannie siebie, w niebezpieczną wdaje się grę...
 
 
Przyjrzyjmyż się dokładniej: czemże jest człowiek nauki? Najpierw niedostojnym rodzajem człowieka, z cnotami niedostojnego, to znaczy, nie władającego, nie autorytatywnego, a także nie wystarczającego sobie rodzaju człowieka. (...) Uczony ma także, rzecz prosta, choroby i narowy niedostojnego człowieka: jest pełen małostkowej zawiści, ma oko ostrowidza na przywary natur, na których wyżyny wzbić się mu nie dano.
 
 
Człowiek przedmiotowy jest istotnie zwierciadłem: wobec wszystkiego, co daje się poznać, do uniżoności przywykły, wszelkiej innej rozkoszy próżen, krom tej, jaką daje poznawanie, odzwierciadlanie,- czeka, aż coś przyjdzie, i rozpościera się następnie delikatnie, by lekkie nawet ślady i muskania widzianych istot nie zatraciły się na jego skórze i powierzchni. To, co w nim z osoby pozostało jeszcze, zda się mu przypadkowem, często dowolnem, częściej przeszkodą: tak dalece stał się dla siebie samego cudzych kształtów i zdarzeń przejściem i odbiciem.


Mimo całej powinnej przedmiotowemu duchowi wdzięczności, — bo i komużby wszystko podmiotowe oraz jego przeklęta ipsissimozycatywność nie stanęły już kością w gardle! — trzeba jednakże stać się w końcu przezornym względem swej wdzięczności i ukrócić przesadę, z jaką sławi się od niedawna wyzucie ducha z samoistności, z indywidualności, gdyby cel sam w sobie, gdyby zbawienie i wniebowzięcie: jak to dziać się zwykło w szkole pessymistycznej, której jużcić nie zbywa na powodach, by oddawać najwyższą cześć bezinteresownemu poznaniu. Człowiek przedmiotowy, który, wzorem pessymisty, nie klnie już i nie złorzeczy, w którym instynkt naukowy po tysiąckrotnem całkowitem i połowicznem niepowodzeniu dosięgnie wreszcie swego wykwitu i rozkwitu, jest niewątpliwie jednem z najcenniejszych, jakie istnieją, narzędzi: ale w ręku potężniejszego. Jest on jeno narzędziem, powiedzmy: zwierciadłem, — nie zaś celem samym w sobie. Człowiek przedmiotowy jest istotnie zwierciadłem: wobec wszystkiego, co daje się poznać, do uniżoności przywykły, wszelkiej innej rozkoszy próżen, krom tej, jaką daje poznawanie, odzwierciadlanie,- czeka, aż coś przyjdzie, i rozpościera się następnie delikatnie, by lekkie nawet ślady i muskania widzianych istot nie zatraciły się na jego skórze i powierzchni. To, co w nim z osoby pozostało jeszcze, zda się mu przypadkowem, często dowolnem, częściej przeszkodą: tak dalece stał się dla siebie samego cudzych kształtów i zdarzeń przejściem i odbiciem. Przypomina się sobie z wysiłkiem, nierzadko fałszywie; z łatwością bierze siebie za kogoś innego, myli się co do swych własnych potrzeb i w tem jedynie jest niesubtelny i niedbały. Zapadnie-li na zdrowiu, dolega mu ciasnota i małostkowość żony i przyjaciela, lub brak towarzyszy i towarzystwa, — więc zmusza siebie do rozmyślań nad swemi troskami: daremnie. Myśl jego pierzchła już do ogólniejszego wypadku, zaś nazajutrz znów nie będzie wiedział, jak przyjść mu z pomocą. Zatracił poczucie siebie, także poczucie czasu: jest wesoły nie dla braku trosk, lecz dla braku palców i zdolności ujęcia swych trosk. Nawykowa uległość względem każdej rzeczy i zdarzenia życiowego, słoneczna i niebaczna gościnność, z jaką wszystko wita, co mu się przygodzi, właściwa mu nieoględna życzliwość, niebezpieczna niedbałość o tak lub nie: ach, zdarza się często, że te cnoty odpokutować musi! — zaś jako człowiek bywa w ogóle aż nazbyt łacno cnót tych caput mortuum. Żąda-li się odeń miłości i nienawiści, mam na myśli, miłości i nienawiści, jak ją pojmują bogi, kobiety i zwierzęta: — to uczyni, co może, i da, co może. Atoli nie trzeba się dziwić, że jest tego niewiele, — gdyż w tem właśnie okazuje się nieszczerym, kruchym, zagadkowym i zbutwiałym. Miłość jego jest wymuszona, jego nienawiść sztuczna i przedstawia się raczej jako tour de force, jako próżnostka i przesada. O tyle jeno jest szczery, o ile przedmiotowym być może: jedynie w pogodnym swym totalizmie jest jeszcze naturalny, jeszcze naturą. Jego zwierciedląca się i wiekuiście wygładzająca dusza nie umie już twierdzić, ni przeczyć: nie rozkazuje i nie burzy niczego. Je ne meprise presque rien — powiada za Leibnitz'em: nie przesłyszmyż i nie lekceważmyż tego presque! Nie jest też człowiekiem wzorowym; nie wyprzedza nikogo, nie zdąża za nikim; stoi w ogóle za daleko, by miał powód wybierać między złem a dobrem. Biorąc go tak długo za filozofa, za cezarowego siewcę i mocarza kultury, za wiele okazywano mu czci i przeoczono, co w nim najistotniejsze, — jest on narzędziem, potrosze niewolnikiem, acz niewątpliwie najdoskonalszym rodzajem niewolnika, sam w sobie zaś niczem — presque rien! Człowiek przedmiotowy jest narzędziem, drogocennem, łatwo się psującem i mętniejącem narzędziem mierniczem oraz cackiem zwierciadlanem, którego należy szczędzić i szanować; lecz nie jest celem, nie jest wylotem i wzlotem, nie jest człowiekiem koronującym, którym reszta bytu się usprawiedliwia, nie jest kresem — a tem mniej początkiem, poczęciem i pierwszą przyczyną, czemś krzepkiem, potężnem, na sobie wspartem, co chce panować: raczej jeno kruchą, wydętą, delikatną, ruchliwą formą glinianą, co na jakąś treść i zawartość wprzód czekać musi, by się następnie według niej ukształtować, — zazwyczaj człowiekiem bez treści i zawartości, człowiekiem niesamoistnym. Niczem więc też dla kobiet, in parenthesi.
 
 
niema dziś wedle powszechnego uznania lepszego środka uspokajającego i nasennego od sceptycyzmu, łagodnego przyjemnego do drzemki usposabiającego maku sceptycyzmu.
 
 
Sceptyk bowiem, delikatna ta istota, trwoży się nader łatwo; przy każdem nie, a nawet już przy każdem stanowczem twardem tak sumienie jego wzdryga się nawykowo i uczuwa coś gdyby ukąszenie. Tak! i Nie! (...) cóż ja wiem? Lub za Sokratesem: wiem, iż nic nie wiem. Albo: tu niedowierzam sobie, tu żadne drzwi nie stoją przede mną otworem. Albo: dajmy na to, iż stałyby otworem, czemuż zaraz wchodzić? Albo: na co się zdały wszystkie przedwczesne hypotezy? Nie stawiać zgoła żadnych hypotez jest niemal oznaką dobrego smaku. Trzebaż koniecznie wszystko krzywe prostować zaraz? Zatykać każdą dziurę jakiemiś pakułami? Niedość-że na to czasu? Niemaż czas czasu? On, wy dyable syny, nie możecież poczekać? — Tak pociesza się sceptyk; 
(Nietzsche opisuje sceptyka jako delikatną istotę, trwożącą się łatwo, szczególnie w obliczu stanowczych i twardych twierdzeń. Wskazuje na skłonność sceptyka do unikania zbyt zdecydowanych sądów, wykazując pewne cechy wątpliwości i refleksji).
 
 
Uśmiechną się surowe te duchy, gdy ktoś wobec nich rzecze: ta myśl podnosi mnie: jakżeby mogła być nieprawdziwą? Lub: to dzieło zachwyca mnie: jakżeby mogło nie być pięknem? Albo: ten artysta wywyższa mnie: jakżeby mógł nie być wzniosłym? — a może nie tylko uśmiech, lecz nawet niekłamany wstręt będą mieli na odparcie wszystkich tego rodzaju mrzonek, idealizmów, feminizmów, hermafrodytyzmów.
 
 
Krytycznej karności oraz wszelkich, wiodących do schludności i surowości w rzeczach ducha nawyknień będą ci filozofowie przyszłości nie tylko wymagali od siebie: snadź chlubić się będą nawet niemi ni to swym rodzajem ozdoby, — mimo to nie zgodzą się, by dlatego zwano ich krytykami. Niepoślednią zda się im obelgą, wyrządzoną filozofii, kiedy dziś z wielką lubością się wyrokuje: Filozofia nawet jest krytyką i wiedzą krytyczną - ponadto niczem! 
(filozofowie ci będą ludźmi eksperymentów, gotowymi do doświadczeń, ale nie tylko w znaczeniu krytycznym, lecz także w nowym, szerszym, a czasem nawet niebezpiecznym sensie. Nietzsche opisuje te przyszłe postacie filozofów jako nieprzeciętnie zdolne do doświadczeń, mające pewność w mierzeniu wartości, odwagę, samodzielność, odpowiedzialność, a także zdolność do dokonywania rozróżnień. Zaznacza, że ich podejście do prawdy będzie surowe, a nie zaś jak u humanitarnych ludzi, którzy mogą szukać w niej inspiracji czy rozrywki. Przyszli filozofowie będą bardziej wymagający i nieustępliwi w swoim podejściu do prawdy).


Żądam, by zaprzestano wreszcie wyrobników filozoficznych tudzież w ogóle ludzi nauki uważać za filozofów.
(Nietzsche był krytykiem tradycyjnej filozofii i zalecał nowe, bardziej eksperymentalne i życiowe podejście do myślenia).


Być może, iż do wychowania rzeczywistego filozofa jest rzeczą potrzebną, by przebiegł po kolei wszystkie te stopnie, na których słudzy jego, filozofii naukowi wyrobnicy się zatrzymują, — zatrzymywać się muszą; snadź winien on być krytykiem i sceptykiem i dogmatykiem i historykiem, zaś ponadto poetą i zbieraczem i podróżnikiem i moralistą i jasnowidzem i wolnym duchem i niemal wszystkiem, by zwiedzić cały zakres wartości ludzkich oraz odczuwań wartości, by rozmaitemi oczyma i rozmaitem sumieniem módz patrzeć z wyżyny w każdą dal, z głębi na każdą wyżynę, z cieśni w każdy przestwór. Atoli to wszystko jest jeno warunkiem wstępnym jego zadania: zadanie samo wymaga czegoś innego, — żąda, by tworzył wartości.
 
 
Właściwi zaś filozofowie są rozkazodawcami i prawodawcami: powiadają tak być winno co oznaczają dokąd? i po co? człowiecze, posługując się przy tem przedwstępnemi pracami wszystkich wyrobników filozoficznych, wszystkich ujarzmicieli przeszłości, — twórczą ręką sięgają w przyszłość, a wszystko, co jest i było, staje się dla nich przytem środkiem, narzędziem, młotem. Ich poznawanie jest twórczością, ich twórczość prawodawstwem, ich wola prawdy — wolą mocy. — Istnieją dziś tacy filozofowie? Istnieliż już tacy filozofowie? Nie muszą tacy filozofowie istnieć?...
(prawdziwi filozofowie nie ograniczają się jedynie do analizy tego, co jest, ale także sięgają w przyszłość, używając swojej kreatywności do kształtowania nowych perspektyw i wartości).


Zda mi się coraz bardziej, iż filozof, jako nieodzowny człowiek jutra i pojutrza, po wszystkie czasy był i być musiał ze swem dzisiaj w niezgodzie: wrogiem jego był za każdym razem ideał dzisiejszy. (...) za każdym razem powiadali: dążymy w oddal, hen, gdzie wam najbardziej dziś obco. Wobec świata nowoczesnych idej, co pragnąłby zagnać każdego w jakiś kąt i specyalność, filozof, gdyby filozofowie dziś istnieć mogli, byłby zmuszony właśnie wielkość człowieka, pojęcie wielkości włączyć w swą zakresność i wielorakość, w swą całość w wielości: a nawet wartość i hierarchię oznaczałby wedle tego, ile i jakich brzemion ktoś udźwignąć i wziąć na siebie zdolen, do jakiego stopnia swą odpowiedzialność wytężyć może.
 
 
gdy równość praw może nader łacno przedzierzgnąć się w równość bezprawia: chcę rzec, w pospólne zwalczanie wszystkiego niezwykłego, niepowszedniego, uprzywilejowanego, szczytniejszego człowieka, szczytniejszej duszy, szczytniejszego obowiązku, szczytniejszej odpowiedzialności, twórczej pełni i wielmożności mocy — dziś dostojność, pragnienie samoistności, możność wyróżnienia się, mus samodzielności oraz konieczność życia na własną rękę wchodzi w skład pojęcia wielkości; zaś filozof wyjawia poniekąd swój własny ideał, gdy oświadcza: ten jest największy, kto zdoła być najsamotniejszym, najskrytszym, najodrębniejszym, człowiekiem poza dobrem i złem, panem swych cnót, przebogaczem woli; na tem właśnie polega wielkość, iż umie się być zarówno złożonym jak całym, zarówno przestronnym jak pełnym. I pytam raz jeszcze: jest że dziś — wielkość możliwą?
(Nietzsche obawia się, że równość może przerodzić się w równość bezprawia, a walka z tym, co niezwykłe, wyjątkowe i szczytne, może prowadzić do utraty wartości, takich jak dostojność, samoistność, zdolność do wyróżnienia się, samodzielność i konieczność życia na własną rękę. Nietzsche zadaje pytanie retoryczne, sugerując wątpliwość co do tego, czy idea wielkości jest dzisiaj możliwa w świetle obecnych tendencji społecznych).
 
 
Praca wielu pokoleń musiała poprzedzić powstanie filozofa; każda z cnót jego musiała być z osobna nabyta, wypielęgnowana, wcielona, przekazana dziedzicznie i to nie tylko śmiały, lekki, subtelny tok i bieg jego myśli, lecz zwłaszcza gotowość do wielkich odpowiedzialności, szczytność władczych wejrzeń i spojrzeń, poczucie wyodrębnienia z tłumu, z jego cnót i obowiązków, przyjazna ochrona i obrona wszystkiego niezrozumianego i spotwarzonego: Boga czy dyabła, ćwiczenie się i rozkoszowanie wielką sprawiedliwością, sztuka rozkazywania, rozległość woli, nieskore oko, co rzadko podziwia, rzadko patrzy w górę, rzadko kocha... 
(narodziny filozofa wymagają wielu pokoleń pracy. Proces ten obejmuje rozwijanie wielu cnot, takich jak śmiały tok myśli, gotowość do odpowiedzialności, szczytność spojrzeń, zdolność do myślenia poza utartymi ścieżkami, a także umiejętność obrony niezrozumianego czy niestandardowego. Zwraca uwagę na to, że droga do bycia filozofem jest trudna i wymaga wielu wysiłków, by rozwijać cechy, które są istotne dla tego stanu).
 
 
Sądzenie i potępianie moralne jest ulubioną zemstą ludzi ograniczonych duchowo na ludziach mniej tępych jako też rodzajem odszkodowania za to, czego poskąpiła im przyroda, wreszcie pobudką do wzbogacenia i wysubtelnienia duchowego: — złośliwość uduchowią.
(Ludzie moralnie potępiają innych jako zemstę za swoje ograniczenia duchowe i jako motywację do poprawy siebie).
 
 
Wobec tak bardzo rozpowszechnionych dziś pochwał bezinteresowności trzeba, acz z narażeniem się na niejakie niebezpieczeństwo, uświadomić sobie, czem właściwie lud się interesuje, i co to są za rzeczy, które bardzo i głęboko bierze sobie do serca człek pospolity: z doliczeniem jednostek wykształconych, nawet uczonych, a jeżeli wszystko w błąd nie wprowadza, omal filozofów.
 
 
Okaże się przytem, iż lwia część tego, co subtelniejszych i wybredniejszych smakoszów, co każdą wyższą interesuje i nęci naturę, człowiekowi zwyczajnemu zda się zgoła nieinteresującem.


iż czyn bezinteresowny jest bardzo interesującym i interesownym czynem, jeżeli przyjmiemy — A miłość? — Jakto! Miałżeby nawet czyn, wynikający z miłości, być nieegoistycznym? Ależ kpy -! A chwała poświęcającego się? — Ależ kto poświęcał się naprawdy, ten wie, iż chciał i otrzymał coś w zamian.
 
 
Zatem współczucie przeciwko współczuciu! — Powtarzam atoli, iż istnieją górniejsze problematy od wszystkich problematów rozkoszy, cierpienia i współczucia; a każda filozofia, co tylko dokoła nich się obraca, jest naiwnością.  
(Nietzsche krytykował filozofie, takie jak hedonizm i utylitaryzm, które skupiały się na unikaniu cierpienia i osiąganiu rozkoszy jako głównego celu ludzkiego życia. Jego podejście było bardziej złożone i oparte na przekonaniu, że ludzkie doświadczenie obejmuje znacznie więcej niż jedynie unikanie cierpienia i dążenie do przyjemności).
 
 
baczmyż, abyśmy z nadmiaru prawości nie stali się w końcu świętymi i nudziarzami! Nie jest-że życie stokrotnie za krótkie, by w niem — się nudzić?
 
 
Proszę wybaczyć mi odkrycie, iż cała filozofia moralna była dotychczas nudną i należała do środków nasennych, — i że nic tak cnoty w mych oczach nie obniża, jak to nudziarstwo jej rzeczników; z czego zresztą nie czynię bynajmniej zarzutu przeciwko powszechnej jej użyteczności. Rzecz to ważna, by możliwie najmniej ludzi zastanawiało się nad morałem, — zatem jeszcze ważniejsza, żeby morał nie stał się snadź pewnego dnia zajmującym!
 
 
"Cześć, przy taczkach myśl was krzepi, Że im dłużej, temci lepiej, Sztywne nogi, sztywne łby - Nienatchnieni, niejowialni, W swej mierności niezniszczalni, Sans genie et sans espirit!"
"Witajcie, myśl was wzmacniająca przy taczkach, Że im dłużej, tym lepiej, Nogi sztywne, głowy sztywne - Bez natchnienia, niepewni, W swojej średniości niezniszczalni, Bez geniuszu i bez ducha!"
 
 
Może niedość jasno wyraziłem się o zasadniczej woli ducha: niechaj mi będzie wolno dać wyjaśnienie. — To rozkazujące coś, zwane przez lud duchem, chce władać w sobie i wokół siebie, chce czuć się władcą: od wielości dąży ono ku jedności, ma skupiającą, kiełznającą, żądną panowania i istotnie pańską wolę. Potrzeby i moce jego w tym zakresie są te same, jakie przypisują fizyologowie wszystkiemu temu, co żyje, rośnie i rozmnaża się. Zdolność ducha do przyswajania sobie wszystkiego obcego przejawia się w silnej skłonności ku upodobnianiu nowego do dawnego, ku upraszczaniu rozmaitego, ku przeoczaniu lub odpychaniu zasadniczo sprzecznego: podobnie jak określone rysy i linie wszystkiego obcego, każdej cząstki świata zewnętrznego dowolnie bywają przezeń silniej podkreślane, uwydatniane, na jego fałszowane modłę. Zmierza, on przytem do wchłaniania nowych doświadczeń, do wtłaczania nowych rzeczy w stare szeregi, — zatem do wzrostu; zaś jeszcze bardziej do poczucia wzrostu, do poczucia wzmożonej siły. Tejże samej woli służy wręcz sprzeczny napozór popęd ducha, polegający na nagłem przerzuceniu się ku niewiadomości i dowolnemu zakończeniu, na zaparciu swych okien, wnętrznem zaprzeczeniu tej lub owej rzeczy, niedopuszczeniu czegoś, jakowejś obronności przeciwko wielu rzeczom, które mógłby wiedzieć, na zadowoleniu z ciemności, na zamykających się widnokręgach, na stwierdzeniu i uznaniu swej niewiadomości: to wszystko zależy od stopnia przyswajającej jego siły, od jego trawienia, mówiąc obrazowo,- i istotnie, najwięcej podobieństwa ma jeszcze duch do żołądka. Tu należy również okolicznościowa wola ducha, by nie stawiać oporu złudzeniu, idąca snadź w parze ze swawolnem przeczuciem, iż to lub owo ma się inaczej, iż to lub owo jest tylko dowolnie przyjęte; dalej poczucie rozkoszy, jaką daje wszelka niepewność i wieloznaczność, radosne lubowanie się umyślną cieśnią i zacisznością jakiegoś kąta, tem, co zbyt bliskie, przedniem tłem, wszystkiem powiększonem, pomniejszonem, przesuniętem, upiększonem, tudzież napawanie się dowolnością wszystkich tych przejawów mocy. W końcu zalicza się tutaj owa zastanawiająca gotowość ducha do łudzenia innych duchów, do udawania przed nimi, owo nieustanne parcie i nacisk jakiejś tworzącej, kształtującej, zdolnej do przemian siły: stąd to lubowanie się ducha różnolicznością swych masek oraz swą przebiegłością, stąd również jego rozkoszowanie się poczuciem własnego bezpieczeństwa, — toć te proteuszowe sztuki najlepszą są dlań kryjówką i obroną! — Tej woli złudy, temu dążeniu do uproszczenia, do maski, do płaszczyka, słowem, do powierzchni — gdyż każda powierzchnia jest płaszczykiem — przeciwdziała ów szczytny popęd człowieka poznającego, który bierze i chce brać rzeczy głęboko, rozmaicie, gruntownie: popęd ten jest rodzajem okrucieństwa intelektualnego smaku i sumienia, do którego przyzna się każdy prawy myśliciel, o ile, jak się godzi, doświadczał przez czas dłuższy na sobie samym przenikliwości i hartu swojego oka i nawykł do surowej karności tudzież do ścisłości w słowach. Rzecze on jest coś okrutnego w skłonnościach mojego ducha: — niech-że mu to cnotliwi i ugrzecznieni spróbują wybić z głowy! W istocie, brzmiałoby to grzeczniej, gdyby zamiast o okrucieństwo pomawiano i posądzano nas chlubnie bodaj o nieuskromioną rzetelność, — nas wolne, bardzo wolne duchy: — i czyż nie tak rozbrzmiewać kiedyś bidzie nasza — pozgonna sława? Tymczasem - nierychło to bowiem nastąpi — my sami bynajmniej nie mamy ochoty przystrajać się w takie moralnych słów szychy i błyskotki: cała nasza dotychczasowa praca obmierziła nam po prostu ten smak oraz jego płochą zbytkowność. Piękne to, skrzące, dźwięczne, godowe słowa: rzetelność, miłość prawdy, miłość mądrości, poświecenie się poznaniu, bohaterstwo bojownika prawdziwości, - jest w nich coś, co człowieka napawa dumą. Ale my pustelnicy i mruki w cichości swego pustelniczego sumienia przekonaliśmy się już od dawna, iż ten przepych czcigodnych słów należy również do dawnych kłamliwych fraszek, świecidełek i pyłków złotych nieświadomej próżności ludzkiej, tudzież że i pod takiem pochlebstwem barw i malowania dopatrzeć się znów trzeba straszliwego tekstu zasadniczego homo natura. Sprowadzić mianowicie człowieka znów do przyrody; zapanować nad wieloma próżnemi i marzycielskiemi tłumaczeniami i obocznościami, bazgranemi i malowanemi dotychczas na owym wiekuistym zasadniczym tekście homo natura, sprawić, by człowiek wobec człowieka stał odtąd tak, jak zahartowany w karbach wiedzy, staje już dzisiaj wobec innej przyrody, z nieulęknionem edypowskiem okiem i zalepionemi odyseuszowskiemi uszyma, głuchy na śpiewania starych ptaszników metafizycznych, którzy mu z dawien dawna podszeptywali: jesteś czemś więcej! tyś czemś wyższem! innegoś ty pochodzenial — dziwne to snadź i szalone zadanie, ale zadanie — któż zaprzeczy temu! Dlaczegóż wybraliśmy to szalone zadanie? Lub spytajmy inaczej: dlaczego łakniemy poznania? — Zapyta nas o to każdy. A my, w ten sposób naciskani, my, cośmy sobie samym stawiali już po stokroć to samo pytanie, nie znaleźliśmy i nie znajdujemy żadnej lepszej odpowiedzi.
 
 
Uczenie się przemienia nas, sprawia to, co wszelkie sprawia odżywianie, które także nie tylko utrzymuje przy życiu.
(podobnie jak jedzenie utrzymuje nas przy życiu fizycznie, tak samo uczenie się przekształca nas duchowo).
 
 
Kobieta dąży do samodzielności; nadto poczyna otwierać mężczyznom oczy na kobietę samą w sobie — należy to do najzgubniejszych przejawów powszechnego zeszpetnienia Europy. Gdyż co za różności muszą dobyć na jaw nieudolne te wysiłki kobiecej uczoności i odsłaniania siebie! Kobieta ma tyle powodów do wstydu: w kobiecie kryje się tyle pedantyczności, powierzchowności, bakalarstwa, małostkowej pretensyonalności, małostkowej niepowściągliwości i nieskromności — dość przyjrzeć się jej postępowaniu z dziećmi ! — istotnie najskuteczniej poskramiała i kiełznała to dotychczas obawa przed mężczyzną. Biadaż, gdy na dobitkę ośmieli się podnieść głowę das Ewig-Langweilige w kobiecie — a ma go pod dostatkiem! — gdy swej mądrości i mistrzowstwa we wdzięku, w igraszce, w rozpraszaniu trosk, w niesieniu ulg i lekkiem rzeczy ważeniu, kiedy swego subtelnego popędu do miłych grzeszków kobieta gruntownie i zasadniczo wyzbywać się zacznie! Dziś już podnoszą się niewieście głosy, które, na świętego Arystofanesa! przejmują lękiem, dziś już z lekarską dobitnością padają pogróżki, czego kobieta w pierwszym i ostatnim rzędzie chce od mężczyzny! Nie jest że to w najgorszym smaku, gdy kobieta gotuje się w ten sposób zostać uczoną? Dotychczas oświecanie było na szczęście rzeczą i udziałem mężczyzn — nie wychodziło poza nasze kółko; i ostatecznie, mimo wszystko, co kobiety piszą o kobiecie, nie trzeba zbytnio dowierzać, by kobieta chciała istotnie oświecić się co do siebie samej — i mogła chcieć… Gdy kobieta nie szuka w ten sposób nowego dla siebie stroju — toć myślę, że strojenie się jest nieodłączne od das Ewig-Weibhchef — no, to chce wzbudzać trwogę: — snadź tą drogą dąży do panowania. Lecz nie chce ona prawdy: cóż kobietę obchodzi prawda! Od samego początku nic nie było w kobiecie bardziej niezwykłem, odrażającem, nieprzyjaznem niż prawda, — wielką jej sztuką jest kłamstwo, największą jej chwałą pozór i piękność. Przyznajmyż, się do tego, my mężczyźni: czcimy i kochamy w kobiecie tę właśnie sztukę i ten instynkt: jest nam źle, więc, szukając ulgi, lubimy garnąć się do istot, pod których dłońmi, spojrzeniami i pieściwemi szaleństwami nasza powaga, głębia i surowość wydają się nam niemal szaleństwem. Na koniec stawiam pytanie: przyznałaż kiedy kobieta jakiemu umysłowi kobiecemu głębię, jakiemu sercu kobiecemu sprawiedliwość? I czy to nieprawda, że, na ogół rzecz biorąc, kobieta najbardziej poniewierana była dotychczas przez samą kobietę — bynajmniej zaś nie przez nas? — My mężczyźni pragniemy, by kobieta przestała kompromitować się oświeceniem: podobnie jak to było objawem troskliwości i pieczołowitości męskiej o kobietę, gdy kościół zawyrokował: mulier taceat in ecclesia! Wyszło to na dobre kobiecie, gdy nazbyt wymownej pani de Stael Napoleon dał do zrozumienia: mulier taceat in politicis! — i myślę, że ten jest szczerym przyjacielem kobiet, kto dziś im powiada: mulier taceat de muliere
(Nietzsche twierdzi, że dążenie kobiet do samodzielności i starania się otwierać oczy mężczyznom na swoje istnienie jest zgubne dla Europy. Uważa, że wysiłki kobiecej edukacji i odkrywania samej siebie są nieudolne i prowadzą do szpetnego wynaturzenia. Zauważa również, że kobieta ma wiele powodów do wstydu, wskazując na cechy, takie jak pedantyczność, powierzchowność, bakłażanostwo, małostkowa pretensjonalność i nieskromność. Uważa, że kobieta skutecznie kontrolowała mężczyzn, a obawa przed nią hamowała męską wolność. Z jego perspektywy, gdy kobieta zaczyna podnosić głowę w dążeniu do nauki i prób ujawnienia swojej prawdziwej natury, może to prowadzić do zagrożenia dla męskiej dominacji. Nietzsche krytykuje również kobiety, które starają się być uczonymi, uważając, że to narusza tradycyjne role płciowe. Wreszcie, podkreśla, że kobieta nie szuka prawdy i że jej główną sztuką jest kłamstwo, co według niego jest cenione przez mężczyzn. Stawia pytanie, czy kiedykolwiek kobieta przyznała innemu kobiecemu umysłowi głębię czy sercu kobiecemu sprawiedliwość, sugerując, że to nie mężczyźni, ale same kobiety najbardziej utrudniają sobie życie. W końcu, Nietzsche sugeruje, że mężczyźni pragną, aby kobiety przestały kompromitować się dążeniem do oświecenia i podkreśla potrzebę zachowania tradycyjnych ról płciowych).
 
 
Głupota w kuchni; kobieta jako kucharka; straszliwa bezmyślność w odżywianiu rodziny i pana domu! Kobieta nie ma pojęcia, co potrawa znaczy: a chce być kucharką! Gdyby kobieta była myślącem stworzeniem, to kucharząc od lat tysiąca, musiałaby niezawodnie dokonać odkrycia najważniejszych zjawisk fizyologicznych tudzież sztukę leczniczą ująć w swe ręce! Złe kucharki — zupełny brak rozumu w kucharstwie najdłużej powstrzymywał rozwój człowieka, najdotkliwiej mu szkodził: dziś nawet jeszcze nie wiele jest lepiej. Mowa do panien z towarzystwa. (xD)
 
 
Siedm sentencyjek kobiecych: 
Jak to pierzcha nuda snadnie, gdy mężczyzna do stóp padnie!
Dużo wiedzy, latek sporo chwiejnej cnocie jest podporą.
Dość w czerń się ubrać, umilknąć smętnie, aby wyglądać — inteligentnie.
Komuż w szczęściu wdzięk przystoi? Bogu! — i krawczyni mojej.
Młoda: ni to w kwieciu chata. Stara: potwór z niej wylata.
Zgrabna nóżka, piękny strój, mąż z tytułem: gdybyż mój!
Krótka mowa, długi wątek — to gołoledź dla oślątek! 
 
 
Mężczyźni postępowali dotychczas z kobietami, jak z ptakami, co zabłąkane zleciały do nich z jakiejś wyżyny, jak z czemś subtelniejszem, urażliwszem, dzikszem, dziwniejszem, słodszem, bardziej uduchowionem, — lecz zarazem jak z czemś, co zamykać trzeba, aby nie pierzchło. 
 
 
Mężczyzna natomiast głębokich żądz i ducha a także głębokiej łaskawości, która nie wzdraga się przed surowością i twardością i łacno za nie brana bywa, może pojmować kobietę tylko po wschodniemu: — musi uważać kobietę za swą własność, za dające się zamknąć na klucz mienie, za coś, co do służebności jest przeznaczone i w jej karbach doskonałość swą osiąga.


Jaką męką są po niemiecku pisane książki dla człowieka, co ma trzecie ucho! Z jakąż niechęcią stoi on obok tego zwolna przewracającego się bagna dźwięków bez dźwięku, rytmów bez pląsu, które Niemcy zwą książką! A dopiero Niemiec czytający książki! Jak leniwie, jak obrzydliwie, jak licho on czyta! Iluż to Niemców wie i wymaga od siebie tej wiedzy, że w każdem dobrem zdaniu kryje się sztuka, — sztuka, którą odgadnąć trzeba, jeżeli zdanie to ma być zrozumianem!
 
 
Są dwa rodzaje geniuszu: jeden, co przedewszystkiem płodzi i chce płodzić, drugi, co chętnie zapładniać się pozwala i rodzi.
(sugeruje istnienie dwóch rodzajów geniuszu: jeden, który jest płodny i skoncentrowany na tworzeniu, a drugi, który jest bardziej otwarty na przyjmowanie i rozwijanie).
 
 
Każdy lud ma swą własną tartufferyę i zwie ją swemi cnotami. — Nie znamy tego, co w nas najlepsze, — znać nie możemy. 
(każdy naród lub społeczność ma swoje hipokryzje, które nazywa swoimi cnotami).
 
 
Trzeba być ostrożnym, gdy ducha jakiegoś ludu, który na gorączkę nacyonalną i ambicyę polityczną cierpi, chce cierpieć — , przyćmią różne chmury i tumany, słowem, gdy pojawią się maluchne napady ogłupienia: na przykład u Niemców dzisiejszych to głupota antyfrancuska, to antyżydowska, to antypolska, to chrześciańsko — romantyczna, to wagneryańska, to teutońska, to pruska (przyjrzyjmyż się tym biednym historykom, tym Syblom i Treitschke'm i ich łbom zakutym -), i jak tam zwać się mogą maluchne kołowacizny niemieckiego ducha i sumienia. (...) Myśliciel, któremu przyszłość Europy leży na sumieniu, snując co do przyszłości tej plany, będzie się liczył z Żydami i Słowianami jako z najpewniejszymi i w najbliższym czasie najprawdopodobniejszymi czynnikami w wielkiej grze tudzież zmaganiu się sił. (...) byłoby snadź rzeczą godziwą i pożyteczną antysemickich krzykaczy wyświecić z kraju.
 
 
Znamiennym rysem takiej niefilozoficznej rasy jest jej przywiązanie do chrześcijaństwa: potrzebuje ona jego karności dla moralizowania i uczłowieczania.
(Nietzsche uważa, że dla tej rasy chrześcijaństwo pełni istotną rolę w procesie moralizowania i uczłowieczania się społeczeństwa.Według Nietzschego, chrześcijaństwo spełnia funkcję karności, czyli narzędzia kontroli i dyscyplinowania, które pomaga utrzymać porządek moralny w społeczeństwie).
 
 
Bywają prawdy, które najlepiej przyswajają sobie mierne głowy, gdyż są dla nich najodpowiedniejsze, bywają prawdy, co jeno dla miernych duchów posiadają urok i ponętę.
 
 
Określenie „człowiek", wszelkie wywyższenie tego typu, było dotychczas dziełem społeczeństw arystokratycznych. I tak będzie po wszystkie czasy, bo tylko takie społeczeństwa wierzą w długą drabinę hierarchii społecznej, wierzą w różnice zachodzące między wartością tego i owego człowieka, a niewolnictwo — w jakimkolwiek znaczeniu — uważają za rzecz potrzebną. (...) niepodobna się oddawać humanitarnym złudzeniom; prawda jest surowa. Bez ogródek przeto powiedzmy sobie: oto w jaki sposób dotychczas poczynała się na ziemi wszelka wyższa kultura! Oto ludzie z jeszcze nie wypaczoną naturą, barbarzyńcy w całej pełni straszliwego znacze­nia tego słowa, drapieżnicy, władający jeszcze ni­czym niezłamaną siłą woli i pożądaniem potęgi, rzucali się na słabsze, spokojniej­sze i bardziej uspołecznione rasy, zajmujące się handlem lub chowem by­dła, albo też na stare, przeżyte kultury, których ostatki siły życiowej dogasały w świetnych bla­skach przeduchowienia i zepsucia. W początkach, kasta najdostojniejsza i kasta barbarzyńców to jedno; przewaga barbarzyńców polegała nie tyle na sile fizycznej, co w pierwszym rzędzie na sile duchowej — byli oni „pełniejszymi ludźmi" (co na każdym stopniu rozwoju jest równoznaczne z „pełniejszymi zwierzętami").
(Nietzsche argumentuje, że pojęcie "człowieka" jako wyjątkowego, moralnego istnienia jest dziełem społeczeństw arystokratycznych. Wierzy, że tylko społeczeństwa o strukturze hierarchicznej i wierzące w różnice wartości między jednostkami będą podtrzymywać to wywyższenie. Nietzsche analizuje genezę kultur, opisując barbarzyńców jako siłę duchową, dominującą nad bardziej spokojnymi społeczeństwami. Jego stanowisko podkreśla surową prawdę genezy wyższych kultur i wyższego wywyższenia "człowieka").


Bowiem życie samo w sobie nie jest ni­czym innym jak przywłaszczeniem, krzywdzeniem, przezwyciężaniem wszystkiego, co obce i słabe, uciskiem, srogością, narzucaniem własnych form, pochłanianiem, a już bardzo łagodnie rzecz bio­rąc, co najmniej wyzyskiem — lecz po co posługi­wać się ustawicznie właśnie takimi słowy, które od wieków noszą na sobie oszczercze piętno? (...) „Wyzysk" nie jest cechą zepsutego, czy też niedoskonałego, pierwotnego społeczeństwa: jest on częścią istotną wszystkiego, co żyje, jako jego ograniczona, zasadnicza funkcja; jest wynikiem właściwego pożądania potęgi, a to znowu jest po prostu żądzą życia.
(Stwierdza, że idea eliminacji "cech wyzysku" jest błędna, ponieważ wyzysk jest inherentną funkcją życia, wynikającą z żądzy potęgi. Zdaniem Nietzschego, życie zawsze dąży do przewagi i rozwijania się, a idea eliminacji wyzysku jest sprzeczna z fundamentalnymi pragnieniami życia).


W wędrówce pośród mnóstwa wytworniejszych i mniej wytwornych zasad moralnych, które do­tychczas panowały na Ziemi, lub na niej panują, zauważyłem, iż regularnie powtarzają się pewne rysy, i to nierozdzielnie ze sobą połączone: ostatecznie wykryłem dwa zasadnicze typy i zasadniczą tych typów różnicę. Oto, istnieje moralność władców i moralność niewolników
 
 
Różnice wartości moralnych, kryteria moralne albo powstały wśród warstw panują­cych, którym nie brakowało świadomości różnicy dzielących je od podwładnych — albo też wytwarzały się wśród poddanych, niewolników i podwładnych różnych stopni.
 
 
Człowiek dostojny odsu­wa precz od siebie istoty, w których zachodzą ob­jawy sprzeczne z owymi dumnymi, wzmożonymi stanami duszy; gardzi nimi. A trzeba pamiętać, że w tej pierwszej odmianie moralności, przeciwień­stwo: „dobre" i „liche" znaczy tyle co: „dostojne" i „nikczemne". Przeciwieństwo „dobre" i „złe" jest innego pochodzenia. Pod wzgardę podpada wszystko, co tchórzliwe, lękliwe, małostkowe, wszystko, co zdąża do ciasno pojętej pożyteczno­ści; pogardy również godzien jest człowiek po­dejrzliwy, o niewolniczym spojrzeniu, i ten, który pozwala sobą poniewierać, i żebrzący pochlebca, a przede wszystkim kłamca: zasadniczym dogma­tem wszelkiej arystokracji jest przeświadczenie o kłamliwości gminu pospolitego. „My prawdo­mówni" — tak zwali siebie ludzie szlacheckiego pochodzenia w starożytnej Grecji.
(Człowiek dostojny odsuwa od siebie istoty, które przejawiają cechy sprzeczne z jego dumą, wzmożonymi stanami duszy. Gardzi tymi istotami i pod wzgardę poddaje wszystko, co tchórzliwe, lękliwe, małostkowe oraz to, co zdąża do ciasno pojętej pożyteczności. W tym kontekście Nietzsche podkreśla, że w pierwszej odmianie moralności przeciwieństwo między "dobrym" a "lichym" oznaczało odpowiednio "dostojne" i "nikczemne").
 
 
Człowiek odmiany dostojnej czuje, że do niego należy naznaczenie wartości; nie potrzebuje niczyjego przyzwolenia, rozumuje: „co dla mnie szkodliwe, to samo sobie jest szkodliwe", i wie, że w jego mocy jest nadawać wagę rzeczom, że dano mu tworzyć wartości. Czci wszystko, co w sobie dostrzega; taka moralność jest uświetnianiem siebie samego, samogloryfikacją. Nad wszystkim gó­ruje poczucie pełni, potęgi, która pragnie się przelać, szczęścia, jakie daje wielka energia, świadomość bogactwa, które chciałoby się rozda­wać i w końcu rozdać. Bo człowiek dostojny również po­maga nieszczęśliwemu, nigdy wszakże lub prawie nigdy z litości, tylko z popędu, poczętego z nad­miaru potęgi. Człowiek dostojny czci w sobie mo­carza, tego, który ma władzę nad sobą samym, który umie mówić i milczeć, który z rozkoszą po­trafi być dla siebie surowym i twardym, i który ma cześć dla wszystkiego, co surowe i twarde. (...) Ludzie dostojni i wyso­cy, ludzie tak myślący, stoją najdalej od owej mo­ralności, która istotę etyki widzi przede wszystkim czy to we współczuciu, czy w działaniu dla drugich, czy wreszcie w desinteressement (bezinteresowności); wiara w siebie sa­mego, duma z siebie samego, głęboka niechęć i ironia dla idei „zaparcia się siebie samego" — oto cechy moralności szlachetnej, dostojnej, równie dla niej istot­ne, jak odcień lekceważenia, niedowierzanie i dystans wobec współczucia i „dobrego serca". Tylko potężni potrafią czcić, szanować; to ich sztuka, to ich wynalazek. Głęboka cześć dla wieku i pochodzenia — całe prawodawstwo opiera się na tej dwojakiej czci — wiara i uprzedzenie na korzyść pokoleń minionych i na niekorzyść przyszłych są typowymi znamionami moralności ludzi silnych; i odwrotnie — już w samym tym zdradza się gminne, nieszlachetne pochodze­nie „nowoczesnych idei", że zwolennicy ich żywią prawie instynktową wiarę w „postęp" i „przyszłość", a coraz bardziej wyzbywają się szacunku dla wieku.
 
 
tym zdradza się gminne, nieszlachetne pochodze­nie „nowoczesnych idei", że zwolennicy ich żywią prawie instynktową wiarę w „postęp" i „przyszłość", a coraz bardziej wyzbywają się szacunku dla wieku.
(krytykuje "nowoczesne idee", zarzucając im brak szacunku dla wieku i zbytnią wiarę w postęp oraz przyszłość. Wskazuje, że moralność ludzi silnych opiera się na przekazywaniu wartości z pokolenia na pokolenie).
 
 
moralność niewolników. Przypuśćmy, że zasady moralności tworzą uciemiężeni, uciśnieni, cierpiący, zależni, siebie samych niepewni i znu­żeni, pozbawieni świadomości: cóż będzie odpowiadało ich pojęciom warto­ści moralnych? Prawdopodobnie objawi się pe­symistyczna nieufność do warunków, od których człowiek zależy, a może i potępienie samego człowieka i jego sytuacji. Niewolnicy żywią niechęć dla cnót ludzi możnych: są sceptyczni i nieufni, posiadają subtelność nieufności względem wszystkiego, co „dobre", co czczą potężni, ­chcieliby wmówić w siebie, że nawet szczęście tam­tych nie jest prawdziwe. I odwrotnie; wywyższają i blaskiem otaczają właściwości, przeznaczone, aby nieść ulgę istnieniu cierpiących: żywią przeto cześć dla współczucia, dla przyjaznej, pomocnej dłoni, dla dobrego serca, cierpliwości, pilności, pokory i serdeczności, bo dla nich te właściwości są najpożyteczniejsze i stanowią prawie jedyny środek, dzięki któremu mogą znieść brzemię swego ist­nienia. Moralność niewolników jest w istocie rze­czy moralnością pożyteczności. Oto źródło, z któ­rego wypłynęło owo słynne przeciwieństwo „dobrego" i „złego":
("moralność niewolników" odnosi się do systemu wartości wypracowanego przez ludzi, którzy są słabi, uciśnieni lub zależni od innych. W ich perspektywie, wartości takie jak współczucie, przyjaźń, pokora i serdeczność stają się cenione, ponieważ są narzędziami przetrwania w trudnych warunkach życiowych. Są to wartości służące do łagodzenia cierpienia i przetrwania w sytuacjach, gdzie brak siły czy wpływu).
 
 
Do rzeczy, które człowiekowi dostojnemu naj­trudniej może pojąć przychodzi, należy próżność: gotów przeczyć jej istnieniu nawet tam, gdzie in­nego rodzaju człowiek tyka jej obu rękoma. Dla niego nie lada zagadnieniem jest wyobrazić sobie istoty, które chcą rozbudzić dobre mniemanie o sobie, chociaż same go nie podzielają — a więc nie „zasługują" też na nie — i które ostatecznie w to dobre mniemanie same wierzą.
(Człowiek dostojny, według Nietzschego, trudno może zrozumieć próżność, czyli chęć kreowania fałszywego pozytywnego obrazu o sobie, gdy brakuje rzeczywistych zasług. Dla niego istnieje trudność w pojęciu istot, które starają się rozbudzić dobre mniemanie, chociaż same go nie zasługują, co wynika z surowości i dumej samooceny charakterystycznej dla ludzi dostojnych).
 
 
a ileż to z „nie­wolnika" pozostało, na przykład, jeszcze po dziś dzień w kobietach, które chciałyby wyłudzić do­bre mniemanie o sobie; i w tym także jest coś z niewolnika, że człowiek próżny zaraz pada przed opinią na twarz, jak gdyby jej sam nie wywołał. ­Powtarzam raz jeszcze: próżność jest atawizmem. 
 
 
Każda odmiana wytwarza się, każdy typ ludzki wzmac­nia się i potężnieje w długiej walce z tymi samymi niepomyślnymi warunkami. I na odwrót wiadomo z doświadczenia hodowców, że gatunki, które ma­ją zbytnią obfitość pożywienia, które bywają ota­czane nadmierną troskliwością i opieką, objawiają natychmiast gwałtowną skłonność do tworzenia nowych odmian swojego typu i obfitują w dziwy i potworności (i w potworne również wady).
(Nietzsche w tym fragmencie porównuje ewolucję społeczeństwa do procesu hodowli. Twierdzi, że walka z trudnymi warunkami prowadzi do wytwarzania silniejszych odmian ludzkich. Jednak nadmierne dobrobyty i opieka mogą prowadzić do degeneracji, tworzenia dziwacznych cech i wad).
 
 
wszelka moralność arystokratyczna nie zna pobłażania w wychowywaniu młodzieży, w rozpo­rządzaniu kobietami, w zwyczajach małżeńskich, w stosunku ludzi młodych do starszych wiekiem, w prawodawstwie karnym (które zwraca się tylko przeciw temu, co w człowieku zwyrodniałe): dla tej moralności brak pobłażliwo­ści jest nawet cnotą, której daje nazwę „sprawiedliwości". W ten sposób, utrwala się przez pokolenia typ o nielicznych, lecz niezmiernie wy­razistych rysach, odmiana ludzi surowych, wojow­niczych, roztropnych i nie rozgadanych, stanowczych i skrytych.
(opisuje moralność arystokratyczną jako surową i nieznoszącą pobłażania. W tej perspektywie brak łagodności jest uważany za cnotę, określaną jako "sprawiedliwość". Surowość w wychowaniu, relacjach i karach jest ceniona jako sposób umacniania społeczeństwa).
 
 
Cóż tedy mają głosić moraliści, współcześni tej epoce? Oto odkrywają, ci bystrzy spostrzegacze i stróże, że wszystko ma się ku końcowi, że wszystko dookoła nich psuje się i swym zepsuciem zakaża, że nic nie ostoi się do pojutrza, prócz jednej jedynej odmiany człowieka - nieuleczalnie miernego człowieka. Tylko mierni mają widoki dalszego trwania, dalszego rozmnażania się, oni jedni są ludźmi przyszłości, oni jedni pozostaną; „bądźcie więc jako oni! bądźcie miernymi!" staje się odtąd jedyną moralnością, która jeszcze ma sens, która jeszcze znajduje po­słuch. Lecz to tak trudno ją głosić, tę moralność mierności! — bo nigdy nie wolno jej przyznać się, czym ona w istocie jest i czego chce! Musi ona wygłaszać kazania o umiar­kowaniu, o godności człowieka, o jego obowiązkach, o miłości bliźniego, — i trudno jej, zaiste, ukryć ironię!
 
 
Istnieje instynkt godności, który przed wszyst­kim innym jest już dostateczną oznaką wysokiej godności własnej; istnieje rozkosz, polegająca na odcieniach poszanowania, która pozwala się do­myślać dostojnego pochodzenia i dostojnych na­wyków człowieka.
 
 
Z niczyjej duszy nie podobna zetrzeć tego, czemu się przodkowie najchętniej i najczęściej oddawali (...) Wprost niepodobna przypuścić, aby w człowieku nie tkwiły właściwości i upodobania jego rodziców i antenatów. I to jest problemem rasy. Wiedząc cokolwiek o rodzicach, można już snuć wnioski o dziecku: dajmy na to, plugawa niewstrzemięźliwość, pokątna zawiść, prostackie wdzieranie się w nie swoje prawa — ta łączna trójca, stanowiąca po wszystkie czasy istotę plebejskiego typu, musi przejść na dziecko z taką samą pewnością jak zepsuta krew; i z pomocą najlepszego wychowania i wykształcenia udaje się osiągnąć zaledwie pozory, przysłaniające dziedziczność tego rodzaju. A czy do czegoś innego zmierza dzisiejsze wychowanie i wykształcenie? W naszej wielce demokratycznej, chcę powiedzieć, plebejuszowskiej epoce, „wychowanie" i „wykształcenie" musi być w gruncie rzeczy sztuką pozorów — aby łudzić co do pochodzenia i dziedzicznego plebejuszostwaciała i duszy. W naszych czasach, nawet pedagog, któryby przede wszystkim nauczał szczerości, któryby swych wychowanków nieustannie nakłaniał: „bądźcie szczerzy! bądźcie naturalni! nie chciejcie wydawać się innymi, niż jesteście!" — nawet taki cnotliwy i dobroduszny osioł, po pewnym czasie, nauczyłby się uciekać do owego Horacjuszowskiego furca, aby naturam expellere: a z jakim skutkiem? „Motłoch" usque recurret.
(podkreśla, że pewne cechy, takie jak skrzętność, oszczędność, twardość czy oddanie wierze, mogą być przekazywane z pokolenia na pokolenie. Istnieje przekonanie, że dziedziczenie genetyczne odgrywa istotną rolę w kształtowaniu się natury i temperamentu jednostki. Równie istotnym aspektem, który podnosi, jest wpływ otoczenia i dzisiejszych metod wychowawczych na ukrywanie lub maskowanie dziedziczonych cech. W epoce demokratycznej, istnieje tendencja do stosowania sztuki pozorów, aby ukryć plebejskie dziedzictwo i tworzyć pozory wyższych wartości czy statusu społecznego).
 
 
Pod grozą obrażenia niewinnych uszu, utrzymuję, że egoizm stanowi istotny pierwiastek duszy dostojnej (...) Dusza dostojna przyjmuje ten rys znamienny swojego egoizmu bez najlżejszego powątpiewania, a zarazem bez uczucia srogości, przymusu czy samowoli, raczej jako coś, co znajduje uzasadnienie w przedwiecznym porządku wszechrzeczy.
 
 
Ludzie pospolici, ludzie zwy­klejsi, mieli i mają zawsze przewagę, natomiast niezwykli, szlachetniejsi i niepospolici, trudniej zrozumiali, popadają łatwo w osamotnienie, a wskutek swojego odosobnienia ulegają zagładzie i rozradzają się tylko w rzadkich wypadkach. I po­trzeba by użyć niesłychanych sił hamujących, aby powstrzymać ten naturalny, aż nazbyt naturalny progressus in simile, ten „postępowy" rozwój rodza­ju ludzkiego w kierunku wszystkiego, co podobne, zwyczajne, przeciętne, trącące trzodą, pospolite!
 

ta duchowa mil­cząca wyniosłość cierpiącego, ta duma wybrańca poznania, „wtajemniczonego", omal że nie prze­znaczonego na ofiarę, potrzebuje wszystkich form przebrania, aby się uchronić przed dotknięciem natrętnych i litościwych rąk i w ogóle przed wszystkim, co mu nie dorównuje bólem.
 
 
Bywają „ludzie weseli", którzy się posługują wesołością, bo dzięki niej mogą być mylnie rozumiani; oni chcą, aby ich mylnie rozumiano. Są „ludzie na­uki", którzy posługują się nauką, bo nauka użycza im pozorów spokoju, lecz „naukowość" pozwala tylko wnio­skować o ich płytkości, a oni chcą, aby o nich wyprowadzano fałszywe wnioski. Bywają harde, bezczelne duchy, które chciałyby ukryć i zaprze­czyć, że są pękniętymi, dumnymi, nieuleczalnymi sercami (cynizm Hamleta — przykład Galianiego), a niekiedy nawet niedorzeczność może się stać maską dla nieszczęsnej, nazbyt przeświadczonej świadomości.Z tego wypływa, iż rzeczą wytworniejszą odcienia dobroci jest mieć poszanowanie „dla maski" i w niewłaściwych razach nie pozwalać sobie na psychologię i ciekawość. 
 
 
Znamiona dostojności: nigdy o tym nie myśleć, aby obowiązki nasze zepchnąć do rzędu pierwsze­go lepszego; nie chcieć się wyrzec ani podzielić swą odpowiedzialnością, swe przywileje i prakty­kowanie tychże zaliczać do swych obowiązków.  


Człowiek dążący do wielkości uważa każdego spotkanego na swej drodze albo za środek, albo za zwłokę i przeszkodę — albo za tymczasowe wezgło­wie. Właściwa mu, wysoce rozwinięta dobroć względem bliźnich jest dopiero wtedy możliwa, gdy stanie ona na swej wyżynie i włada.
 
 
Problem oczekujących. Trzeba na to szczęśli­wych okoliczności i wielu rzeczy nieobliczalnych, aby człowiek wyższy, w którym śpi rozwiązanie jakiegoś problemu, w samą porę przystąpił do działania, aby w porę „wybuchnął", jak się to mówi. Zazwyczaj nie następuje to, i we wszystkich zakąt­kach kuli ziemskiej siedzą oczekujący, którzy led­wie wiedzą, że oczekują, a prawie nie zdają sobie sprawy, że czekają na próżno. Niekiedy także alarm, ów przypadek, który „pozwala" na działa­nie, przybywa za późno — wtedy, gdy już bezczyn­ność strawiła najlepsze lata młodości i siły; a czyż to jeden — właśnie, gdy się „zerwał" - przekonał się z przerażeniem, że członki jego posnęły, a dusza już ciężka! „Za późno" — powiedział, zwątpiwszy o sobie, i od tej chwili stał się na zawsze nieuży­tecznym.
 
 
Kto nie chce widzieć wielkości jakiegoś czło­wieka, ten tym baczniej dopatruje się w nim wszystkiego, co małe i powierzchowne, i sam się przez to zdradza.  


Fatalnie! Znowuż ta sama historia! Gdy wybudujemy dom, mimo woli robimy spostrzeże­nie, żeśmy przy tym nauczyli się czegoś, co koniecz­nie należało wiedzieć, zanim się rozpoczęło bu­dować. Wiecznie niemiłe „za późno!". Melancho­lia wszystkiego dokonanego! 
 
 
„Co ci się stało?" "Czyż ja wiem — odrzekł z wahaniem — może mi Harpie nad stołem przeleciały." Zdarza się dzisiaj niekiedy, że człowiek ła­godny, umiarkowany i panujący nad sobą, nagle wpada w szał, tłucze talerze, wywraca stół, krzyczy, wścieka się, obraża wszystkich, i w końcu odcho­dzi zawstydzony, zły na siebie — dokąd? Po co? Aby opodal umrzeć głodu? Aby zadławić się wła­snymi wspomnieniami? Kto ma żądze wysokiej i wybrednej duszy, kto nieczęsto znajduje stół dla siebie nakryty i przygotowane dla siebie pożywie­nie, temu po wszystkie czasy grozi wielkie niebez­pieczeństwo: w naszych czasach jest ono wprost niesłychane. Wrzucony w hałaśliwą i gmin­ną epokę, z którą się potrafi jeść z jednej misy, może bardzo łatwo umrzeć z głodu i pragnienia, albo - jeżeli ostatecznie przecież „się dorwie" — ­może zginąć z nagłego wstrętu. Prawdopodobnie wszy­scy siadywaliśmy przy stołach, za którymi siedząc nie wie­dzieliśmy, co począć ze sobą; a właśnie najwyżsi duchem między nami, ci, których najtrudniej wyży­wić, znają ową niebezpieczną dyspepsia, wynikającą z nagłego przejrzenia i rozczarowania względem strawy i sąsiedztwa przy stole — ów wstręt poobiedni. 
 
 
„On mnie chwali, a więc przyznaje mi słuszność". To idio­tyczne wnioskowanie psuje nam, samotnikom, po­łowę życia, bo ułatwia osłom nawiązywanie z nami sąsiedzkich i przyjacielskich stosunków. 
 
 
Żyć z niezmierną i dumną wyniosłością; zawsze poza granicami świata. Swe uczucia, swe „za" i „przeciw" dowolnie mieć lub ich nie mieć, pole­gać na nich, lecz tylko chwilami; wsiadać na nie jak na konia, a często jak na osła, albowiem trzeba umieć korzystać równie dobrze z ich głupo­ty, jak i z ich zapału. Zachować swych trzysta argumentów, a jednocześnie czarne okulary, bo bywają wypadki, gdy nikt nie powinien móc zaglądać nam w oczy, a tym mniej w „powody". A do towarzystwa dobrać sobie ów łobuzerski i wesoły grzech: grzeczność. I być panem swych czterech cnót: odwagi, przenikliwości, współczucia i samotności. Bo samotność jest dla nas cnotą jako wzniosła skłonność i popęd do czystości, popęd, który odgaduje, że przy zetknięciu dwóch ludzi — że w „towarzystwie" — konieczne musi być niezbyt czę­sto. Wszelka wspólność czyni człowieka, we wszyst­kich warunkach i okolicznościach, „gminnym".
 
 
Największe wypadki i myśli — a największe myśli są największymi wypadkami — bywają najpóźniej pojmowane: pokolenia im współczesne nie prze­żywają wypadków tego rodzaju — rozmijają się z nimi. Dzieje się tu podobnie jak w dziedzinie gwiazd. Światło najdalszej gwiazdy dochodzi do ludzi najpóźniej; a zanim dojdzie, ludzie przeczą, jakoby tam gwiazdy istniały. „Ile stuleci potrze­buje jakiś duch, aby zostać pojętym?". To także miara, w ten sposób można także oznaczyć hierar­chię i znamiona, stosownie do potrzeby: dla du­cha i dla gwiazdy. 
 
 
Człowiek, to złożone, kłamliwe, kunsztowne i nieprzeniknione zwierzę, groźniejsze dla innych zwierząt raczej z powodu swej chytrości i roztrop­ności, niż z powodu swej siły, wynalazł czyste su­mienie po to, aby się wreszcie rozkoszować swą duszą jako czymś niezłożonym; cała moralność jest ciągłym, zuchwałym fałszerstwem, dzięki któremu rozkoszowanie się poznaniem duszy jest w ogóle możliwe. Z tego punktu widzenia w zakresie poję­cia „sztuki" wchodzi o wiele więcej, niż się pospolicie mniema.
 
 
Filozof jest to człowiek, który ustawicznie prze­żywa, widzi, słyszy, podejrzewa niezwykle rzeczy, marzy o nich i spodziewa się ich; w którego własne jego myśli uderzają jakby od zewnątrz, jakby od góry i od dołu, niby właściwego jemu rodzaju wy­padki i pioruny; który, wie, czy sam nie jest nawałnicą, brzemienną nowymi gromami. Jest to czło­wiek przeznaczenia, dookoła wszystko wre, szem­rze i rozpada się, dookoła którego dzieją się rze­czy straszne. Filozof: ach, to istota, która często od siebie odbiega, często siebie się lęka, lecz nazbyt jest ciekawa, aby zawsze znowu „do siebie nie po­wrócić." 


Dziś prawie w całej Europie objawia się chorobliwe przeczulenie i wrażliwość na ból, wstrętna niewstrzemięźliwość w skargach, rozdelikacenie jakieś ogólne, które za pomocą religii i filozoficznych bredni chciano by wystrych­nąć na coś wyższego; istnieje po prosu kult cier­pienia. W tym, co marzyciele ochrzcili imieniem „współczucia", rzuca się przede wszystkim w oczy, jak mi się zdaje, brak męskości. Ten nowy objaw złego smaku zasługuje na dosadne i gruntowne napiętnowanie, i pragnąłbym, aby, jako amulet przeciwko tej słabości, gai saber, dla lepszego zro­zumienia, „wiedzę radosną" zawieszono sobie na sercu i szyi. 
(Twierdzi, że istnieje swoisty "kult cierpienia", który wydaje się wynikać z rozdelikania ogólnego przez religię i filozofię. Autor wskazuje na to jako na objaw braku męskości, wyrażając niezadowolenie z tego, co uznaje za nowy objaw złego smaku. Propozycją rozwiązania tego problemu jest zawieszenie "wiedzy radosnej" na sercu i szyi jako amuletu przeciwko tej przeczulności, co miałoby prowadzić do lepszego zrozumienia i przeciwdziałania temu zjawisku).
 
 
Wada olimpijska. Na przekór owemu filozofo­wi, który, jako rodowity Anglik, chciał oczernić śmiech przed wszystkimi myślącymi głowami, powiadając, iż ­"śmiech jest wielką ułomnością ludzkiej natury i każdy myślący człowiek będzie usiłował wyzbyć się tej ułomności" (Hobbes) — pozwoliłbym sobie nawet na hierarchię filozofów, zależną od hierar­chii ich śmiechu — a najwyżej staliby ci, którzy byli zdolni do złotego chichotu. A jeżeli i bogowie filozofują, na co mnie już różne naprowadzały myśli — to nie wątpię, że umieją się przy tym śmiać w nadludzki i nowy zupełnie sposób — kosztem wszystkich poważnych rzeczy! Bogowie lubią kpić: i jak się zdaje, nawet przy świętych czynnościach nie mogą się wstrzymać od śmiechu. 
 
 
Ach, czymże jesteście wy, moje pisane i malowane myśli! To tak niedawno, gdyście jeszcze były takie krasne, młodzieńcze i jadowite, takie pełne kol­ców i tajnych, drażniących woni, że łaskotany przez was od śmiechu się zanosiłem — a teraz? Jużeście się wyzuły z nowości i są wśród was takie, które ku zatrwożeniu mojemu gotowe stać się dogmatami: tak dalece wydają się nieśmiertelnymi, tak rozdzierająco rzetelnymi, i tak bardzo nudnymi! I czy­liż kiedykolwiek było inaczej? Bo i cóż wypisujemy i odmalowujemy, my, mandaryni z chińskimi pędzlami, my uwieczniciele rzeczy, które dają się napisać, bo i cóż takiego jedynie możemy odma­lować? Ach, zawsze tylko to, co się chyli ku uwiędnięciu i poczyna woń tracić! Ach, zawsze tylko mijające i wyczerpane wichrzyce, uczucia pożółkłe i przejrzałe! Ach, zawsze tylko ptactwo znużone i obłąkane lotem, dające się nakryć dło­nią — i to naszą dłonią! Uwieczniamy to, co już nie może żyć ani latać dłużej, jeno rzeczy porysowane skazami znużenia i spróchniałości! Dla waszego odwieczerza jeno, wy moje pisane i malowane myśli, mam ja kolory, może nawet mnogość kolorów, mnogość pieszczotliwości kraśnych i pięć­dziesiąt odcieni żółci i brunatności, zieleni i czerwie­ni — ale niech mi nikt stąd nie sądzi, jak wygląda­łyście w swych rozbrzaskach, wy niespodziewane skry i cudy samotności mojej, wy moje dawne, umiłowane — złe myśli! 
 
 
:)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Szpilka ku chrześcijaństwu

W tym poście zostawiam ziarno zwątpienia religii chrześcijańskiej. Czytasz na własną odpowiedzialność. (na końcu znajdują się losowe pytania i notatki).        Na wstępie podrzucam 3 cytaty (2 cytaty nieznanego pochodzenia, oraz 1 od F.Nietzschego): ,,Kościół opiera się na ludziach o niskim poziomie mentalności i edukacji których świadomość ogranicza się do zdawania sobie sprawy z tego że żyją, że potrzebują jedzenia, ubrania i dachu nad głową. Taki podział niewiele różni się od poziomu zwierząt, ale kościołowi właśnie o to chodzi, żeby mieć stado bezwolnego bydła, który bez zastrzeżeń przyjmie każde kłamstwo, wykona każde polecenie, nie zadaje żadnych pytań, nie podważa jego autorytetu, i nie dyskutuje. Kościołowi nie zależy na inteligentnych wyznawcach, to ksiądz ma być inteligentny, bo ma inteligentnie manipulować ludźmi i obdzierać ich z pieniędzy tak inteligentnie, żeby się nie połapali że padają ofiarom pospolitego oszustwa,,. ,,Co może przekonać chrześcijanina używ

Czemu istnieje zło, jeżeli istnieje Bóg? (Teodycea)

Skąd tyle zła na świecie? Dlaczego zło istnieje? Inaczej, spoglądać będą na to osoby wierzące w Boga (Teiści) a inaczej niewierzące (Ateiści).     BÓG : Dla chrześcijan, jak i pozostałych monoteistów od wieków jedna rzecz była absolutnie pewna, źródłem pewnego dobra jest Bóg, skąd się jednak wzięło zło? - tutaj sprawa się nieco komplikuje. Wszystko można zawsze zwalić na Szatana, złego ducha, czy inne diabelstwo, ale same jego istnieje rodzi pewien paradoks. Bóg stwórca, najwyższy ojciec, przez wszystkie religie mono uważany jest za byt: - Doskonały - Wszechmocny - Wszechwiedzący - Wszechdobry   Jak w takim razie można pogodzić te wszystkie cechy z istnieniem zła?     Dlaczego Bóg pozwala na zło?  Czy Bóg o nim nie wie? - Wtedy nie byłby wszechwiedzący. Czy nie może nic z nim zrobić? - Wtedy nie byłby wszechmocny. Czy może nie chce nic z nim zrobić? - Przecież miał być wszechdobry.     Istnieje cała gałąź teologii zwana - teodyceą, która zajmuje się wyjaśnianiem paradoksów współistni

Albert Camus - Dżuma

W tym wpisie zamieszczam moje osobiste notatki z powieści "Dżuma" Alberta Camusa. Jest to dzieło, które może być świetnym punktem wyjścia do oce n które można analizować i interpretować z perspektyw filozoficznej,  psychologicznej i socjologicznej . W obliczu kryzysu, epidemii i sytuacji wyjątkowych, czytelnik może analizować, jak epidemia wpływa na psychikę jednostek oraz jak kształtuje relacje między ludźmi.     Tekst ukazuje bezsilność człowieka wobec zła, jest to obraz niezmiennych zachowań ludzi podczas kataklizmu. Camus chciał w nim ukazać absurd ludzkiego istnienia, gdzie zmagamy się ze światem aby ostatecznie umrzeć. Dżuma mówi nam o bezwzględnej walce ze złem, pomimo braku szans na zwycięstwo.   Warstwa dosłowna tekstu, dotyczy relacji mieszkańców Oranu na tytułową ,,Dżumę,, Narrator nie podaje nam dokładnej daty wydarzeń. W Oranie wybucha epidemia, która na 9 miesięcy zmienia całkowicie życie mieszkańców miasta. Główny bohater dr. Bernard Rieux z pasją pomaga zar