Przejdź do głównej zawartości

MAX STIRNER - (Jedyny i jego własność)

MAX STIRNER - czyli ekstremalny (anarcho)egoizm i ekstremalny (anarcho)indywidualizm.


Max Stirner   

 ,,Wielcy są tylko wielcy, bo my klęczymy.,, - Max Stirner

 

 

w tym poście udostępniam najciekawsze (MOIM ZDANIEM) fragmenty z dzieła ,,Jedyny i jego własność,, STRONA TA SŁUŻY MI JAKO MÓJ OSOBISTY NOTATNIK.
 
 
Wielu ludzi uważa, że życie dzieli się na to przed poznaniem Stirnera i to po poznaniu Strirnera. Już za chwilkę będziesz wiedzieć czy jest tak również u Ciebie.
 

Stirner to człowiek, który otwiera nasze oczy na NAS samych, czyli jak bardzo JA jestem ważny dla SIEBIE, jaka jest MOJA rola we własnym życiu i w jaki sposób my sami – z pomocą innych ludzi – umniejszamy samych siebie.

 

Max Stirner, który naprawdę nazywał się Johann Kaspar Schmidt, urodził się 25 października 1806 roku w Niemczech i zmarł 26 czerwca 1856 roku. Był niemieckim filozofem i myślicielem. był on twórca egoizmu stirnerowskiego, wpłynął na rozwój anarchoindywidualizmu oraz anarchoegoizmu (mimo że anarchistą się samemu nigdy nie nazwał, a swoich myśli nie określał jako anarchistyczne)

 

W WIELKIM SKRÓCIE STIRNER W SWOIM DZIELE, MIAŁ POGLĄDY takie jak:

Jedyny: używa on terminu "Jedyny" w odniesieniu do indywidualnej jednostki. Twierdził, że jednostka jest jedyną rzeczywistością i powinna działać w sposób, który służy jej własnym interesom.

Egoizm: Stirner promował egoizm, czyli ideę, że jednostka powinna dążyć do maksymalnego zaspokojenia swoich własnych potrzeb i pragnień. Według niego, jednostka powinna być dla siebie najważniejsza (NIEZALEŻNIE OD NORM SPOŁECZNYCH I MORALNYCH)..

Krytyka instytucji społecznych i religii: Stirner krytykował instytucje społeczne, takie jak religia, moralność, państwo czy prawa, twierdząc, że są one narzędziami kontroli nad jednostką i powinny być odrzucane przez "Jedynego".

Odrzucenie pojęcia moralności: Stirner odrzucał powszechnie przyjmowane normy moralne jako obce i ograniczające wolność jednostki. Twierdził, że jednostka powinna kierować się własnymi wartościami i interesami. 

 

Jego najważniejsze działo – w oparciu o które piszę moje ulubione fragmenty – powstało w 1844 roku, gdy Stirner miał 38 lat. zmarł 11 lat później w wyniku zakażenia po ugryzieniu muchy - (dokładnie tak, zwykłej muchy...) Z jego filozofii bije silna agresja, gniew czy wręcz wkurw. Nic dziwnego: jego ojciec umarł gdy miał pół roczku, podczas studiów musiał pomagać chorej psychicznie matce, a jego pierwsza żona zmarła podczas porodu. 

 

,,Jedyny i jego własność" to trudne i kontrowersyjne dzieło, które nie jest powszechnie akceptowane i może budzić silne emocje. Ja zatem dawkę Stirnera mogę polecić ludziom których trzeba wybić spod wpływu wstydu, poczucia bezsilności, zaniedbywania własnego życia oraz braku pewności siebie.
 
 
A tutaj w ramach ciekawostki wrzucam wam jedyny prawdziwy szkic Stirnera wykonany przez Friedrich'a Engels'a:
 
 
Jeżeli chcesz przejść bezpośrednio do cytatów Stirnera to pomiń (WSTĘP) i (OD TŁUMACZY),(jego cytaty zaczynają się od rozdziału: (SWOJĄ SPRAWĘ OPARŁEM NA NICOŚCI) - (dodałem pod tym zdjęcie, aby łatwiej było ten rozdział odnaleźć)


Podejrzewam, że większość osób które to czyta, nie miało wcześniej wiele wspólnego z filozofią, więc dla tych zalecam czytanie powoli i dokładne, aby dokładnie zrozumieć co Stirner miał na myśli.
 
Więc związku z własnym egoistycznym interesem, rozpoczynajmy...
 
                      

WSTĘP

 KONCEPCJA JEDNOSTKI I SPOŁECZEŃSTWA

 

Jedyny to płomienny manifest wzywający do obalenia państwa jako instytucji zniewolenia jednostek niweczącej bezpośrednie stosunki między ludźmi i niszczącej spontaniczny charakter ich postępowania. Nikt wcześniej nie negował w tak radykalny sposób prawa państwa do interweniowania w życie jednostki i nie domagał się z taką determinacją zniesienia władzy politycznej i organizacji państwowej.

 

Jednostki wybitne, czyli świadome swej egoistycznej natury, dysponujące dużą mocą są, jego zdaniem, twórcami historii. To one, a nie masy lub narody, rozstrzygają o przyszłości.


Stirner odrzucał tezę o rozumnej naturze człowieka i według niego, źródłem aktywności jednostki nie są i nie mogą być wytwory intelektu, lecz jej wewnętrzne poczucie siły, potrzeba zaspokojenia egoistycznego interesu, wola podporządkowania sobie świata.


Już pierwsze obserwacje skłaniają Stirnera do wysunięcia tezy, że jednostka jest bezwzględnie wykorzystywana w imię egoistycznych interesów Boga, religii i państwa, po czym wyrzucana jest na śmietnik historii.


Czas najwyższy - postuluje Stirner - aby rzecz została nazwana po imieniu, aby owi wielcy egoiści ujawnili swą prawdziwą naturę. My zaś powinniśmy wziąć z nich przykład.


Samopoznanie uświadamia nam niepodważalny fakt, iż każdy nasz czyn, każde działanie jest niewyznanym, ukrytym egoizmem. Poznając siebie, jednostka może stać się świadomym egoistą, który nie przypisuje żadnej rzeczy jej własnej lub ,,absolutnej,, wartości, lecz poszukuje tej wartości w sobie.


Według Stirnera Człowiek, jak i Bóg, jest widmem. Realnie istnieje tylko konkretna, niepowtarzalna jednostka. Widmem, szkodliwą fikcją jest także społeczeństwo tworzone przez ludzi oraz państwo, naród, rodzina.


Jednostka staje się swoją własnością, gdy całkowicie panuje nad sobą. ,,Swój własny staję się dopiero wtedy, gdy ani zmysłowość, ani żadna inna siła (Bóg, ludzie, zwierzchnicy, prawo, państwo, Kościół) nie ma Mnie w swej władzy, ale Ja sam,,. Jednostkę, która panuje nad sobą, która osiągnęła suwerenność, nazywa: Właścicielem.


Bardzo istotnym elementem koncepcji Stirnera jest pojęcie Mocy. Moc umożliwia jednostce stanie się Właścicielem samej siebie. W tym kontekście oznacza ona taką zdolność panowania jednostki nad sobą, która wyklucza wpływ czynników zewnętrznych. Tutaj może być rozumiana jako siła pozwalająca mu stawiać się ponad prawem, moralnością i prawdą. Ujawnienie się Mocy zależy od przełomu w świadomości jednostki, polegającego na uświadomieniu sobie przez nią jej egoistycznej natury.


Stirner nie wyjaśnia jednak, od czego zależy wielkość Mocy. Jest to o tyle ważne, że określa ona możliwości jednostki w konfrontacji ze światem. Jeśli Moc ta jest wystarczająco duża, tzn. przewyższa Moc jednostek o interesach jej przeciwnych, wtedy dana jednostka jest ponad prawem i może być również źródłem prawa. ,,Tylko twoja siła, twoja moc, daje Ci prawo.,, ,,Ja, właściciel, twórca mego prawa, nie uznaję żadnych innych źródeł praw poza sobą,,.


Moc, którą dysponuje Właściciel, pozwala mu stawiać się ponad prawdą gdyż prawdę tworzy siła. Nie ma prawdy obiektywnej. Jednostka jest jedynym jej kryterium. ,,Prawdziwe jest to, co moje; fałszywe - to, czego jestem własnością; toteż prawdziwym jest np. zrzeszenie, fałszywym zaś państwo i społeczeństwo.,,


Świadomy egoista jest ponad prawem i ponad prawdą. Jest także ponad moralnością i wszelkim obowiązkiem. Przyczyny są oczywiste. Gdyby jednostka dała się powodować regułom moralności, wtedy nie ona, lecz moralność panowałaby nad nią. Przestałaby być swą własnością, zaprzeczyłaby swemu egoizmowi.


Także obowiązek wobec kogoś lub czegoś, powołanie do czegoś, są sprzeczne z zasadami egoizmu. Nie jest naszym zadaniem - twierdzi Stirner - wnoszenie wkładu w postęp ludzkości, realizowanie idei rodziny lub państwa, bądź też urzeczywistnianie ideału człowieczeństwa.


Właściciel (jednostka egoistyczna) kieruje się w swym postępowaniu tylko i wyłącznie własnym interesem. Stopień realizacji jego zamierzeń uzależniony jest od wielkości Mocy, którą dysponuje. Może on zwielokrotnić swą Moc, jeśli wraz z innymi egoistami tworzy Zrzeszenie Egoistów.


,,Bunt to nie walka z istniejącym stanem, albowiem gdy bunt się powiedzie, to istniejący stan rzeczy sam z siebie obraca się w niwecz; jest on jedynie mym wydobyciem się z istniejącego stanu rzeczy, który porzucony umiera i ulega rozkładowi. Moim celem zatem nie jest obalenie danego stanu rzeczy, ale wywyższenie się ponad niego.,,


Przykładem buntownika jest dla Stirnera Chrystus, który nie uzależniał zbawienia od zmiany istniejącego stanu rzeczy. Nie pragnął zmiany ustroju, lecz chciał się jedynie od niego uwolnić.


Głównym celem ataku jest państwo. I to nie jakieś konkretne, lecz każde. Jeszcze bardziej negatywny jest wpływ państwa na wolność jednostek. Według Stirnera, w żadnym państwie, niezależnie od jego form ustrojowych, nie jest ona możliwa. ,,Państwu przyświeca wyłącznie jeden cel: jednostkę ograniczyć, poskromić, podporządkować, uczynić ją poddanym jakiegoś ogółu,, Tego typu działalność państwo traktuje jako swoje prawo i obowiązek.


Dla Stirnera wolność to swoboda wyrażania niepowtarzalności i jedyności konkretnej jednostki. Swoboda nie skrępowana żadnymi racjonalnymi nakazami. Stąd głównym jej wrogiem jest państwo, które dla subordynowania jednostki wykorzystuje przemoc i przemoc tę zwie prawem. Jakościowo taka sama przemoc stosowana przez jednostkę określana jest przez państwo mianem przestępstwa.


W kontekście powyższych uwag zrozumiałe stają się słowa Stirnera ,,Państwo i Ja - pozostajemy wrogami. Mnie egoiście, nie leży na sercu dobro tego <<ludzkiego społeczeństwa>>, niczego nie poświęcam i tylko ciągnę z niego korzyści; lecz, aby móc wykorzystać je całkowicie, zamieniam je raczej w moją własność i mój twór, to znaczy unicestwiam je i zamiast niego zakładam Zrzeszenie Egoistów.,, Zrzeszenie to jest rezultatem wspólnego buntu jednostek egoistycznych. Głównym jego zadaniem jest pomnożenie Mocy jednostek, które do niego przystąpiły i umożliwienie realizacji celów, które w ramach państwa były niedostępne.


Według Stirnera, nie ma istotnej róznicy między państwem a Zrzeszeniem, jeśli chodzi o wolność jednostki. Ograniczenia wolności nie da się nigdzie uniknąć. Jednakże celem Zrzeszenia nie jest wolność, lecz Swojość


Państwo dla Stirnera jest ,,wrogiem i mordercą  Swojości,,


Stirner zakładał, że Zrzeszenie Egoistów umożliwi pełne, nieskrępowane wyartykułowanie oryginalności i niepowtarzalności swych członków, że będzie ono podstawą ekspansji bycia Jedynym.


,,Nie mogę naprawdę chcieć być wolnym, gdyż nie sposób tego osiągnąć czy też zrealizować; mogę tylko pragnąć i do tego dążyć, gdyż jest ideałem, Widmem.,, Stirner odrzuca wolność ,,Lecz powinna być naszą własnością, a jest to wykluczone, jak długo jest wolnością.,, ,,Nie mam nic przeciw wolności, lecz życzę Ci czegoś więcej. Musiałbyś nie tylko odrzucić to, czego chcesz się pozbyć, ale również mieć to, czego pragniesz: musiałbyś być nie tylko <<wolny>>, lecz także <<właścicielem>>.


Wyjaśnijmy w tym miejscu, co Stirner ma na myśli mówiąc o wzięciu czegoś w posiadanie, uczynieniu czegoś swą własnością: ,,mojej własności nie stanowi żadna rzecz, ta bowiem istnieje niezależnie ode Mnie; moją własną jest wyłącznie ma siła. Nie drzewo jest moje, ale moja nad nim władza, czy też moje nim rozporządzanie,,. ,,Czymże jest zatem moja własność? Niczym innym jak tylko tym, co znajduje się w mej mocy,,.. oznacza, że jednostka egoistyczna dysponuje tą wolnością, manipuluje nią zgodnie ze swymi interesami. Wszystko to pod warunkiem, że ma ona odpowiednio wielką Siłę, Moc.


,,dana (narzucona) wolność nie jest żadną wolnością, ponieważ tylko ta, po której sięga się samemu - wolność egoisty - płynie pod pełnymi żaglami.,,- Jest to zrozumiałe w kontekście tego, co Stirner mówił o znaczeniu Mocy dla tworzenia wolności egoistycznej. Jeśli bowiem ktoś daje mi wolność, to albo jest słabszy ode mnie, albo silniejszy. Jeśli słabszy, to daje mi to, co do niego nie należy. Jeśli silniejszy, to mimo darowizny wolność nie należy do mnie, gdyż nie jest w mej Mocy, lecz w Mocy darowującego. Tym samym nie jest moją własnością (moją własnością jest tylko to, nad czym panuję).


Czy istnieją jakieś ograniczenia dla wolności egoistycznej, czy można mówić o jej stopniowaniu? Na tak postawione pytanie dałoby się znaleźć dwie odpowiedzi u Stirnera. Najpierw mówi on, że ,,Wolność może tylko istnieć jako całkowita wolność - częściowa wolność nie jest Wolnością,, W innym miejscu stwierdza: ,,Wolność wobec świata zapewniam Sobie w takim stopniu, w jakim Sobie ten świat przywłaszczam, [...]. Środki, jakie stosuję, są odpowiednie dla kogoś takiego, jak Ja. Jeśli bowiem jestem słaby, to i moje środki są słabe, [...].,,, O ile pierwszy fragment świadczyłby o niestopniowalności wolności, o tyle drugi mówi coś przeciwnego, mianowicie wielkość wolności jednostki zależy od Mocy, jaką ona dysponuje. Wątpliwości rozstrzyga następująca uwaga Stirnera: ,,Moja wolność stanie się dopiero wtedy doskonała, gdy będzie moją siłą, Dzięki niej przestaje być jedynie wolny, a staję się właścicielem,,. Przeprowadźmy krótką analizę tego fragmentu korzystając także z wcześniejszych ustaleń. Moja wolność będzie zupełna, gdy będzie moją Siłą, Mocą. Gdy wolność jest moją Mocą, wtedy jest ona (tzn. wolność) moją własnością. Wolność, która jest moją własnością, to wolność egoistyczna. Wynika z tego, że wolność jednostki jest zupełna wtedy, gdy jest to wolność egoistyczna. Tak więc Stirner stawia jednostkę przed następującą alternatywą: albo stanie się ona świadomym egoistą, skutkiem czego osiągnie nieograniczoną wolność, albo też będzie dalej tkwić w swym oszukanym egoizmie, którego efektem jest stan zniewolenia. Stanów pośrednich nie ma.


Punktem centralnym rozważań Stirnera jest Właściciel. Właściciel jest świadomym egoistą, jest niepowtarzalny, jedyny, wolny. Jest również twórcą Zrzeszenia Egoistów. Dla opisu Właściciela stworzył Stirner specjalną kategorię pojęciową - Swojość zawiera w sobie tylko to, co własne, [...]. Nie można jej mierzyć obcą miarą, gdyż nie jest ideą, jak wolność, moralność, ludzkość, itd.; charakteryzuje jedynie właściciela.,,


,,Swojość jest [...] całą mą istotą, bytem - to Ja sam.,, ,,Swojość stworzyła nową wolność, albowiem Swojość jest twórczynią wszystkiego. [...],,.


Stirner stwierdza wprost, że Swojość nie jest żadną ideą wolności. Jego zdaniem, w pojęciu tym ujawnia się ,,cała istota i byt,, Właściciela, a nie jego właściwość, cecha.


W Jedynym spotkać się można z dwoma sposobami rozumienia pojęcia Swojość. W pierwszym zawężającym, Swojość traktowana jest jako indywidualność, niepowtarzalność, oryginalność Właściciela. Jest to to, co nie może mu zostać odebrane w żadnym wypadku, dopóki on istnieje. Drugi występujący u Stirnera sposób traktowania pojęcia Swojości polega na rozszerzeniu jego zakresu. Obejmuje ono wtedy wszystko to, co należy do Właściciela. A do Właściciela należy to, nad czym on sam panuje.


Zdaniem Stirnera, przykazanie miłości nie ogranicza się tylko do miłości do Boga i do ludzi, lecz obejmuje obszar wszelkich naszych czynów i myśli. Dla Stirnera jest to sytuacja nie do przyjęcia. Uważa on, że miłość nie jest nakazem, lecz jak każde nasze uczucie jest naszą własnością. Skoro jest naszą własnością, to możemy ją przekształcić w miłość egoistyczną, która polega na tym, że każdy, kto chce być kochany przez jednostkę (np. państwo, Kościół, rodzina), musi kupić od niej jej miłość. ,,Zdobądźcie ją, kupcie moją własność, a wówczas ją Wam odstąpię. A takich [...], którzy nie potrafią pozyskać dla siebie mej miłości, kochać nie muszę i ustalam jej cenę całkowicie według własnego uznania.,,


Miłość nieegoistyczna jest, według Stirnera, ślepa i martwa, gdyż pozbawia ona jednostkę ,,przymusu,, będącego składnikiem Mocy. Jest ona też romantyczna, gdyż zawiera w sobie ,,powinność,,. Za jej przyczyną ,,przedmiot,, miłości staje się dla jednostki święty.


Charakterystyczna dla miłości nieegoistycznej jest relacja zachodząca między jednostką a przedmiotem jej miłości. Stnirner tak ją opisuje: ,,Ukochany stanowi obiekt, który Ja winienem kochać. Nie jest obiektem mej miłości dlatego, że go kocham, lecz jest nim sam w sobie dla siebie samego. Nie Ja czynię zeń obiekt miłości, gdyż on jest nim z gruntu; [...]. Tak więc nie jest on obiektem mej miłości, lecz miłości w ogóle - jest obiektem, który winno się kochać. Miłośc mu się należy, przysługuje, stanowi jego prawo. Ja zaś jestem zobowiązany go kochać. Moja miłość, tzn. miłość, którą jestem mu dłużny, jest faktycznie jego miłością, która ściąga ode Mnie jak należność.,,


Miłość nieegoistyczna sprawia, iż kochający jest uzależniony od przedmiotu miłości. Uzależnienie to przejawia się w przekonaniu kochającego, iż jest on dłużnikiem przedmiotu miłości. Sytuacja taka ma miejsce we wszystkich odmianach miłości nieegoistycznej, nie wyłączając miłości zmysłowej. Ta ostatnia różni się wprawdzie od miłości religijnej odmiennością przedmiotu, ale nie niezależnością stosunku do niego. W ostatecznym rozrachunku obie są opętaniem. ,,Opętanie miłością przejawia się wyobcowaniem obiektu, czy też mą niemocą wobec jego obcości i przewagi.,, Jednostka może wyzwolić się z opętania czyniąc miłość swą własnością. ,,Moja miłość stanie się mą własną dopiero wtedy, [...], kiedy obiekt mej miłości stanie się faktycznie mym obiektem czy też mą własnością.,, Zaś wobec swej własności jednostka nie może być dłużna ani też nie może mieć wobec niej żadnych obowiązków. Tak więc Stirner przeciwstawia miłości nieegoistycznej miłość egoistyczną, która jest jego zdaniem lepszą formą kształtowania stosunków międzyludzkich. Pozwala ona bowiem zachować ich spontaniczność i nie niszczy osobowości kochającego. Co zaś najważniejsze, nie czyni ona zamachów na wolność jednostki.


Sformułowana przez Stirnera krytyka zasady miłości skierowana była swym ostrzem nie tylko przeciw przykazaniu miłości ustanowionemu przez Kościół, lecz przeciw wszelkim koncepcjom głoszącym prymat zachowań altruistycznych nad egoistycznymi.


,,Wojna wszystkich przeciwko wszystkim,, to, według Stirnera, jedyna możliwość rozwiązania problemu własności. ,,Gdzie świat wchodzi Mi w drogę - a wchodzi Mi w drogę wszędzie - tam go pożeram, by zaspokoić głód mego egoizmu. Nie jesteś dla Mnie niczym innym jak tylko strawą, tak jak i Ja jestem przez Ciebie spożywany i pochłaniany.,,


Stirner nie ma złudzeń, jakie byłyby konsekwencją wprowadzenia w życie jego idei. Stara się jednak zachować pozę świadomego egoisty. ,,[...], piszę, by dać życie mym myślom; i choćbym przewidywał, że zakłócą one wasz spokój i ciszę, że królestwo myśli da początek jaskrawszym wojnom i zagładzie wielu pokoleń - to i tak bym je upowszechnił. Róbcie z nimi, co chcecie i potraficie - to wasza rzecz, Mnie to nie obchodzi.,,


Punktem wyjścia teorii Stirnera jest przekształcenie się jednostki w świadomego egoistę. Poglądy dotyczące wolności, państwa, moralnośći, prawdy, Kościoła, itd. są pochodną tego przekształcenia. Jest tak dlatego, że sposób, w jaki postrzegamy świat i siebie w nim, uzależniony jest od tego, kim jesteśmy. Inaczej widzi świat zwykła jednostka opanowana przez oszukany egoizm, inaczej świadomy egoista. ,,Stosunek człowieka do rzeczy odzwierciedla to, czym jest [...]. Widzimy rzeczy właściwie wtedy, gdy robimy z nimi co chcemy (jako rzeczy rozumie się tutaj obiekty, przedmioty takie jak: Bóg, nasi bliźni, kochanka, książka, zwierzę, itd.). Przeto najważniejsze są nie rzeczy i ich wyobrażenia, lecz Ja sam, moja wola. [...], chcemy odkrywać rozum w świecie, chcemy znaleźć w nim świętość. Toteż i znajdujemy. <<Szukajcie, a znajdziecie>>. Ja sam określam to, czego będę szukać [...].,,


Nie mają one pretensji do statusu prawd obiektywnych. Bo też prawd obiektywnych nie ma, prawdą jest tylko egzystencja Właściciela i to, co on wybiera. Każdy jego czyn kreuje prawdę. I jest to prawda dla niego. Postrzega on siebie nie jako Ja obok innych Ja, lecz jako Ja jedyne, nie mające sobie równego. ,,Ja jestem jedyny. Przeto i moje potrzeby, me działanie, słowem, Wszystko, co we Mnie, jest jedyne. I wyłącznie jako to jedyne Ja uważam Wszystko za moje własne, tylko jako jedyny działam i się rozwijam. Nie jako człowiek i nie Człowieka rozwijam, lecz jako Ja rozwijam - Się. Oto co znaczy Jedyny.,, Tylko Jedyny jest realnością, wobec której wszystko inne staje się majakiem. Jedyny jest sam dla siebie historią świata. Stąd też tylko jego własna historia ma wartość.


Stirner wprowadził pojęcie Jedynego dla dobitnego wyrażenia niepowtarzalnośći i oryginalnośći jednostki. Każda jednostka jest dla niego zamknięta monadą. Stąd prawdą o niej dysponuje tylko ona sama. Nie może się tą prawdą z nikim podzielić, gdyż nie wyraża jej żadne pojęcie, nic, co uchodzi za jej istotę, nie określa jej całkowicie. Są to tylko nazwy. ,,Jestem Właścicielem mojej mocy, a jestem nim wówczas, gdy uznaję się za Jedynego. Jako Jedyny, Właściciel powraca do swej twórczej Nicości, z której się zrodził. [...] Skoro nie obchodzi Mnie nic poza Mną, Jedynym, to wszystko zależy ode Mnie przemijającego, śmiertelnego Stwórcy, który sam siebie unicestwia; i wówczas mogę powiedzieć: <<Swoją sprawę oparłem na Nicości>>.,,

 
Stirner po opublikowaniu Jedynego (1845) cieszył się krótkotrwałą sławą, po czym za równo ze względu na chaotyczność i rozwlekłość jego napisania, tak i powodu ważnych wydarzeń politycznych (Wiosna Ludów - 1848) twórczość jego uległa zapomnieniu. Na przełomie XIX i XX wieku nazwisko Stirnera ponownie stało się głośne, głównie dzięki popularyzatorskiej działalności szkockiego poety J.H. Mackay'a. Renesans zainteresowania filozofią autora Jedynego nie trwał jednak długo. Nowe pokolenia nie znalazły w jego twórczości zbyt wielu wartościowych, inspirujących i przede wszystkim godnych upowszechnienia pomysłów. Filozofia Stirnera ponownie przesunięta została na margines filozofii europejskiej, co nie było jednak równoznaczne z zupełnym brakiem zainteresowania. Stirner był bowiem prekursorem znaczących idei filozoficznych, choć oddziałał w stopniu niewielkim. Podkreśla się przede wszystkim jego zasługi dla powstania politycznego anarchizmu. Wskazuje się na zbieżność przyjętej przez niego perspektywy z założeniami egzystencjalizmu. Analizuje się pokrewieństwo jego filozofii z twórczością F. Nietzschego.


Max Stirner i P.J Proudhon mogą być uznani za twórców teorii anarchizmu, gdyż sformułowali oni podstawowy kanon argumentów uzasadniających bunt przeciwko państwu. Wszyscy późniejsi ideolodzy anarchizmu byli ich uczniami i spadkobiercami (choć nie wszyscy się do tego przyznawali). (W rok po opublikowaniu Jedynego ukazało się główne dzieło P.J Proudhona - System sprzeczności ekonomicznych czyli filozofia nędzy (1846).


Wspólny dla Stirnera i egzystencjalizmu jest punkt wyjścia, mianowicie jednostka pojmowana jako ,,subiektywnie przeżywany świat,,. Prawda o niej jest niemożliwą do zwerbalizowania,, gdyż język ujmuje tylko przedmiotową stronę egzystencji, tylko cechy gatunkowe. To, co niepowtarzalne, to, co specyficzne, pozostaje niedostępne dla poznania.


To głównie u J.P. Sartre;a i A. Camusa pojawia się obraz człowieka osamotnionego w obliczu świata pozbawionego obiektywnych wartości, norm, i autorytetów. Taki jest też obraz świata u Stirnera, który w obliczu świata pozbawionego obiektywnych wartości deklaruje wprost: ,,Swoją sprawę oparłem na nicości,,. Całkowicie inna jest natomiast koncepcja wolności u egzystencjalistów i u Stirnera. Zdaniem Sartre,a, człowiek rodzi się i umiera wolny. Wolność jest nieodłączną od egzystencji jednostki i wiąże się z całkowitą odpowiedzialnością za swój los. Jest ona ciężarem, od którego bezskutecznie próbujemy się uwolnić, gdyż nawet uciekając od wolności dajemy jej świadectwo. Każda jednostka jest całkowicie suwerenna w swych decyzjach i nie ciąży na niej jakikolwiek przymus natury moralnej, który by mógł usprawiedliwić podjęty wybór. Stirner przyjmuje za punkt wyjścia stan zniewolenia jednostki. Wolność (egoistyczna) jest czymś pozytywnym, co należy dopiero zdobyć zrzucając kajdany pozornych wartości i osiągając taki stopień panowania nad sobą, który gwarantuje jej suwerenność w konfrontacji z innymi egoistycznymi jednostkami.


,,Żyj autentycznie,, - to wskazówka Sartre'a. ,,Żyj egoistycznie,, - to hasło głoszone przez Stirnera. Obu w gruncie rzeczy chodzi o to samo: aby z podniesioną przyłbicą stawić czoło wyzwaniu

 
Pierwsze wzmianki na temat pokrewieństwa filozofii Nietzschego z twórczością Stirnera pojawiają się jeszcze za życia Nietzschego. Od samego początku zdania na ten temat są podzielone. Jedni mówią że ich zestawienie jest całkowicie chybione, i równie dobrze, drudzy mówią że Nietzsche nie znał nawet dzieła Jedyny i jego własność, min. dla tego że nigdzie go nie cytuje. Lecz zdaje się jednak rzeczą prawdopodobną, że książka Stirnera nie była obca Nietzschemu, skoro w 1874 roku polecał ją swemu uczniowi M. Baumgartnerowi jako lekturę, [...], doktryny zaś, zwłaszcza moralne, u obydwóch autorów są tak zbliżone do siebie, że niepodobna przypuścić, by takie pokrewieństwo było przypadkowe.


Argumenty przemawiające przeciwko tezie, jakoby Nietzsche wykorzystywał w swych dziełach myśli Stirnera, są poważne,, lecz nie wszystkich przekonują. Charakterystyczne jest w tym wypadku stanowisko St. Przybyszewskiego: ,,Wprawdzie Nietzsche nigdy Stirnera nie wspomina, ale nie ulega wątpliwości, że dzieło jego znał, i to znał dokładnie, bo całymi garściami z niego czerpał, i tu już na nic się nie zdadzą żadne wykręty, żadne wstydliwe przebąkiwania ani też frasobliwe drapanie się w głowę: nie byłoby Nadczłowieka Nietzchego, gdyby nie było Stirnera Jedyny i jego własność.,,


Na istotną różnicę między Stirnerem a Nietzschem zwraca uwagę również A. Camus. Jego zdaniem, Stirner podąża ku nicości, ukazuje pustynie i na tym kończy się jego inwencja. Nietzsche rozpoczyna w miejscu, do którego dotarł Stirner. Poszukuje odpowiedzi, jak przetrwać na pustyni. Filozofia Nietzschego jest w niektórych punktach zbieżna z koncepcją Stirnera. Nie na tyle jednak, aby można było mówić o podobieństwie lub wręcz plagiacie. W wielu wypadkach podobna jest jedynie forma wyrażania myśli, pewna skłonność do przesady i skrajności, różna jest jednak ich treść. Tym, co niewątpliwie łączy Stirnera i Nietzschego, jest wiara, że przyszłe pokolenia przyznają im rację i że właśnie ich filozofia wyciśnie piętno na dziejach ludzkości.
 
 
OD TŁUMACZY
 

Stirner bowiem zdecydowanie odżegnuje się od dogmatyzmu, nie chce uszczęśliwiać ludzkości, nie składa złudnych obietnic, nie buduje systemu filozoficznego, podważa jedynie wszelkie autorytety i kwestionuje każdą tradycję. Jedyny i jego własność to przede wszystkim deklaracja buntu, zerwanie ze wszelkimi świętościami. Nie mamy tu do czynienia wyłącznie z eksperymentem myślowym. Dzieło to już przez sam fakt istnienia staje się awanturniczym, politycznym, zachęcającym jednostkę do zerwania umowy społecznej, wypowiedzenia posłuszeństwa, odrzucenia powinności wobec wszelkiej hierarchii. Sam Stirner wciela się w rolę burzyciela wszystkich systemów wartości, podważającego każdą zorganizowaną formę życia, która w najmniejszym choćby stopniu próbuje wywierać wpływ na jednostkę oraz - jak to ujmuje sam Stirner - wiąże ją i krępuje za pomocą niewidzialnych więzów. Stąd ofiarą jego ataków i drwin padają systemy i organizacje przybierające zinstytucjonalizowaną formę, takie jak Kościół, państwo, społeczeństwo, naród, a nawet rodzina (jako komórka społeczna i świętość,,).

Stirner w swej krytyce posuwa się jeszcze dalej. Jednostka, nawet zrzuciwszy owe zewnętrzne okowy, nadal pozostaje zniewolona, nie potrafi się bowiem wyzwolić z więzów wewnętrznych, oderwać od pasożytniczych idei i ideałów, systemów wartości i wyższych uczuć, które zostały jej nieodwracalnie zaszczepione. Prawda, dobro, patriotyzm, szacunek dla rodziny, wiara, rozum, obowiązek, miłość, moralność, człowieczeństwo (Człowiek) - wszystkie te bogi i bożki narzucają jednostce rolę służebną, stworzono je bowiem w celu wspierania jakiejś świętości, wyższej czy najwyższej istoty, stojącej ponad jednostką, Jedne i drugie formy zniewolenia Stirner określa wspólnym mianem widm i upiorów, które powołane zostały do życia po to, by wzbudzać w ludziach zarówno strach, jak i szacunek. Zniewolenia Stirner dopatruje się nawet w każdym, pozornie niewinnym, przejawie entuzjazmu, który odbiera jednostce kontrolę nad nią samą. Zagrożenie widzi w każdej sprawie, której człowiek pragnie się poświęcić, tzn. w każdej obsesji, manii, a nawet w pospolitym skąpstwie, ambicji czy wreszcie w oddaniu się w niewolę zmysłom, gdyż są one tylko różnymi odmianami idees fixes. Toteż szydzi z tego świata zaludnionego przez maniaków opętanych wiarą w widma i upiory, przestawiając go jako wielki dom wariatów prześcigających się w swoim fanatyzmie dla obcej sprawy, z której czynią swoją własną.

 
Stirner urodził się w Bayreuth 25 października 1806 r., jako Johann Caspar Schmidt, syn Alberta, wytwórcy instrumentów dętych. Po śmierci ojca matka, Sophie, z domu Reinlein, ponownie wyszła za mąż, po czym wraz z rodziną przeniosła się do Chełmna nad Wisłą. Po powrocie do Beyreuth młody Schimidt podjął naukę w tamtejszym gimnazjum, które ukończył w 1826r., a następnie rozpoczął studia filozoficzne i teologiczne na uniwersytecie berlińskim, ,,słuchając wykładów Bockha, Hegla, Marheinkego, Carla Rittera, Heinricha Rittera oraz Schleinermachera,,.


Studia ukończył ze sporym opóźnieniem, egzaminy zdał z trudem. W czasie gdy bezskutecznie poszukiwał pracy, rozpoczęła się seria rodzinnych tragedii. W 1837r. zmarł jego ojczym, matka zaś trafiła do zakładu dla umysłowo chorych. W grudniu tegoż roku zmarła podczas porodu jego pierwsza żona. Na początku lat czterdziestych Schmidt pisywał do prasy. Z tego okresu pochodzą jego ważniejsze artykuły i publikacje, takie jak (Falszywa zasada naszego wychowania, czy humanizm i realizm; kwiecień 1842) (Sztuka i religia, czerwiec 1842) Recenzja Tajemnic Paryża Eugeniusza Sue, 1843). Materiały te zostały zebrane i opublikowane ponownie w 1897r. przez Johna H. Mackaya (1864-1933), jednego jak dotąd biografa Stirnera.


W październiku 1843r. Stirner poślubił Marie Dahnhardt (1818-1902), politycznie zaangażowaną bogatą dziennikarkę z kręgu ,,Wolnych,, której zadedykował Jedynego. Dahnhardt wniosła do małżeństwa posąg (ok. dziesięć tysięcy talarów), który Stirner ponoć roztrwonił, między innymi inwestując sporą część pieniędzy w założenie mleczarni w Berlinie. Przedsięwzięcie to okazało sie wielkim niewypałem i przyniosło same straty. Małżeństwo Schmidtów, które od samego początku przypominało raczej związek nieformalny, rozpadło się już po roku, kiedy to rozczarowana Marie odeszła od Stirnera i wyjechała do Londynu.


W roku 1844, po ukazaniu się Jedynego, Stirner porzucił posadę w gimnazjum, licząc na to, iż książka - obok sławy, której przedsmak już poczuł - przyniesie mu także spore dochody. Stało się jednak inaczej. Wprawdzie początkowo dzieło wzbudziło niemałą sensację, lecz wkrótce spotkało się z surową krytyką uznanych myślicieli oraz popularnych recenzentów. Przyćmione wydarzeniami nadchodzącej rewolucji marcowej 1848r. szybko poszło w zapomnienie.


Odtąd Stirner utrzymywał się prawie wyłącznie z dorywczych zleceń, tłumacząc m.in. Wykład ekonomii politycznej oraz Badania nad naturą i przyczynami bogactwa narodów. Latem 1848r. opublikował kilka ciekawych artykułów, wśród nich jeden poświęcony Polsce, Prusom i Niemcom.


Owe próby literackie nie przyniosły Stirnerowi poprawy sytuacji materialnej i do kresu swych dni żył on w skrajnej nędzy. Z powodu długów trafił nawet dwukrotnie do więzienia. Zmarł w samotności 25 czerwca 1856r. (50 lat) w skutek obrzęku szyi wywołanego ukąszeniu muchy.


Nie należy się dziwić, iż kontrowersyjne, obrazoburcze i demaskatorskie dzieło Stirnera bulwersowało i oburzało opinię publiczną od chwili wydania. Znalazło to swój wyraz między innymi w próbie konfiskaty nakładu przez lipską cenzurę w 1844r.


Echa filozofii Stirnera pobrzmiewają w dziełach wielkich pisarzy i myślicieli dziewiętnastego wieku oraz początku naszego stulecia: Dostojewskiego, Ibsena, Gide'a, Celine'a. Wydaje się, iż pod wpływem autora Jedynego znajdował się również Nietzsche, i aczkolwiek nie ma w jego pracach choćby wzmianki o Stirnerze, to nie sposób chyba nie dostrzec zapożyczeń zarówno w warstwie myślowej, jak i stylistycznej.


Stirner wywarł też wpływ na dwudziestowieczną myśl filozoficzną i literaturę, np. na egzystencjalizm. Ten uznał go nawet za swego prekursora, przyjmując wiele z jego koncepcji, np. pojęcie ,,twórczej, unicestwiającej nicości,, pojawiające się w filozofii Sartre'a, a Camus poświęcił Stirnerowi podrozdział swojego Człowieka zbuntowanego, pt, ,,Jedyny,,. Stirnerowska myśl absorbuje również dwudziestowieczną socjologię, nauki polityczne, a także psychologię, co znajduje swój wyraz w koncepcjach etycznych Ericha Fromma.


W Polsce Stirner zachwycił niewielu. Do jego wyznawców należał Stanisław Przybylewski, choć i ten bardziej pozostawał pod wpływem Nietzschego. Także u polskiego egzystencjalisty, Witolda Gombrowicza, odczuwamy wyraźnie Stirnerowski ton.


Niewielkie zainteresowanie filozofią Stirnera w Polsce tłumaczy się brakiem polskiego przekładu Jedynego. Tłumaczenie kilkustronicowych fragmentów książki po raz pierwszy pojawiło się w Anarchistach Wacława Gąsiorowskiego, wydanych we Lwowie w 1905r. W latach sześćdziesiątych, na fali mody na egzystencjalizm, w Filozofii egzystencjalnej, ukazał się rozdział pt ,,Właściciel,, ,w tłumaczeniu Andrzeja Wirtha.


Jedyny, napisany dość jasnym, niekiedy może dosadnym językiem, nazywany został przez Arnolda Rugego pierwszym ,,strawnym,, dziełem filozoficznym, jakie wydały Niemcy. Stirner po mistrzowsku posługiwał się grą słowną, w której wykorzystując choćby najmniejsze odcienie znaczeń igrał z tworzywem języka, ukazując możliwości werbalnej manipulacji.


Jedyny nosi przy tym wyraźnie piętno indywidualnego stylu autora. Znajduje to swój wyraz w obfitej retoryce oraz niekonwencjonalnym zastosowaniu wyróżnień. I tak np. zastosowanie wielu rodzajów czcionek pozwoliło autorowi wyodrębnić z tekstu słowa o szczególnym znaczeniu, które - przy czytaniu na głos z właściwą emfazą - pozwalają lepiej zrozumieć całość wywodu. Ze względu na wielokrotne stosowanie przez Stirnera gry słownej, paranimów, kalamburów niekiedy zmuszeni byli stosować terminy zastępcze, starając się czynić to bez uszczerbku dla zawartości merytorycznej tekstu.


 ,,człowiek,, - (osoba, jednostka, przedstawiciel gatunku)
,,Człowiek,, - (nowy Bóg, ideał, wyższa istota, widmo)

Nic
   Swoją sprawę oparłem na Nicości (3-6)
 

I cóż to ma być moją sprawą! W pierwszym rzędzie słuszna sprawa, zaraz potem sprawa Boga, sprawa Ludzkości, Prawdy, Wolności, Humanizmu, Sprawiedliwości; dalej sprawa Mojego narodu, Mojego księcia, Mojej ojczyzny; a w końcu nawet sprawa Ducha i tysiąc innych spraw. Tylko Moja sprawa nie ma nigdy być Moją sprawą. ,,Fe, co za egoista, który myśli tylko o sobie,,! Przyjrzyjmy się zatem, jak ci, dla których sprawy powinniśmy się poświęcać, zajmować się nią i zachwycać, traktują swoją sprawę.


Potraficie głosić wiele fundamentalnych prawd o Bogu i przez tysiąclecia ,,badaliście głębię boskości,, ,więc zaglądając jej w serce możecie Nam zapewne powiedzieć, jak to Bóg sam zajmuje się ,,sprawą Boga,, ,do służenia której jesteśmy powołani. I nie taicie bynajmniej praktyk Pana. Cóż więc jest jego sprawą? Czyż uczynił on być może jakąś inną sprawę - sprawę Prawdy i Miłości - swoją sprawą, jak się tego od Nas wymaga? Oburza Was to nieporozumienie, przeto pouczacie Nas, iż sprawa Boga w samej rzeczy jest sprawą Prawdy i Miłości, iże tej sprawy nie można nazwać mu obcą, Bóg sam bowiem jest Miłością i Prawdą. Oburza Was też przypuszczenie, iż Bóg mógłby być Nam podobny, Nam marnym robakom, patronując niby jakieś obcej sprawie jako swej własnej. ,,Miałbyż Bóg zajmować się sprawą Prawdy, gdyby sam Prawdą nie był?,, Bóg jednakże troszczy się tylko o swoją sprawę, a ponieważ jest dla siebie wszystkim, toteż i wszystko jest jego sprawą! A jako że My nie jesteśmy dla siebie Wszystkim, Nasza sprawa zaś jest całkiem błaha i niegodna uwagi, przeto musimy ,,służyć jakiejś wyższej sprawie,,. Wszak nie sposób zaprzeczyć, iż Bóg dba tylko o Swoje, że zajmuje się tylko sobą, myśli jedynie o sobie i siebie ma tylko na względzie. Oj, biada Wszystkiemu, co jemu niemiłe! Albowiem Bóg nie służy niczemu wyższemu i zadowala się jedynie sobą, a jego sprawa jest sprawą czysto egoistyczną.


A jak ma się rzecz z Ludzkością, której sprawa winna być Naszą sprawą? Czyż Ludzkość służy jakiejś obcej, wyższej sprawie? Bynajmniej. Ludzkość widzi tylko siebie, Ludzkość tylko Ludzkość chce wspierać, albowiem Ludzkość jest sama dla siebie sprawą. By się rozwijać, każe ludom i jednostkom harować w służbie dla siebie, gdy zaś zaspokoją już jej potrzeby, wyrzuca ich z wdzięczności na śmietnisko Historii! Nie jestże zatem sprawa Ludzkości czysto egoistyczną sprawą?


Nie muszę tu chyba dowodzić każdemu, kto chciałby Nam podsunąć swoją sprawę, że nie chodzi mu o nas, lecz jedynie o siebie, nie o Nasze, ale jego własne dobro. Otóż spójrzcie tylko na tę całą resztę. Prawda, Wolność, Humanizm, Sprawiedliwość - czyż żądają czego innego, jak tylko by im służyć i zachwycać się nimi?


Wszystkie owe wyjątkowe dobrze na tym wychodzą, kiedy się im gorliwie hołduje. Tymczasem przypatrzcie się Narodowi, którego strzegą oddani patrioci. Ci padają w krwawych bojach lub walce z głodem i nędzą. A co na to Naród? ,,Naród kwitnie,, - na mierzwie ich trupów. Jednostki giną ,,dla wielkiej Sprawy Narodu,, ,ten zaś posyła im kilka słów podzięki i - ,,dobrze na tym wychodzi,,. Oto, co nazywam interesownym egoizmem.


Jednak popatrzcie tylko na owego sułtana, który miłościwie troszczy się o ,,Swoich,,. Nie jestże on czystą bezinteresownością? Czyż nie poświęca się bezustannie dla Swoich? Ależ tak, dla ,,Swoich,,! Spróbuj pokazać choć raz, żeś nie Jego, lecz Swój własny, a ten już wtrąci Cię do lochu za to, ześ skradł Siebie jego egoizmowi. Sułtana nie obchodzi Nic poza nim samym, on jest dla siebie Wszystkim, on jest jedyny i nie toleruje nikogo, kto śmiałby nie być ,,Jego,,.


Czyż nie przekonał Was te dobitne przykłady, iż egoistom wiedzie się najlepiej? Ja ze Swej strony biorę z tego naukę i zamiast dalej bezinteresownie służyć tym Wielkim Egoistom - sam raczej pójdę w ich ślady.


Boga i Ludzkości, poza nimi samymi, nie obchodzi Nic. Toteż i Mnie Nic już nie obchodzi, Mnie, który niczym Bóg jestem Nicością, Nicością wszystkich innych Rzeczy; Mnie, który jest sobie Wszystkim, który jestem - Jedyny. Bo skoro Bóg, a również i Ludzkość - jak zapewniacie - mają w sobie dość treści, by dla siebie być Wszystkim, to sądzę, że Jam nie gorszy i że nie muszę lamentować nad swą ,,pustką,,. Zresztą nie jestem jakąś tam zwykłą pustką, lecz twórczą Nicością, z której Sam, jako Stworzyciel, Wszystko tworzę.


Dlatego, precz z wszelkimi sprawami, które nie są Moimi sprawami! Moja sprawa - powiadacie - winna przynajmniej być ,,dobrą sprawą,,. Ale czymże jest dobro, czymże zło? W końcu Ja sam jestem Sobie własną sprawą, a nie jestem ani dobry, ani zły. Dla Mnie obydwa słowa nie znaczą nic. To, co boskie, jest sprawą Boga; to, co ludzkie - sprawą ,,Człowieka,,. Moją sprawą jednak nie jest ani sprawa Boga, ani sprawa Człowieka; nie jest nią Prawda, Dobro, Prawo czy Wolność - Moja sprawa to tylko to, co Moje. I nie jest nią bynajmniej jakaś wspólna, lecz jedyna sprawa, tak jak Ja sam jestem jedyny. Poza Mną zaś nie obchodzi Mnie nic!

 
CZĘŚĆ PIERWSZA - CZŁOWIEK

1. ŻYCIE CZŁOWIEKA (9)


Od momentu swoich narodzin, człowiek usiłuje odnaleźć siebie, zdobyć siebie i uwolnić z chaosu świata, w którego odmętach się znalazł. Z drugiej jednak strony, wszystko, z czym dziecko się styka, broni się przed jego ingerencją i upiera przy własnym istnieniu. A ponieważ Każdy ma na względzie tylko siebie i zarazem stale popada w konflikt z Drugim, walka o potwierdzenie siebie jest nieunikniona.
 
 
Zwyciężyć albo ulec - pomiędzy tymi zmiennymi kolejami życia decydują się losy walki. Zwycięzca staje się Panem, zwyciężony - poddanym. Jeden dzierży Władzę i ustanawia ,,prawa zwierzchności,,; drugi zaś z głębokim szacunkiem i poważaniem spełnia ,,obowiązki poddanego,,. Lecz obaj pozostają wrogami - czają się i czyhają na słabość drugiego: dzieci na słabość rodziców, rodzice na słabość dzieci (np. na ich strach). Albo kij złamie człowieka, albo człowiek złamie kij.  
 
 
,,Teraz pogrążamy się w myślach,, i słuchamy ich nakazów, jak niegdyś poleceń rodziców i ludzi. Nasze czyny są posłuszne Naszym myślom (ideom, wyobrażeniom i wierze), jak w dzieciństwie - ojcu i matce.  
 
 
Nasze myśli zawsze krążyły wokół jakiejś sprawy, wyobrażaliśmy sobie coś tak czy inaczej. Myśleliśmy wprawdzie, że świat, który widzimy, jest dziełem Boga, lecz nie rozmyślaliśmy nad ,,głębią samej boskości,, (nie ,,badaliśmy,, jej). Myśleliśmy wprawdzie ,,Taka jest prawda,, ,ale nie zastanawialiśmy się nad tym, czym jest sama Prawda.
 
 
Wprawdzie wszystko zależy od Ducha - lecz czy każdy duch jest ,,właściwym,, Duchem? Duch właściwy i prawdziwy to ideał Ducha, to - ,,Duch Święty,,. Nie jest on ani Moim, ani Twoim, lecz idealnym Duchem z zaświatów, jest ,,Bogiem,,. ,,Bóg jest Duchem,,. I ten z zaświatów ,,Ojciec z nieba da [Ducha Świętego] tym, którzy Go proszą (Łk, 11, 13.),,.
 
 
Mężczyzna różni się od młodzieńca tym, że bierze świat takim, jaki jest, zamiast wszędzie dopatrywać się w nim zła i chcieć go ulepszać, tj. kształtować wedle swego ideału. Utwierdza się w nim przekonanie, że w życiu należy się kierować własnym interesem, nie zaś ideałami.
 
 
Porównajcie jednak mężczyznę z młodzikiem. Czyż nie wydaje się Wam bardziej twardy, małoduszny, interesowny? Lecz jestże on przez to gorszy? Powiadacie, że nie. Jest jedynie bardziej konkretny - czy też jak to nazywacie - ,,praktyczny,,. Rzecz w tym, iż on sam siebie czyni centrum uwagi i nie ,,marzy,, ,jak młodzieniec, o czymś innym, np. Bogu, ojczyźnie, itd.
 
 
A zatem biorę świat takim, jakim jest dla Mnie - jako Mój, jako Moja własność i wszystko mierzę Swoją miarą.
 
 
Skoro jako Duch odepchnąłem świat z najgłębszą pogardą, to jako właściciel zwracam duchy i idee ,,ich marności,,. Nie mają już nade Mną władzy, tak jak żadna ,,ziemska siła,, nie ma władzy nad Duchem.    
 
 
Dziecko było realistą, uwikłanym w sprawy tego świata aż do chwili, gdy odkryło sens tego, co poza rzeczami. Młodzieniec był idealistą, zauroczonym myślami, aż przekształcił się w mężczyznę, egoistę, który flirtuje z rzeczami i myślami według własnego widzimisię, interes osobisty stawiając ponad wszystko. A cóż starzec? Zanim stanę się starcem, będzie jeszcze dość czasu, aby o tym pomówić.
 
 
II. LUDZIE STAREJ I NOWEJ ERY (16)
 
 
Każdy człowiek przywołuje na pamięć z mniejszą lub większą łatwością etapy swego rozwoju, własne usiłowania, sukcesy, porażki, cele, do których dążył, plany i pragnienia, które chciał zrealizować, zmiany poglądów czy też okres zwątpienia w zasady. Słowem, każdy przywołuje na pamięć to, jakim się stał dzisiaj, czym nie był wczoraj ani przed laty, a szczególnie żywo odczuwa zachodzące w nim zmiany, gdy ma przed oczyma rozwój innego człowieka. Przyjrzyjmy się zatem, jak postępowali nasi przodkowie.
 
 
1. Starożytni (16)
 
 
 
Tak jak chrześcijanin nigdy nie może się przekonać o błahości Bożego Słowa, lecz wierzy w jego wieczną i niepodważalną Prawdę, której triumf jest tym wspanialszy, im głębiej się jej docieka, tak starożytni żyli ze swej strony w przeświadczeniu, że świat i doczesne relacje (np. naturalne więzy krwi) są jedyną Prawdą, przed którą ich bezsilne Ja musiało się ugiąć. Właśnie to, w czym starożytni widzieli najwyższą wartość, zostało przez chrześcijan odrzucone jako bezwartościowe; a to, co starożytni uznawali za Prawdę, napiętnowano jako wierutne kłamstwo.
 
 
 Jeżeli zdamy sobie sprawę z tego, że to, co dla jednych uchodzi za prawdę, dla drugich stanowi fałsz, i odwrotnie, że dla jednych prawdą jest natura i byt doczesny, a dla drugich Duch i życie wieczne, to pozostaje jeszcze do rozważenia, jak ze starożytności mogła powstać nowa era i owo niezaprzeczalne odwrócenie wartości? Lecz starożytni sami przyczynili się do tego, że ich prawdę uznano za kłamstwo.
 
  
Sokrates powiada, iż nie wystarcza jedynie używać umysłu w jakiejkolwiek sprawie, lecz chodzi o to, dla jakiej sprawy się go wytęża. My dzisiaj powiedzielibyśmy, iż należy służyć ,,słusznej sprawie,, ,a służyć słusznej sprawie oznacza - być moralnym. Dlatego Sokrates jest twórcą etyki. 
 
 
 Duch zabiega tylko o to, co duchowe, i we Wszystkim szuka ,,śladów Ducha,,. Dla wierzącego Ducha ,,wszystko pochodzi od Boga,, i zajmuje go o tyle, o ile objawia boskie pochodzenie.
 
 
Chrześcijanin ma duchowe zainteresowania, gdyż pozwala sobie na to, by być duchowym człowiekiem.  
 
 
Tego, kto czuje się wolnym Duchem, nie gnębią i nie przerażają rzeczy tego świata, gdyż się nim wcale nie przejmuje.
 
 
Zatem do czego dążyli starożytni? Do prawdziwego rozkoszowania się życiem, do używania życia! W końcu na tym polega ,,prawdziwe życie,,.
 
 
Grecki poeta Symonides głosił, że ,,zdrowie to najszlachetniejsze dobro śmiertelnego człowieka, zaraz po nim uroda, potem uczciwie zdobyte bogactwo, a wreszcie radosne używanie w towarzystwie młodych kompanów,,. To wszystko to życiowe dobra, radości życia. Czegóż innego szukał Diogenes z Synopy, jak nie prawdziwego używania życia, które odkrył w najskrajniejszym niedostatku? Czegóż innego Arystyp, który, bez względu na okoliczności, znajdował je w pogodnym nastroju? Szukali oni radosnej niezmąconej energii życiowe, wesołości - pragnęli ,,być w dobrym humorze,,.
 
 
Tymon powiada: ,,Uczucia i myśli, które czerpiemy ze świata, nie zawierają w sobie żadnej prawdy,,. ,,Cóż to jest Prawda!,, - wykrzykuje Piłat. Zgodnie z nauką Pirrona, świat nie jest ani dobry, ani zły, ani piękny, ani brzydki, itd. Są to jedynie predykaty, które Ja mu nadaję. Tymon mówi: ,,żadna rzecz jako taka nie jest ani dobra, ani zła; to człowiek wyobraża ją sobie tak albo siak,,;
 
 
W świecie tym nie można ,,już więcej rozpoznać Prawdy,, ,rzeczy przeczą sobie nawzajem, wyobrażenia rzeczy są nie do rozróżnienia (dobro i zło stają się tym samym, tak że to, co jeden nazywa dobrem, drugi uważa za zło). Tu kończy się poznanie ,,Prawdy,, i pozostaje jedynie człowiek pozbawiony wiedzy, człowiek który w tym świecie nie widzi nic, co warto by poznać, pozwala istnieć temu światu pozbawionemu Prawdy i nic sobie zeń nie robi.
 
 
Ponieważ starożytni zmierzali do przezwyciężenia świata i próbowali wybawić człowieka od ciężkich, usidlających go więzi z innymi, toteż w końcu doprowadzili do rozkładu państwa i popierali wszelką prywatność. Społeczność, rodzina, itd. jako naturalne stosunki, stanowią przecież uciążliwą przeszkodę ograniczającą moją duchową wolność.  
 
 
2. Nowożytni (27)
 
 
,,Jeśli ktoś pozostaje w Chrystusie, to jest nowym stworzeniem; to, co dawne, minęło, i oto wszystko stało się nowe (2 Kor, 5, 17),,. Skoro zostało powiedziane powyżej, że ,,dla starożytnych świat był Prawdą,, ,więc należałoby tutaj stwierdzić, iż ,,dla nowożytnych prawdą był Duch,,. Lecz tak w jednym jak i w drugim przypadku możemy dodać: prawdą, za której fałszem próbowali pójść i którego drogą w końcu poszli.  
 
 
Cóż miałoby się kochać w ludziach, kiedy wszyscy są ,,egoistami,, i nikt nie jest Człowiekiem jako takim, tzn. nikt nie jest wyłącznie Duchem. Chrześcijanin kocha tylko Ducha; lecz gdzież szukać tego, który byłby naprawdę tylko Duchem?
 
 
Kochać żywego człowieka z krwi i kości nie byłoby już przecież ,,duchową,, serdecznością, lecz zdradą ,,czystej serdeczności,, i ,,teoretycznych zainteresowań,,. Toteż nie przedstawia się czystej serdeczności jako owej dobroduszności, która serdecznie ściska każdemu dłoń. Wręcz przeciwnie, ta czysta serdeczność wobec nikogo nie jest serdeczna i jest jedynie teoretycznym współczuciem, zainteresowaniem człowiekiem jako Człowiekiem, nie zaś jako jednostką. Jednostka wzbudza w niej wstręt, gdyż jest ,,egoistyczna,, gdyż nie jest Człowiekiem, ideą Człowieka. Teoretyczne zainteresowanie istnieje tylko w przypadku idei.
 
 
Dochodząc do sedna tej bezinteresownej serdeczności, musimy w końcu dostrzec, że Duch, którego kocha chrześcijanin, jest nicością, jest - kłamstwem.
 
 Duchowi, który po wielu trudach oderwał się od świata i doczesności nie pozostaje nic poza Duchem i tym, co duchowe. Ponieważ jednak tylko oddalił się od świata i, nie mogąc go naprawdę unicestwić, stał się wolną odeń istotą, to świat pozostał dlań nieusuwalną przeszkodą, istotą okrytą niesławą. Lecz ponieważ - z drugiej strony - nie zna on i nie uznaje nic poza Duchem i tym, co duchowe, więc stale musi tęsknić, by świat uduchowiać, tj. wybawiać go z ,,niesławy,,. Dlatego obnosi się jak młodzik z planami zbawienia i ulepszania świata.  
 
 
Jak mieliśmy okazję zaobserwować,, starożytni służyli naturze, doczesności i naturalnemu porządkowi świata. Lecz bezustannie zadawali sobie pytanie, czy nie mogliby tej służby porzucić, a z wciąż ponawianych prób buntu - wraz z ich ostatnim tchnieniem - narodził im się Bóg, ów ,,zwycięzca świata,,. Wszelka ich działalność nie była niczym jak tylko mądrością świata, dążeniem, by wznieść się poza i ponad ten świat. A czymże była mądrość wielu kolejnych stuleci? Ku czemu zmierzali nowożytni? Już nie ku światu, gdyż ten był celem starożytnych, lecz ku Bogu, ,,który jest Duchem,, ,ku wszystkiemu, co jest Ducha, ku wszelkiej duchowości. Ale działalność Ducha, który,, sam bada głębie boskości,, to przecież właśnie teologia. O ile starożytni nie objawili nic poza mądrością tego świata, to nowożytni nigdy nie wykroczyli ani nie wykraczają poza ramy teologii.
 
 
1. Duch (30)
                                                                      
 
Duch staje się Duchem wolnym, tzn. rzeczywiście Duchem, dopiero w jemu właściwym świecie [...] Tylko dzięki duchowemu światu może się duch stać rzeczywiście Duchem. [...]
 
 
Tak jak fantasta żyje wyłącznie w świecie swych fantasmagorii, a wariat w urojonym świecie, bez którego nie mógłby być wariatem, tak i Duch musi stworzyć sobie świat duchów i nie jest Duchem, dopóki go nie stworzy.  
 
 
A więc to jego twory czynią zeń Ducha, albowiem twórce rozpoznaje się w jego dziełach - żyje w nich, a one są jego światem. A zatem czym jest Duch? Stworzycielem duchowego świata! Także w Tobie i we Mnie uznaje się Ducha dopiero wtedy, gdy widzi się, iż posiedliśmy to, co duchowe a mianowicie - myśli.
 
 
Jak długo bowiem byliśmy dziećmi, można Nam było podsuwać najprzykładniejsze myśli, bez względu na to, czy chcieliśmy i potrafiliśmy je w Sobie odtworzyć. Przeto Duch istnieje tylko wtenczas, gdy tworzy to, co duchowe; jedynie z tym, co duchowe, ze swoim dziełem naprawdę stanowi całość. Jako że rozpoznajemy Ducha w jego dziełach, zapytajmy więc, co stanowi jego dzieło. Dzieła czy też dzieci Ducha to przecież nic innego jak tylko duchy.  
 
 
Gdybym miał przed sobą żydów starej daty, musiałbym na tym poprzestać i pozostawić ich z owym misterium, którego nie mogą pojąć i w które nie potrafią uwierzyć od prawie dwóch tysięcy lat. Ale ponieważ Ty, drogi czytelniku, nie jesteś bynajmniej pełnej krwi żydem (bo ktoś taki nie zapuściłby się aż tak daleko), zatem nie rozstawajmy się jeszcze, choćby do tego miejsca, w którym odwrócisz się plecami, gdyż Ja roześmieję Ci się w twarz.
 
 
Gdyby ktoś Ci powiedział, że cały jesteś duchem, to dotknąłbyś Swego ciała i, nie dając mu wiary, odparłbyś: Mam wprawdzie duszę, lecz nie istnieję jedynie jako duch, jestem bowiem cielesnym człowiekiem. Nadal odróżniłbyś ,,Swego ducha,, od Siebie samego. Lecz on Ci odpowie, że chociaż jesteś więźniem Swego ciała, to Twym przeznaczeniem jest stać się kiedyś ,,błogosławionym Duchem,,. A przecież nie ulega wątpliwości, że dopiero z chwilą śmierci porzucisz swą cielesną powłokę, stając się jednocześnie Sobą, tzn. duchem na całą wieczność - oto Twój przyszły duchowy kształt, który próbujesz Sobie wyobrazić. Zatem Twój duch jest tym, co wieczne i prawdziwe w Tobie; ciało - jedynie doczesnym mieszkaniem, które możesz opuścić i, być może, zamienić na inne.
 
 
Na razie nie jesteś wprawdzie tylko duchem, lecz gdy przyjdzie Ci się kiedyś rozstać z Twą śmiertelną powłoką, wówczas będziesz się musiał obejść bez ciała i dlatego koniecznym jest, abyś zawczasu zatroszczył się o Swe właściwe Ja. ,,Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Mt, 16,26,,)
 
 
Ale któż według Ciebie jest egoistą? Człowiek, który zamiast żyć dla idei (tzn. tego, co duchowe) i jej poświęcać swą osobistą korzyść, dba tylko o tę ostatnią. Dobry patriota, np., składa siebie w ofierze na ołtarzu ojczyzny; jednak nie da się zaprzeczyć, że ojczyzna jest wyłącznie pojęciem, gdyż dla pozbawionych ducha zwierząt czy też wciąż nieuduchowionych dzieci nie istnieje ani ojczyzna, ani patriotyzm. Zatem jeśli ktoś nie wykaże się jako dobry patriota, wtedy zarzuca mu się egoizm w stosunku do ojczyzny.  
 
 
Pogardzasz egoistą, ponieważ przeciwstawia on Duchowi swój osobisty interes i troszczy się tylko o siebie, zamiast postępować w imię idei - tak jak Ty byś tego chciał. Różnicie się tym, że Ty koncentrujesz się na Duchu, on zaś na Sobie Samym; Ty, poróżniony ze Swoim Ja, oddajesz się we władanie Twemu ,,właściwemu Ja,, ,Duchowi, czyniąc zeń Pana bezwartościowej reszty, podczas gdy on żyje ze sobą w zgodzie, dbając o duchowe i materialne interesy wedle swego widzimisię. Wydaje Ci się wprawdzie, że pomstujesz na tych, którzy nie przejawiają duchowych zainteresowań, choć faktycznie przeklinasz wszystkich, którzy zainteresowań duchowych nie uważają za ,,prawdziwe i najważniejsze,,. Jak rycerz służysz wiernie tej piękności, jak gdyby była jedyną na tym świecie. Nie żyjesz dla Siebie, lecz dla Swego Ducha i tego, co Ducha jest - idei.
 
 
Skoro Duch istnieje tylko wtedy, kiedy tworzy to, co duchowe, przeto rozglądnijmy się za jego pierwszym stworzeniem. Dopiero gdy tego dokonał, dał tym samym początek naturalnemu rozmnażaniu się stworzeń; jak wedle mitu należało stworzyć pierwszych ludzi, aby reszta gatunku rozmnażała się sama. Jednak pierwsze stworzenie musi wyłonić się ,,z Nicości,,. Znaczy to, że Duch dla swego urzeczywistnienia nie ma jeszcze nic poza sobą samym, czy też raczej, sam siebie jeszcze nie posiada, musi się dopiero stworzyć. Stąd też on sam, Duch, jest swym pierwszym stworzeniem. Choć brzmi to tak tajemniczo, to przecież doświadczamy tego na co dzień. Czyż nie jesteś człowiekiem myślącym dopiero, gdy myślisz? Tworząc pierwsze myśli, stwarzasz Siebie, myślącego. Albowiem nie myślisz, zanim nie operujesz myślą, tzn. zanim jej nie posiądziesz. Czyż to nie Twój śpiew czyni z Ciebie śpiewaka, a mowa - mówiącego? Toteż stajesz się Duchem dopiero wtedy, kiedy tworzysz to, co duchowe.
 
 
Tymczasem tak jak rozróżniasz w Sobie myśliciela, śpiewaka i mówiącego, tak samo rozróżniasz w Sobie Ducha; czujesz bardzo wyraźnie, że jesteś jeszcze czymś innym niźli Duch. Tak jak ,,myślące Ja,, trawi gorączka myśli, tak Ciebie ogarnia entuzjazm dla Ducha; pragniesz z całej siły stać się Duchem i cały się w nim zatracić. Jest on Twym ideałem, tym, co nieosiągalne, czymś z tamtego świata. Duch, to znaczy - Twój Bóg, ,,Bóg jest Duchem,,.
 

Jako fanatyczny wróg wszystkiego, co nie jest Duchem, występujesz także przeciw Sobie samemu, Ty, który nie możesz pozbyć się swej nieduchowej reszty. Zamiast mówić: ,,Jestem czymś więcej niż Duch,, ,powiadasz ze skruchą: ,,Jestem czymś mniej niż Duch, A Ducha, czystego Ducha, który nie jest niczym innym poza Duchem, mogę sobie tylko wyobrazić, lecz nim nie jestem. A skoro nim nie jestem, to jest nim przecież jakiś Inny, istnieje jako Inny, którego nazywam <<Bogiem>>,,.
 
 
Duch, który ma istnieć jako Duch czysty, był Duchem z zaświatów, a ponieważ Ja nim nie jestem, więc może on istnieć tylko poza Mną. Skoro człowiek niezupełnie odpowiada pojęciu ,,Ducha,, ,czysty Duch, Duch jako taki, może istnieć jedynie poza człowiekiem, poza światem ludzi: nie może być duchem ziemskim, lecz niebiańskim.  
 
 
Całe to błędne przeświadczenie, że konieczne jest, aby Duch mieszkał w zaświatach, tzn. żeby był Bogiem, jest wynikiem rozdarcia między Mną a Duchem; wynikiem tego, że Ja i Duch nie jesteśmy nazwą dla jednego i tego samego, lecz różnymi nazwami dla zupełnie różnych spraw; tego, że Ja nie jestem Duchem, a on nie jest Mną.
 
 
Cóż bowiem zyskujemy, gdy to, co boskie poza Nami, przenosimy z kolei w Siebie? Czy jesteśmy tym, co jest w Nas? Równie mało jak tym, co poza Nami. Moim sercem jestem równie mało co owym ,,innym Ja,, ,które jest drogie Memu sercu. Właśnie dlatego, że nie jesteśmy Duchem, który w Nas mieszka, musieliśmy go wynieść poza Siebie, Nie był on Nami i nie tworzył z Nami jedności, toteż nie mogliśmy go Siebie inaczej wyobrazić niż jako coś istniejącego poza Nami, po drugiej stronie Nas, w zaświatach.
 
 
Wprawdzie ,,najwyższa istota,, jest istotą Człowieka, lecz właśnie dlatego, że jest jego istotą, a nie nim samym, to wszystko jedno, czy widzimy ją poza Człowiekiem i uważamy za ,,Boga,, ,czy też znajdujemy ją w Człowieku i nazywamy ,,istotą Człowieka,, lub ,,Człowiekiem,,. Ja nie jestem ani Bogiem, ani Człowiekiem, ani najwyższą istotą, ani też Moją istotą, i dlatego w gruncie rzeczy jest mi obojętne, czy ta istota jest we Mnie czy poza Mną. Przecież w obu przypadkach, tak naprawdę, dalej umieszczamy tę najwyższą istotę w innym świecie, wewnętrznym oraz zewnętrznym. Albowiem ,,Duch Boży,, ,zgodnie z chrześcijańskim poglądem, jest również ,,Naszym Duchem,, i ,,mieszka w Nas,, Mieszka w niebie, a zarazem w Nas. Zatem My, biedaczyska, jesteśmy dlań jedynie jego ,,mieszkaniem,, a kiedy Feuerbach zniszczy jego niebiańskie lokum, sprowadzając go do Nas z całym dobytkiem, to będzie Nam w jego ziemskiej kwaterze nieznośnie ciasno.
 
 
Duch jest czymś innym niż Ja. Lecz czym jest to coś Innego?
 
 
2. Opętani (38)                                                                       
 
Ale czyż nie mieliśmy dziadka, który wzruszał ramionami, ilekroć babcia opowiadała o swych widmach? To właśnie ludzie niewierzący tak bardzo zaszkodzili Naszej słusznej religii - owi racjonaliści! Jeszcze się o tym przekonamy! Cóż miałoby leżeć u podstaw tych wierzeń w upiory, jeśli nie wiara w ,,istnienie duchowych istot w ogóle,,?
 
 
Dobrzy wierni i ojcowie Kościoła nie przeczuwali, że wiara w upiory pozbawi podstaw ich religię i że zawiśnie ona odtąd w próżni. Ten, kto przestał wierzyć w upiory, musi jedynie pozostać konsekwentnym w swej niewierze, by pojąć, że żadna istota, widmo, czy też to, co uważa się naiwnie za jemu równoznaczne - a mianowicie ,,Duch,, - nie istnieje w oderwaniu od rzeczy.


Tak, w całym świecie straszy! Czy tylko w nim? Nie, straszy on sam, przejmuje zgrozą, jest przeistaczającym się pozornym ciałem ducha, jest widmem. Czym innym miałby być upiór, jak nie pozornym ciałem, a rzeczywistym Duchem? Zatem świat jest ,,marnością,, , ,,nicością,, ,jest tylko olśniewającym ,,pozorem,,; jego Prawda to jedynie Duch, a on - to pozorne ciało Ducha.
 
 
Gdziekolwiek spojrzysz, wszędzie otacza Cię upiorny świat. Wciąż dręczą Cię ,,zjawy,, czy urojenia! Wszystko, co widzisz, to tylko pozór tkwiącego w tym Ducha, upiorna ,,zjawa,,. Dla Ciebie świat to tylko ,,świat zjaw,, ,za którym kryje się Duch - ,,widzisz duchy,,!
 
 
Czy chcesz się równać ze starożytnymi, którzy wszędzie widzieli bogów? Bogowie, drogi człowieku nowej ery, nie są duchami. Nie sprowadzają świata do pozoru i nie uduchawiają go. Jednak dla Ciebie cały świat stał się uduchowionych i zagadkowym upiorem. Dlatego nie dziw się, jeśli również w Sobie nie znajdziesz nic poza widmem.
 
 
Czy Twój Duch nie straszy w Twym ciele? I czyż nie on jest jedyną Prawdą i rzeczywistością, a ono tylko ,,czymś przemijającym, nicością,, , ,,pozorem,,? Czy nie jesteśmy wszyscy upiorami, istotami przejmującymi zgrozą, które oczekują ,,zbawienia,, ,nie jesteśmy ,,duchami,,? Odkąd Duch pojawił się na świecie, a ,,Słowo stało się ciałem,, ,odtąd świat jest uduchowiony i zaczarowany, jest - Widmem
 
 
Świętości nie można się pozbyć tak łatwo, jak to utrzymują ci, którzy nie używają już tego ,,niestosownego,, słowa. Jeśli z jakiegoś powodu wciąż wyzywa się Mnie od ,,egoistów,, ,to czyni się tak dlatego, że pozostaje myśl o czymś Innym, czemu winienem służyć bardziej niźli Sobie, i co musi być dla Mnie ważniejsze niż Wszystko inne.
 
 
Świętość istnieje tylko dla mimowolnego egoisty, który sam się za egoistę nie uważa; dla tego, kto zajmuje się tylko sobą, choć nie sądzi że jest najwyższą istotą:dla kogoś, kto służąc jedynie sobie, pragnie zarazem służyć wyższej istocie: dla tego który nie uznaje ponad sobą niczego, choć o tym co wyższe marzy; słowem, dla egoisty, który nie chce być egoistą i upokarza się tzn. Zwalcza swój egoizm, lecz jednocześnie czyni to tylko po to, by zostać ,,wywyższonym,, a więc by, zaspokoić swój egoizm. Chcąc wyzbyć się egoizmu, w niebie i na ziemi, szuka on wyższych istot, by im się poświęcić i im służyć. I choć umartwia się i drży, to w końcu czyni to przecież dla siebie samego, a wzgardzony egoizm wciąż go nie opuszcza. Właśnie dlatego nazywam go mimowolnym egoistą.
 
 
UPIÓR (44)
 
 
Wraz z upiorami docieramy do królestwa duchów, do królestwa istot. To, co straszy we wszechświecie i w niepojęty, enigmatyczny sposób wprawia go w ruch, to właśnie ów tajemniczy Upiór, którego nazywamy najwyższą istotą.
 
 
Dogłębnie zgadać tego upiora, pojąć go i odkryć w nim rzeczywistość (tj. dowieść ,,istnienia Boga,,) - oto zadanie, jakie stawiali sobie ludzie od stuleci. Przemienienie upiora w nie-upiora, nierzeczywistości w rzeczywistość, nadanie duchowi kształtu i ciała było daremnym trudem, bezustanną harówką Danaid, jakiej ludzie się podjęli. Poza istniejącym światem szukali ,,rzeczy samej w sobie,, ,istoty; poza rzeczą, szukali absurdu.
 
 
Rozpoznawanie i ocenianie istot, i tylko istot to właśnie religia; jej królestwem jest królestwo istot, upiora i widm.  
 
 
Dążenie, by uczynić Widmo uchwytnym czy też, by urzeczywistnić Nonsens, doprowadziło do powstania wcielonego upiora, zmory lub ducha z rzeczywistym ciałem, pod określoną postacią. Jakże dręczyli się najzdolniejsi, najgenialniejsi chrześcijanie, aby pojąć tę upiorną zjawę. Ale wciąż pozostawała sprzeczność dwóch natur: boskiej i ludzkiej, tzn. upiornej i zmysłowej; pozostawała najcudowniejsza zmora - Absurd.
 
 
Jednocześnie jednak dzięki Chrystusowi stało się jasne, iż faktycznie Duchem, bądź też Upiorem, jest Człowiek. Tym wcielonym czy uosobionym duchem jest właśnie Człowiek: on sam - budząca zgrozę istota, jak również jej postać i egzystencja czy byt. Odtąd nie przerażają go już więcej widma poza nim, lecz on sam: boi się samego siebie. W głębi jego serca mieszka duch grzechu, nawet najbłahsza myśl (a ta jest przecież sama Duchem) może być diabelska, itd.
 
 
Upiór założył na siebie ciało, Bóg stał się człowiekiem, a sam człowiek - straszliwym Widmem, za którym pragnie podążać, które chce zakląć, zgłębić, urzeczywistnić i wysłowić - człowiek stał się Duchem. [...] Człowiek sam dla siebie stał się Upiorem, przerażającym Widmem, któremu wyznaczono nawet konkretne miejsce w ciele (spór o miejsce duszy: w głowie czy gdzie indziej).
 
 
Naród jest wyższą istotą niż jednostka, i podobnie jak Człowiek czy też duchy ludzkie jest straszącym w jednostkach Widmem, duchem narodu. Dlatego czcili oni tego Ducha, a jednostka liczyła się jedynie o tyle, o ile służyła temu lub jemu pokrewnym duchom, jak np. duchowi rodziny, itd. Tylko ze względu na tę wyższą istotę.
 
 
I można by tu zaprzestać rozprawy o tych straszących zjawach, gdybyśmy nie musieli do niej powracać w dalszym toku rozważań, kiedy to zatriumfuje nad nimi egoizm. Przeto dla przykładu zajmujemy się tylko niektórymi z nich, przechodząc od razu do naszego wobec nich stosunku. Święty, na przykład, jest przede wszystkim ,,Duch Święty,, , Święta Prawda, Święte Prawo, Ustawa, Słuszna Sprawa, Majestat, Małżeństwo, Dobro Ogółu, Porządek, Ojczyzna itd., itp.      
 
 
Piąta klepka (odrzucenie społecznych więzów) 
 
 
Człowieku, masz bzika, brakuje Ci piątej klepki. Wyobrażasz Sobie wielkie rzeczy i wymyślasz cały świat bogów, który istnieje tutaj dla Ciebie; królestwo Ducha, do którego zostałeś powołany; ideał, który Cię przywołuje. Opętała Cię idee fixe! Nie myśl, że to żarty czy metafora, gdy ludzi oddanych wyższym sprawom (a należy do nich przytłaczająca większość, prawie cały świat) uważam za skończonych idiotów, prosto z domu wariatów. 
 
 
Cóż to bowiem jest ,,idee fixe,,? Idea, która ujarzmiła człowieka dla siebie. Jeżeli uznacie taką idee fixe za szaleństwo, to zamykacie jej niewolnika w zakładzie dla obłąkanych. A prawda wiary, w którą nie wolno zwątpić, majestat, np. narodu, którego nie można naruszyć (kto tak czyni, jest zbrodniarzem wobec majestatu), cnota, dla której cenzor nie przepuści najmniejszego słowa, by zachować czystość obyczajów - czyż nie są to idee fixe i czcza gadanina? A np. większość naszych gazet - czy nie jest to paplanina głupców, którzy cierpią na idee fixe moralności, prawości czy chrześcijańskości i zdają się cieszyć nieskrępowaną wolnością jedynie dla tego, iż dom wariatów, w którym się obracają, jest tak wielki jak świat? Gdy naruszysz idee fixe takiego wariata, to strzeż się podstępnej złości obłąkanego! Albowiem czy wariat to duży, czy mały to i tak zdradziecko napadnie każdego, kto tknie jego idee fixe.  
 
 
Czy spotykamy opętanych jedynie przez diabła? A może równie często natrafiamy na opętanych przez jego przeciwieństwa: dobro, cnotę, moralność, prawo czy jakąkolwiek inną ,,zasadę,,? Strefa oddziaływań diabła nie jest jedyną, albowiem zarówno Bóg, jak i diabeł wywierają na Nas swój wypływ: jeden ,,działaniem swej łaski,, ,drugi ,,szatańskim działaniem,,. Opętani są zaślepieni w swych racjach.
 
 
Zważmy na to, jak w dzisiejszych czasach sprawuje się człowiek moralny, który często sądzi, iż zerwał z Bogiem i odrzucił chrześcijaństwo jako przeżytek. Gdy zapytasz go o to, czy wątpi, iż współżycie pomiędzy rodzeństwem jest kazirodztwem, monogamia - jedynie prawdziwym małżeństwem, a szacunek - świętym obowiązkiem, to oblecą go moralne ciarki na myśl o tym, że można własną siostrę traktować jak żonę. Lecz skąd te ciarki? A stąd, iż wierzy on w owe moralne nakazy. Moralna wiara zakorzeniła się głęboko w jego piersi i choć występuje przeciw pobożnym chrześcijanom, to sam pozostaje przecież chrześcijaninem - chrześcijaninem moralnym.
 
 
Czyż kazirodztwo i monogamia nie są dogmatami? Spróbuj je naruszyć, a rychło się przekonasz, jakim obrońcą wiary jest człowiek moralny, nie mniejszym niż Krummacher czy też Filip II. Tamci walczą o wiarę Kościoła, on - o wiarę Państwa, czy też jego prawa moralne. Zarówno on jak i oni dla artykułu wiary potępiają każdego, kto postępuje inaczej, niż pozwala na to ich wiara. Naznacza się go piętnem ,,zbrodni,, i może sobie gnić w zakładach poprawczych, więzieniach.
 
 
Moralna wiara jest równie fanatyczna co religijna! A więc to jest owa ,,wolność wyznań,, ,gdy wtrąca się rodzeństwo do więzienia z powodu romansu, choć nie zakłóca on spokoju ich ,,sumień,,. ,,Ależ oni dali zgubny przykład!,, Tak, naturalnie, inni też mogliby wpaść na to, by nie pozwolić państwu mieszać się do ich spraw i szlag by trafił ,,czystość obyczajów,,. Tak religijni obrońcy wiary oddają się ,,świętemu Bogu,, ,moralni - ,,świętemu dobru,,.
 
 
Jeśli podważa się niektóre tradycyjne prawdy (np. cuda czy nieograniczoną władzę książąt, itd.), to czynią to tylko racjonaliści, a wyznawcy starej wiary biadają. Lecz gdy podważysz samą Prawdę, to od razu jedni jak i drudzy, jako wierzący, staną się twymi przeciwnikami. [...] ,,Prawda,, ,,moralność,, ,,prawo,, ,,światło,, ,itd., są i mają pozostać ,,święte,,. To, co w chrześcijaństwie podlega krytyce, ma, zdaniem ludzi wolnych od przesądów, być właśnie ,,niechrześcijańskie,,. Lecz chrześcijaństwo musi pozostać ,,opoką,, ,naruszenie której jest karygodne, jest ,,zbrodnią,,.
 
 
 Okazało się w rezultacie, iż cały człowiek wraz z jego zdolnościami jest religijny. Serce, dusza, rozum, rozsądek, uczucia, wiedza i wola, słowem - wszystko w człowieku stało się religijne. Hegel wykazał, że nawet filozofia jest religijna. I czegóż to dzisiaj nie nazywamy religią? W rzeczywistości mamy ,,religię miłości,, , ,,religię wolności,, , ,,religię polityczną,, ,krótko mówiąc, religią jest każdy entuzjazm.
 
 
Jeszcze dzisiaj potrzebujemy tego obcego słowa ,,religia,, ,oznaczającego brak swobody. W istocie rzeczy, im bardziej religia wypełnia nasze wnętrze, tym bardziej jesteśmy skrępowani. [...] Jednego krępuje Duch, drugiego - żądze. W odniesieniu do Mojej osoby, religia jest brakiem swobody religio: Ja jestem zniewolony. [...] Wolny Duch, owa wspaniała duchowość, entuzjazm dla duchowych spraw (i jakkolwiek można by nazwać ten skarb), wpędza Nas w jeszcze większe tarapaty niż najdziksze rozpasanie - nie dostrzega się, bo dostrzec nie można nie będąc świadomie egoistą.
 
 
Teraz jesteśmy już tak religijni, że ,,przysięgli,, skazują Nas na śmierć, a każdy urzędnik policyjny, jako dobry chrześcijanin, wtrąca Nas do lochu na mocy ,,służbowej przysięgi,,.
 
 
Z pewnego punktu widzenia moralności rozumie się to tak: albo motorem działania człowieka jest zmysłowość, a on - jej uległy - jest niemoralny; albo kieruje nim dobro, które świadomie przyjęte zwie się moralnym sposobem myślenia (przekonanie do dobra i rozmiłowanie w nim), co wówczas dowodzi, iż jest moralny.
 
 
Dlaczego pewne partie opozycyjne nie odnoszą sukcesów? Jedynie z tego powodu, że nie chcą porzucić drogi moralności czy też prawości.
 
 
Gdyby ktoś wyzbył się moralnych sądów i stworzył np. tajną prasę, to należałoby go nazwać niemoralnym i do tego niemądrym - gdyby dał się złapać. Lecz czy będzie takiemu zależało na uznaniu w oczach ,,ludzi moralnych?,, Być może. Mianowicie, gdyby sobie ubzdurał, że służy ,,wyższej moralności,,.  
 

Jak zatem osądzi egoistę człowiek moralny? Umieści go w grupie ludzi, których zwie niemoralnymi. Nie potrafi inaczej, musi uznać egoistę za niemoralnego we wszystkim, w czym ten nie szanuje moralności. Gdyby go za takiego nie uznał sprzeniewierzyłby się moralności, nie przyznając się do tego, iż nie jest już prawdziwie moralnym człowiekiem.
 
 
Jakże Feuerbach mógł mieć nadzieję, że odwróci ludzi od Boga, skoro pozostawił im to, co boskie? I jeśli - jak powiada Feuerbach - nie Bóg był dla ludzi najważniejszy, lecz tylko jego predykaty, to mógł przecież pozostawić im ubranka, skoro pozostała lalka - właściwa istota wiary. [Feuerbach] przyznaje też i to, że jemu ,,chodzi więc o obalenie iluzji,, ,jednakże mniema, że ,,wpływa ona zgubnie na ludzkość, bowiem nawet miłość, samo w sobie najintymniejsze, najszczersze uczucie, staje się wskutek religijności miłością nikłą, iluzoryczną, ponieważ religijna miłość kocha człowieka tylko dla Boga, kocha go więc tylko pozornie, naprawdę zaś kocha jedynie Boga,,. Czy inaczej jest z miłością moralną? Czy kocha się tu człowieka dla niego samego, czy też w imię moralności, w imię Człowieka; a więc, jako że ,,homo homini deus,, - w imię boga?
 
 
Ci, którzy wpajają ludziom ,,bezinteresowność,, ,sądzą, że mówią wielkie rzeczy. Ale co przez to rozumieją? Prawdopodobnie coś w rodzaju ,,samozaparcia,,. Lecz czymże jest owo Samo, które jest zapierane i nie ma odnieść żadnej korzyści. Wydaje się, że to właśnie Ty tym jesteś. A dla czyjej korzyści zaleca Ci się to bezinteresowne samozaparcie? Znowu dla Twojej korzyści i pożytku, z tym, że dzięki bezinteresowności dostarczasz Sobie ,,prawdziwej korzyści,,. Dla Siebie powinieneś być pożytecznym, a jednak nie powinieneś szukać Swej korzyści.  
 

Gdzie zatem zaczyna się bezinteresowność? Właśnie tam, gdzie cel przestaje istnieć, nasz cel i nasza własność, którą My, właściciele, możemy dowolnie rozporządzać; tam gdzie, staje się on wyznaczonym celem gdzie zaczyna Nas zachwycać, fascynować, zmieniając Nas w fanatyków; słowem, gdy staje się Naszym dogmatem i panem. Nie jesteś bezinteresowny, jak długo masz na względzie własny cel
 
 
Chrześcijaństwo zmierzało do tego , aby uwolnić Nas od ludzkiej natury (naturalnie nam przypisanej), od pobudzających Nas żądz; zatem chciało, by człowiek nie ulegał swym popędom. Nie chodzi tu o to, by nie miał on żadnych żądz, lecz o to, by one go nie posiadły, aby nie były czymś stałym (fixe), niekontrolowanym i nieprzezwyciężonym. Czy nie moglibyśmy zatem odwrócić ego, co chrześcijaństwo (religia) uknuła przeciwko żądzom, i posługując się jego własną bronią zapragnąć, aby Duch (myśli, wyobrażenia, idee, wiara, itd.) więcej Nas już nie określał i przestał być czymś niezmiennym, nietykalnym bądź świętym? Doszłoby wtedy do unicestwienia Ducha, unicestwienia wszystkich pojęć i wyobrażeń. Tam należało to ująć tak: możemy mięć żądze, lecz one nie mogą mieć Nas; tutaj znaczyłoby to, iż możemy wprawdzie mieć ducha, ale on Nas mieć nie może.
 
 
Chrześcijanin nie słucha jęków swej ujarzmionej natury, lecz żyje w ,,pokorze,, ,toteż nie narzeka na krzywdę, która spotyka jego osobę - uważa, iż zadowala się ,,wolnością Ducha,,. Lecz jeśli choć raz ciało dojdzie do głosu i ton, który przybierze, będzie jak zwykle ,,namiętny,, , ,,nieprzyzwoity,, ,,nieżyczliwy,, ,,pełen złych zamiarów,, ,to sądzi on, że słyszy głos diabła, głosy przeciwko Duchowi (albowiem przyzwoitość, beznamiętność, dobre chęci i im podobne - to właśnie Duch), i słuszne się przeciwko nim buntuje. Musiałby nie być chrześcijaninem, gdyby chciał je tolerować. Słucha jedynie moralności, a niemoralność leje w pysk; słucha jedynie prawości i dławi słowa bezprawia. Więzi go duch moralności i prawości, ten skostniały i nieugięty Władca. Nazywają to ,,rządami Ducha,, - jest to jednocześnie duchowy punkt widzenia. 
 
 
Istnieje bowiem wielka różnica pomiędzy uczuciami a myślami, które ożywają we mnie dzięki Drugiemu, a tymi, które zostały Mi dane. Boga, nieśmiertelność, wolność, ludzkość, itd. wpaja Nam się od dzieciństwa jako pojęcia i odczucia, które mocniej lub słabiej wstrząsają Naszym jestestwem i bądź to nieświadomie Nami rządzą, bądź też znajdują swój wyraz w systemach i dziełach sztuki ludzi o wznioślejszych umysłach. Wciąż pozostają jednak odczuciami udzielonymi, a nie wzbudzonymi, albowiem musimy w nie wierzyć i się ich trzymać  
 
 
Różnica polega więc na tym, czy uczucia są Mi udzielone czy tylko we Mnie wzbudzone. Te ostatnie są egoistyczne i moje własne, ponieważ nikt Mi ich nie wpoił, nie podpowiedział i nie narzucił; tymi pierwszymi, z kolei, pysznię się i szczycę, pielęgnuję je w sobie jak schedę, kultywuję je i jestem przez nie opętany  
 

Każdy z pewnością zauważył, bardziej lub mniej świadomie, iż całe Nasze wychowanie polega na tym, aby wpoić w Nas uczucia, tzn., by ich Nam udzielić, zamiast pozostawić odczuwanie Nam samym, bez względu na to, jaki byłby tego rezultat. Słysząc imię Boga winniśmy odczuwać bojaźń bożą, imię książęcej mości powinno Nas napawać głębokim szacunkiem, najwyższym poważaniem i uniżonością. Gdy słyszymy imię moralności - mamy je wiązać z czymś nienaruszalnym, a słysząc o Złym i złych ludziach mamy drżeć, itd. I temu służą owe uczucia, a kto np. o czynach ,,złych,, ludzi słucha z upodobaniem, tego należy rózgą ,,obić,, i ,,wychować,,. Przepojeni udzielonymi uczuciami stajemy u wrót pełnoletności, ,,uznani za pełnoletnich Nasz cały ekwipunek to ,,wzniosłe uczucia, górnolotne myśli, porywające zasady i wieczne prawidła,,. Młodzi stają się pełnoletni, gdy gwarzą jak starzy; poddani szkolnej tresurze uczą się starej śpiewki, a gdy już ją opanują - uznaje się ich za pełnoletnich.
 

Nie wolno Nam wobec jakiejkolwiek sprawy i jakiegokolwiek imienia, które przychodzi Nam na myśl, odczuwać tego, na co mielibyśmy ochotę. Np. Imię Boga nie może nam się kojarzyć z czymś śmiesznym i niegodnym szacunku, lecz jest Nam nakazane i udzielone, co i jak powinniśmy przy tym czuć i myśleć.
 

Istotą duszpasterstwa jest to, by moja dusza lub mój Duch był w zgodzie z tym, co inni uważają za słuszne, a nie z tym, czego sam bym sobie życzył. Jak niewiele wysiłku wymaga, by przy tym czy owym imieniu dopuścić w końcu do głosu własne uczucia i roześmiać się w twarz tym, którzy oczekują że wysłuchamy ich mowy w skupieniu, nie robiąc przy tym min. To, co udzielone, jest Nam obce, nie jest Nam właściwe a stąd też jest ,,święte,, i trudno jest nie odczuwać ,,przed tym świętej bojaźni,,.
 

I znów słyszymy, jak zaleca się ,,powagę,,. ,,powagę wobec spraw o wielkiej doniosłości,, ,,niemiecką powagę,, itd. Ten rodzaj powagi świadczy dobitnie, jak zestarzały się i spoważniały już wariactwo i opętanie, ponieważ, nie ma nic bardziej poważnego aniżeli wariat, który osiąga szczyt swego wariactwa; nie zna się on na żartach, gdy chodzi o wielki zapał(Patrz: domy wariatów).
 
 
3. Hierarchia (77)
 
 
Wobec świętości tracimy poczucie siły i całą pewność siebie, stajemy się bezsilni i pokorni. A przecież żadna rzecz nie jest sama przez się święta, lecz jedynie przez Moje jej uświęcenie, Moje orzeczenie, Mój wyrok, zgięcie kolan; krótko mówiąc: dzięki Memu -sumieniu.
 
 
Święte jest Wszystko, co dla egoisty ma być niedostępne, nietykalne, poza jego władzą, tj. ponad nim. Święta jest, jednym słowem, każda sprawa sumienia, albowiem ,,to jest dla Mnie sprawa sumienia,, oznacza właśnie: ,,uważam to za święte,,.


Dla małych dzieci, jak i dla zwierząt, nie istnieje żadna świętość, ponieważ, by mogło powstać takie pojęcie, trzeba mieć dość rozumu w głowie, żeby umieć odróżnić ,,dobro od zła,, ,,prawo od bezprawia,, itd. Tylko na tym poziomie myślenia, czy też rozumowania - przy właściwej postawie religijnej - miejsce naturalnego strachu mogła zająć nienaturalna (tj. powstała na drodze refleksji) głęboka cześć, ,,święta bojaźń,,. Należy uznać coś poza sobą za silniejsze, potężniejsze, bardziej uzasadnione i lepsze; tzn. uznać władzę tego, co obce; a więc, nie wystarczy jedynie odczuwać, lecz wyraźnie uznać, tj. dać pierwszeństwo, ustąpić, dać się więzić, pozwolić się skrępować (oddanie, pokora, uniżność, uległość, itd.). Straszy tutaj cały hufiec ,,chrześcijańskich cnót,,. 
 
 
Wszystko, wobec czego żywicie głęboki szacunek czy też respekt, zasługuje na miano świętości; nawet sami powiadacie, że odczuwalibyście ,,świętą bojaźń,, ,próbując ową świętość naruszyć. Również i temu, co nieświęte, nadajecie taki charakter (szubienica, zbrodnia, itd.). Przeraża was myśl o jakiejkolwiek z tym styczności. Jest w tym coś straszliwego, tzn. obcego czy też nie swojego.
 
 
Niekiedy dzieli się ludzi na dwie klasy: na wykształconych i niewykształconych. Ci pierwsi (o ile zasługują na miano wykształconych) zajmowani się myślami, Duchem, a ponieważ rządzili w pochrześcijańskiej erze, której zasadę stanowiła właśnie myśl, domagali się uniżonego szacunku dla uznanych przez siebie pojęć. Państwo, cesarz, Kościół, Bóg, moralność, porządek itd. są takimi pojęciami czy widmami, które istnieją tylko dla Ducha. Stworzenie takie jak np. zwierzę, które jedynie cieszy się życiem, przejmuje się nimi równie mało jak dziecko. Jednakże niewykształceni są faktycznie tylko dziećmi, a kto troszczy się jedynie o potrzeby życiowe, temu owe widma są obojętne. Lecz jako że jest wobec nich słaby, ulega ich potędze i poddaje się władzy pojęć. Oto istota hierarchii. Hierarchia to władza pojęć, panowanie Ducha! W hierarchii żyjemy po dziś dzień, uciskani przez tych, którzy podpierają się pojęciami - pojęcia stanowią świętość.
 
 
Lecz cóż Wasze pojęcie? Nic tu po nim. Zuchwali chłopcy to nie mazgaje, którzy dadzą sobie coś wmówić. Mają w nosie wszystkie te Wasze androny, o których roicie i bredzicie od niepamiętnych czasów. Zniosą prawo spadkowe, nie będą chcieli dziedziczyć głupoty, którą Wy odziedziczyliście po ojcach; zgładzą grzech pierwotny. Gdy im nakażecie ,,Pokłońcie się Najwyższemu,, - to odpowiedzą - ,,Jeśli chce nas poskromić, to niechaj przyjdzie i sam to uczyni, My bynajmniej z własnej woli się nie pokłonimy,,. A gdy będziecie ich straszyć jego gniewem i karą, to zadrwią sobie z Waszych gróźb. Jeśli nie uda Wam się więcej nastraszyć ich upiorami, to skończą się rządy Upiorów i nikt więcej nie da wiary bajkom.
 
 
Ludzie opanowani przez Ducha wbili sobie do głowy, że jest coś, co należy realizować.
 
 
Któż zatem się ,,poświęca,,? Całkowicie przecież ten, kto wszystko Inne przyporządkowuje Jednemu, Jednemu celowi. Jednej woli i Jednej pasji. Czyż zakochany, który porzuca ojca i matkę, znosi wszelkie niebezpieczeństwa i niedostatki, aby osiągnąć cel - czyż nie poświęca się? [Rządzi nim namiętność, której wszystko inne składa się w ofierze. Ależ czyż ci, którzy się poświęcają, nie są przypadkiem samolubni, czyż nie są egoistami? Ponieważ posiadają tylko jedną rządzącą nim pasję, więc zabiegają jedynie o jej zaspokojenie, ale za to tym gorliwiej - bez reszty się w niej zatracając. Ich postępowanie to czysty egoizm, jednostronny, zaślepiony, zamknięty i ograniczony - to opętanie.
 
 
Człowiek i Sprawiedliwość to pojęcia, widma, którym składa się wszystko w ofierze w imię Miłości. Stąd też klesze umysły są ,,gotowe do ofiar,,. Kto roi o Człowieku, ten traci z oczu jednostki i oddaje się idealnej, świętej sprawie tak dalece, jak sięga jego mrzonka. Człowiek nie istnieje przecież jako osoba, lecz jako Ideał, Widmo.
 
 
Kiedy ostrzegam, by nie iść w pobliże wysadzanych skał, to nie wywieram swym nawoływaniem żadnego moralnego wpływu. Podobnie gdy mówię dziecku, że będzie głodne, jeżeli nie zje tego, co podano na stół. Lecz jeśli powiem: masz się modlić, masz szanować rodziców, czcić krucyfiks, głosić prawdę, itd..., gdyż tak robi Człowiek, takie jest powołanie Człowieka, a nawet - taka jest Wola Boska, to będzie to właśnie moralne oddziałowywanie; człowiek ma się tu pokłonić przed powołaniem Człowieka, być posłuszny i pokorny; ma się wyrzec własnej woli dla obcej, którą ustanowiono jako prawidło i regułę: ma się poniżyć przed czymś wyższym - ma się ukorzyć ,,Kto się poniża, będzie wywyższony,, Tak, tak do religijności, pobożności i przyzwoitości należy dzieci przyuczać zawczasu; człowiek dobrze wychowany to ten, któremu dobre zasady wpojono, wtłoczono i wbito do głowy. Gdy pokażesz, że masz to wszystko w nosie, to zaraz Dobrzy załamują ręce z rozpaczy i podnoszą wrzawę: ,,Na Boga! Jeśli nie będzie się dzieciom dawać dobrych nauk, to pobiegną drogą grzechu prosto w jego paszczę i staną się nieponiowatymi łotrami!,,
 
 
Rewolucyjne klechy, czy też bakałarze, służąc idei Człowieka, ludziom podcinali gardła. Rewolucyjni laicy, ludzie świeccy, nie odczuwali prawdopodobnie większego strachu przed poderznięciem gardła, skoro przecież bardziej troszczyli się o własne niż o ludzkie prawa, tj. o prawo Człowieka.
 
 
Obyczaju niejeden się wyrzeka - wyobrażenia ,,moralności,, wyrzec się bardzo trudno. Moralność jest ,,ideą,, obyczaju, jego duchową siłą, władzą nad sumieniem, jednakże obyczaj jest zbyt materialny, aby rządzić Duchem i nie zniewala ,,duchowego,, człowieka, tzw, niezależnego, ,,wolnego ducha,,
 
 
Dla protestanta świętym jest to, od czego sumienie nie może się uwolnić, a sumienność najdokładniej określa jego charakter. Właściwie protestantyzm uczynił z człowieka ,,państwo rządzone przez tajną policję,,. ,,Sumienie,, - szpieg i czatownik - nadzoruje każdy ruch Ducha, a wszelka działalność i myślenie jest dlań ,,sprawą sumienia,, tzn. sprawą policyjną. Istota protestantyzmu polega na rozdarciu człowieka na ,,instynkt,, i ,,sumienie,, (na wewnętrzny motłoch i wewnętrzną policje). Mądrość Biblii (w miejsce katolickiej ,,mądrości Kościoła,,) uchodzi za świętość, a to poczucie i świadomość, że słowo biblijne jest święte, zwie się - sumieniem. O świętości zatem ,,rozstrzyga sumienie,,. Jeśli się nie uwolnisz od sumienia, od świadomości tego, co święte to możesz wprawdzie postępować niesumiennie, lecz nigdy bez sumienia.
 
 
Tak więc małżeństwo pozbawione zostało swej naturalności, stając się święte, jednakże nie w sensie katolickiego sakramentu, gdzie otrzymuje uświęcenie wyłącznie od Kościoła (samo będąc w gruncie rzeczy nieświętym),lecz w tym sensie, iż staje się odtąd czymś świętym samo w sobie, świętym związkiem, tak jak państwo,itd. Dawniej papież dawał państwu i jego księciom święcenia i swe błogosławieństwo. Teraz państwo jest samo przez się święte, podobnie jak i królewski majestat - bez kapłańskiego namaszczenia. W rzeczy samej uświęcono porządek natury bądź prawo natury jako ,,porządek boży,,
 
 
Wszystko robi się pod dyktando oklepanych pojęć, a rzeczywistego człowieka tzn. Mnie, zmusza się, bym żył według tych prawideł.
            
 
3. Wolni (114)
 
 
1. Liberalizm polityczny (115)
 
 
Bailly- ,,Jeśli bez mojej zgody nie możecie rozporządzać moją własnością, to jeszcze mniej możecie decydować o tym, co tyczy się mojej osoby, mojej duchowej i społecznej pozycji! Wszystko to stanowi mą własność jak kawałek ziemi, który uprawiam; sam będę ustalał prawa, interesy i reguły,,
 
 
Czy pławisz się w bogactwie, czyś biedny jak mysz kościelna - zdaniem mieszczańskiego państwa - jest wyłącznie twoją sprawą; miej tylko ,,właściwe przekonania,,. Tego żąda od Ciebie państwo, a jego najważniejszym zadaniem jest dbałość, aby u Wszystkich je zaszczepić.


2. Liberalizm społeczny (137) 


Urodziliśmy się wolnymi ludźmi, a gdziekolwiek skierujemy wzrok,widzimy, jak czyni się z Nas sługi egoistów! Czyż mamy zatem zostać egoistami? Broń Boże! Raczej wytępimy egoistów! Uczynimy z nich wszystkich ,,dziadów,, Wszyscy nie chcemy nie mieć, ażeby ,,Wszyscy,, mieli.
 
 
 Biedak potrzebuje bogacza, a bogacz biednego -ten pierwszy jego pieniędzy, drugi jego pracy. Tak więc żaden z nich nie potrzebuje drugiego jako osoby, lecz jako dającego, jako kogoś, kto ma coś do dania, jako właściciela czy posiadacza. Toteż to, co ma, czyni zeń człowieka. A właśnie w owym ,,mieć,, czy też ,,posiadaniu,, ludzie nie są sobie równi.
 

Ponieważ w społeczeństwie dają o sobie znać najgorsze formy zła, przeto ci najbardziej uciskani -przedstawiciele najniższych warstw społecznych -dopatrują się winy w społeczeństwie i stawiają sobie za zadanie stworzenie sprawiedliwego społeczeństwa. Stara to prawda, że szuka się winy we wszystkim innym, nie zaś w sobie, tzn. w państwie, egoizmie bogatych, itd., którzy zawdzięczają przecież swe istnieje naszej winie.
 
 
3. Liberalizm humanistyczny (146)
 

Na czym polega zatem twoja wielkość? Właśnie na tym, że jesteś czymś więcej aniżeli inni ludzie (,,masy,,), więcej niźli to, czyn ludzie są zazwyczaj, więcej niż ,,zwyczajni ludzie,, - na twej wyższości nad ludźmi. Nie różnisz się od innych tym, że jesteś człowiekiem, lecz tym , że jesteś ,,jedynym,, człowiekiem. Twój przykład dowodzi, do czego zdolny jest człowiek; ale ponieważ dokonałeś tego właśnie Ty, toteż inni - choć też ludzie - nie mogą bynajmniej tego dokonać: Ty osiągnąłeś to tylko jako jedyny człowiek, jesteś w tym jedyny. Nie człowiek stanowi o twej wielkości, lecz Ty jesteś jej autorem, gdyż jesteś czymś więcej niż Człowiek, czymś potężniejszym niż inni ludzie.
 

Uważa się, że nie można być czymś więcej niż Człowiekiem. Raczej nie można być czymś mniej!
 

Wprawdzie istnieją bariery innych, lecz Mnie obchodzą tylko moje, i tylko je mogę pokonać, Nie mogę się stać ludzkim Ja, gdyż Ja, to właśnie Ja - a nie poprostu Człowiek.
 

Zainteresowanie czymkolwiek, jeśli nie potrafię odeń uciec, czyni ze Mnie niewolnika, i nie jest już moją własnością, lecz Ja jego. Dlatego przyjmijmy wskazanie krytyki, by żadna cząstka naszej własności nie zawładnęła Nami, i abyśmy czuli się dobrze jedynie - unicestwiając.
 

Ja, ze swej strony, wychodzę z założenia, że Sam stanowię swoje założenie. Moje założenie jednakże nie dąży do doskonałości, jak ów ,,człowiek dążący do doskonałości,, lecz służy Mi jedynie do tego, bym je używał i pochłaniał. Sam żywię się moim założeniem i istnieję tylko wówczas, gdy je pożeram. Dlatego założenie to nie jest bynajmniej żadnym założeniem, bo skoro Ja jestem Jedyny, to nie obchodzi Mnie dwoistość Jaźni (niedoskonałych i doskonałych jaźni, czy też ludzi) przyjmujących założenia, których przedmiotem są one same, lecz to, iż Siebie pochłaniam, co oznacza tylko, że Jestem. Nie zakładam Siebie z góry ponieważ w każdej chwili dopiero ustanawiam Siebie i tworzę, i wyłącznie dzięki temu jestem, że nie jestem założonym lecz ustanowiony, i na nowo ustanowiony jedynie w tym momencie, gdy Siebie ustanawiam, tzn, gdy jestem jednocześnie twórcą i dziełem.
 
 
CZĘŚĆ DRUGA: JA 
 
I - Swojość (181)
 

,,Czyż duch nie łaknie wolności?,, - Zaprawdę, nie tylko duch, ale i moje ciało też bezustannie jej łaknie! Gdy nos opowiada podniebieniu - przywykłemu do suchego chleba - o pysznych potrawach w pałacowej kuchni, to cieknie mi ślinka. Gdy moje oczy opowiadają stwardniałym plecom o miękkiej poduszce na której przyjemniej przecież się leży niż na zbitej słomie, wtedy ogarnia je tłumiona złość. Gdy... Lecz dajmy już spokój tym bolesnym sprawom. I to nazywasz tęsknotą za wolnością? Od czego zatem chcesz się uwolnić? Od suchego żołnierskiego chleba i posłania ze słomy? Więc wyrzuć je! Niechaj Ci się jednak nie wydaje że ktoś będzie Ci usługiwał! Potrzebna Ci raczej taka wolność, byś mógł rozkoszować się wybornymi potrawami i puchowym łożem. Czyż tę ,,wolność,, mają Ci dać ludzie? Czyż mają Ci na nią zezwolić? W tym względzie nie liczysz chyba na ich miłosierdzie, bo wiesz, ze wszyscy myślą tak jak Ty: Każdy jest sobie samemu najbliższy! Jak zatem chcesz osiągnąć te wygody i rozkosze podniebienia? Wszak nie inaczej, jak czyniąc je swoją własnością!
 

Kiedy to dobrze rozważysz, to uznasz, że nie pragniesz żądnej wolności, lecz chcesz posiadać wszystkie te piękne rzeczy, sama wolność bowiem ich jeszcze nie daje; chcesz je mieć naprawdę, nazywać swoimi, mieć na własność, Na cóż Ci wolność, skoro nic z tego nie masz? A gdybyś był nawet wolny od wszystkiego, to przecież nie miałbyś zupełnie nic - jako że wolność jest pustym słowem. Na nic się zda tem, kto nie potrafi z niej korzystać - jest zbytecznym zezwoleniem, ale to, jak Ja jej używam, wiąże się z moją własną Swojości.
 

Nie mam nic przeciw wolności, lecz życzę Ci czegoś więcej, Musiałbyś nie tylko odrzucić to, czego chcesz się pozbyć, ale również mieć to, czego pragniesz: musiałbyś być nie tylko ,,wolny,,, lecz także ,,właścicielem,,
 

Tymczasem być od czegoś wolnym oznacza jedynie uwolnić się od czegoś, czy też czegoś się pozbyć ,,Jest wolny od trosk,, jest wszak równoznaczne z ,,pozbył się trosk,,; ,, jest wolny od uprzedzeń,, znaczy tyle, co ,,nigdy ich nie miał, bądź też wyzbył się ich,,.
 

Jakże różnią się od siebie wolność i Swojość! Można się pozbyć wielu rzeczy, wszystkiego jednak nie można się pozbyć; od wielu rzeczy można się uwolnić, lecz nie od wszystkich. Będąc niewolnikiem można być wewnętrznie wolnym, choć znowu tylko od pewnych rzeczy - nie od wszystkich; ale jako niewolnik nigdy nie będzie się wolnym od bicza, władczego kaprysu pana, itd. ,,Wolność istnieje wyłącznie w krainie marzeń!,, Swojość jest natomiast całą mą istotą, bytem - to Ja sam. Jestem wolny od tego, czego się pozbyłem; jestem właścicielem tego, co mam w swej władzy, nad czym panuję. Swój własny jestem zawsze i w każdych warunkach, jeśli tylko potrafię Siebie mieć i nie poniżam się przed innymi. Nie mogę naprawdę chcieć być wolnym, gdyż nie sposób tego osiągnąć czy też zrealizować; mogę tylko pragnąć i do tego dążyć, gdyż jest ideałem, Widmem. W każdej chwili okowy rzeczywistości pozostawiają na mym ciele głębokie rany. Lecz Ja wciąż nie przestaję być swój własny.
 

Wolność może tylko istnieć jako całkowita wolność - częściowa wolność nie jest Wolnością. Wątpicie w to, iż całkowita wolność, wolność od wszystkiego, jest do osiągnięcia ba, szaleństwem zdaje Wam się takie pragnienie. Przestańcie zatem uganiać się za tą zjawą i skierujcie swe wysiłki ku czemuś lepszemu niż to, co Nieosiągalne.
 


Dlaczego nie chcecie zebrać się na odwagę i samych siebie uczynić najważniejszą sprawą? Po cóż uganiać się za wolnością, mrzonką waszą? Czyż nie Wy sami jesteście swoim marzeniem? Nie uciekajcie się więc do marzeń, wyobrażeń czy pojęć, bo wszystko to ,,pusta teoria,,. Pytajcie się o Siebie i Siebie pytajcie, bo to praktyczne, a Wy przecież chcecie być ,,praktyczni,,
 

Przeto zwróćcie się raczej do Siebie, nie do swoich bogów czy bożków. Wydobądźcie z Was to, co w Was tkwi, ujawnijcie to, objawcie Siebie.
 


Jednak nawyk religijnego sposobu myślenia tak strasznie skrępował naszego ducha, że przeraża Nas nasza nagość i naturalność; upodlił Nas tak bardzo, że uważamy się za grzesznych, za wcielone diabły
 

A dalej zapytają: dla kogo troszczycie się o boskie i inne nakazy? Nie sądzicie przecież, że dzieje się tak tylko przez grzeczność dla Boga? Nie, również i tym razem, czynicie to dla Siebie. Zatem i tutaj Wy jesteście najważniejsi, i każdy musi sobie powiedzieć: Ja jestem dla Siebie wszystkim i wszystko czynię dla Siebie. Gdyby przyszło Wam kiedykolwiek na myśl, że Bóg, przykazania, itd., tylko Wam szkodzą, ograniczając Was i niszcząc, to z pewnością odrzucilibyście je od Siebie, tak jak niegdyś chrześcijanie, potępiając Apollona i Minerwę wraz z całą pogańską moralnością. W ich miejsce wstawili Chrystusa, a następnie Marię, ustanawiając moralność chrześcijańską; lecz czynili to dla swego zbawienia, kierowani egoizmem bądź Swojością.
 

I to właśnie dzięki egoizmowi, owej Swojości, pozbyli się starego świata bogów i odeń uwolnili; Swojość stworzyła nową wolność, albowiem Swojość jest twórczynią wszystkiego, tak jak genialność(swoista Swojość), która jest zawsze oryginalnością, uważa się za matkę nowych epokowych dzieł.
 

Jeżeli ,,wolność ma być celem waszych dążeń, to spełnijcie jej żądania. Kto ma więc być wolny? Ty, Ja, My. Wolni od czego? Od wszystkiego, czym ani Ty, ani Ja, ani My nie jesteśmy. To Ja jestem istotą rzeczy, która zrzuca wszelkie zasłony i uwalnia się od wszystkich krępujących ją skorup. Co pozostanie, kiedy się uwolnię od tego wszystkiego, co nie jest Mną? Tylko Ja i nic poza Mną. Temu jedynemu Ja wolność nie ma nic do dania. A ona milczy o tym, co ma się stać potem, kiedy będę wolny; zupełnie tak jak nasze władze, uwalniając więźniów po odbytej karze pozostawiają ich własnemu losowi.
 


Dlaczego teraz, gdy Ja zyskało wolność, nie miałoby samo stać się Wszystkim? Czyż ja nie jestem więcej wart niż wolność? Czyż nie jestem tym, który się uwalnia, czyż nie jestem Pierwszym? Nawet niewolny, nawet zakuty w tysiąc kajdan, Jestem przecież - i nie jestem dopiero czymś przyszłym, jak wolność, której się wyczekuje, lecz istnieję obecnie, także jako najpodlejszy z niewolników.
 

Zastanówcie się dobrze i sami zdecydujcie, co chcecie umieścić na waszym standarze: marzenie o ,,wolności,, czy też zdecydowany ,,egoizm,, ,,Swojość,,. ,,Wolność,, wzbudza wasz gniew wobec wszystkiego, czym nie jesteście; ,,egoizm,, każe radować się samym sobą, samych siebie zadowalać. ,,Wolność,, jest i pozostaje tęsknotą, romantycznym głosem skargi, chrześcijańską nadzieją na tamten świat i przyszłość; ,,Swojość,, to rzeczywistość, która sama z siebie usuwa z waszej drogi wszelką niewolę. Nie chcecie się wyrzec tego, co Wam nie przeszkadza, a gdy zacznie Wam wadzić, to wtedy widzicie, iż ,,Siebie bardziej trzeba słuchać niźli ludzi,,!
 

Moja wolność stanie się dopiero wtedy doskonała, gdy będzie moją siłą. Dzięki niej przestaje być jedynie wolny a stanę się właścicielem.
 

W swej przebiegłości wiedzą doskonale, że dana (narzucona) wolność nie jest żadną wolnością, ponieważ tylko ta, po którą sięga się samemu - wolność egoisty płynie pod pełnymi żaglami. Darowana wolność natychmiast zwija żagle, gdy tylko nadejdzie burza lub ucichnie wiatr - jej żaglom potrzeba łagodnego, miarowego podmuchu. Na tym polega różnica między wyzwoleniem samego siebie, a emancypacją (uniewinnieniem, wyzwoleniem.
 

Człowiek obdarowany wolnością nie jest niczym innym aniżeli wyzwoleńcem, libertinusem, psem który wlecze za sobą resztki łańcucha: jest niewolnikiem w szacie wolności - jak osioł w lwiej skórze.
 

Interesowność dla chrześcijaństwa oznacza mniej więcej tyle co: Obchodzi Mnie tylko to, co Mnie, człowiekowi zmysłowemu, się przyda.Lecz czyż zmysłowość to moja cała Swojość? Czy jestem nadal samym sobą, gdy się oddaje zmysłowości? Czy nadal jestem posłuszny Sobie, podążam za własnym przeznaczeniem? Swój własny staję się dopiero wtedy, gdy ani zmysłowość, ani żadna inna siła (Bóg, ludzie, zwierzchnicy, prawo, państwo, Kościół) nie ma Mnie w swej władzy, ale Ja sam; to. co Mnie służy - Mnie własnemu, zależnemu jedynie ode Mnie - oto cel mojej interesowności.
 

Jeśli nie zależy Mi na jakiejś rzeczy dla niej samej, jeżeli jej nie pożądam ze względu na nią samą, to pragnę jej jedynie dla jej celowości, użyteczności, dla innego celu - jak np. ostryg dla podniebienia. Zatem, czyż każda sprawa nie służy egoiście jako środek, którego ostatecznym celem jest on sam? Czy powinien bronić sprawy, która mu do niczego nie służy, jak np. proletariusz państwa? Swojość zawiera w sobie wszystko to, co własne, i przywraca do czci to, co chrześcijański język zbeszecześcił. Nie można jej mierzyć obcą miarą, gdyż nie jest ideą, jak wolność, moralność, ludzkość, itd: charakteryzuje jedynie właściciela.
 
 
II. Właściciel (201)
 

A mianowicie, skoro widzę w Tobie człowieka, tak jak w Sobie dostrzegam człowieka i nic poza człowiekiem to troszczę się o Ciebie, jak bym się o Siebie troszczył, gdyż obaj przedstawiamy tylko matematyczną formułę: A = C i B = C, stąd A = B, co oznacza, iż Ja nie jestem niczym - tylko człowiekiem i Ty nie jesteś niczym - tylko człowiekiem, stąd Ja i Ty jesteśmy tym samym. Moralność kłóci się z egoizmem, albowiem akceptuje jedynie Człowieka, a nie Mnie. Lecz skoro państwo jest społeczeństwem ludzi, nie zaś zrzeszeniem konkretnych Ja z których każde dba tylko o siebie, więc nie może ono istnieć bez moralności i musi je patronować.
 

Dlatego też pozostajemy oboje - Państwo i Ja - wrogami. Mnie, egoiście, nie leży na sercu dobro tego ,,ludzkiego społeczeństwa,, niczego mu nie poświęcam i tylko ciągnę z niego korzyści; lecz, aby móc wykorzystywać je całkowicie, zamieniam je raczej w moją własność i mój twór, to znaczy unicestwiam je i zamiast niego zakładam Zrzeszenie Egoistów.
 

Państwo zdradza swą wrogość wobec Mnie przez to, iż żąda, abym był Człowiekiem; zakłada tym samym, iż nim nie jestem i że uchodzę dla niego za ,,nie-Człowieka,,: nakłada na Mnie obowiązek bycia Człowiekiem. Dalej żąda, bym nie robił niczego, wskutek czego ono nie mogłoby istnieć; zatem trwałość państwa ma być dla Mnie święta. Nie wolno Mi być egoistą, ale ,,uczciwym i praworządnym,, tzn. moralnym człowiekiem. Wobec państwa i jego trwałości mam być bezsilny i pełen szacunku.
 

Takie państwo w rzeczy samej - nie to obecne, lecz to, które należałoby dopiero stworzyć - stanowi ideał postępowego liberalizmu. Powstanie wówczas prawdziwe ,, społeczeństwo ludzi,, w którym będzie miejsce dla każdego ,,człowieka,,. Liberalizm pragnie realizować ,,Człowieka,, tzn., chce stworzyć mu świat, który byłby ludzkim światem, czy też powszechnym (komunistycznym) społeczeństwem ludzi.
 

Świat tworzony przez ludzi wierzących (wierzącego ducha), zwie się Kościołem, a świat, który tworzy Człowiek (człowieczy bądź humanistyczny duch) - to państwo. Ale nie jest to mój świat. Nigdy nie czynię niczego, co byłoby in abstracto ludzkie, me działanie jest zawsze mym własnym, tzn. moje ludzkie działanie różni się od wszelkiej innej ludzkiej działalności, i tylko dzięki owej odmienności stanowi działanie rzeczywiste, Mnie właściwe. To, co ludzkie, jest w nim tylko abstrakcją i jako takie - Widmem, wyabstrahowanym tworem.
 

Ja jednak posiadam tylko to, co sam dla Siebie zdobędę; jako człowiek nie mam nic. Nieźle byłoby obdarzyć każdego wszelkim dobrem tylko za to, że nosi miano ,,człowieka,,; lecz dla Mnie liczę się Ja sam, a nie fakt, że jestem człowiekiem. Człowiek jest tylko jakby moim przymiotem (własnością) niczym męskość bądź kobiecość. Dla starożytnych ideałem był mąż, w pełnym znaczeniu tego słowa; ich cnota to virtus i arete- męstwo . Co należałoby myśleć o kobiecie, która chciałaby zostać ,,kobietą,, doskonałą? Nie każdej jest to dane i niejedna stawia sobie ten nieosiągalny cel. Kobiecą jest jednak i bez tego, z natury; kobiecość jest jej przymiotem i nie potrzebna jej ,,czysta kobiecość,,. Jestem człowiekiem właśnie tak, jak ziemia jest gwiazdą; obarczać Mnie powołaniem, bym był ,,prawdziwym Człowiekiem,, jest równie śmieszne jak kazać Ziemi, by stała się ,,prawdziwą gwiazdą,,.
 

A przecież gatunek jest niczym; kiedy jednostka wznosi się ponad granice swej indywidualności, to dzieje się tak dlatego, iż sama jest jednostką; istnieje wyłącznie wtedy, gdy się buntuje, kiedy nie pozostaje tym, czym, jest; inaczej by przepadła, zginęła. Człowiek to jedynie ideał, a gatunek - określone pojęcie. Być człowiekiem nie oznacza realizować ideału Człowieka, ale manifestować siebie, jednostkę. Nie jest mym zadaniem urzeczywistniać to, co ogólnoludzkie, lecz zadowalać samego Siebie. Ja jestem swym gatunkiem, nie istnieją dla Mnie normy,prawa , wzory, itd. Możliwe, że sam z Siebie mogę zdziałać niewiele, owo niewiele jednak stanowi Wszystko i lepsze to niż pozwolić innym, by przez gwałt, tresurę obyczajów, religii, prawa, państwa, itd., robili ze Mną, co chcieli.
 

Tak więc władza należy do Człowieka, świat należy do Człowieka, Ja należę do Człowieka. Ale jakże mam obwołać się prawodawcą, pośrednikiem i panem Siebie, skoro Mi tego nie wolno? Wtenczas należy powiedzieć sobie tak: Moja siłą jest moją własnością, Moja siła zapewnia mi własność, Ja sam jestem moją siłą i dzięki niej jestem moją własnością.
 
 
1. Moja siła (217)
 

Do stwierdzenia, czy mam rację czy nie, nie potrzeba innych sędziów niż Ja sam. Inni mogą tylko wyrokować o tym, czy zgadzają się z moją racją, i czy moja racja jest także ich racją.
 

Niemniej jednak społeczni reformatorzy w kółko ględzą o ,,prawie społeczeństwa,,. Jednostka ma tu być niewolnikiem i mieć rację wyłącznie wtedy, gdy społeczeństwo jej ją przyzna,tzn. wówczas, kiedy żyje ona według zasad tego społeczeństwa, gdy jest - lojalna.


Gdy mowa o prawie, zawsze pada pytanie: ,,Kto lub Co daje Mi prawo do tego?,, - I odpowiedź brzmi: Bóg, miłość, rozum, natura, ludzkość, itd. Ależ skąd! Tylko twoja siła, twoja moc daje Ci prawo (np. może dać Ci je również twój rozum).
 
 
Komunizm, który zakłada, iż ludzie ,,z natury mają równe prawa,, zaprzecza swej własnej tezie, mówiąc, że z natury ludzie nie mają żadnych praw.
 
 
Chcecie ,,mieć rację,, wobec innych, ale nie potraficie tego dokonać i nigdy ,,nie macie racji,,. Nie byliby oni wszak waszymi przeciwnikami,gdyby nie mieli też i ,,swojej racji,,. nigdy Wam nie ,,przyznają racji,,. Lecz wasza racja jest wobec racji innych wyższa, ważniejsza, silniejsza, czyż nie tak? Bynajmniej! Wasza racja nie jest silniejsza, jeśli Wy nie jesteście silniejsi.
 

Czyż chińscy poddani mają prawo do wolności? Darujcie im wolność, a przekonacie się wtedy, jak bardzo myliliście się w tym względzie: skoro nie potrafią korzystać z wolności, to nie mają do niej żadnego prawa; czy też mówiąc dobitniej: właśnie dlatego nie mają wolności, że nie mają do niej prawa.
 


masz prawo być tym, co da Ci twa siła. Ja jestem źródłem wszelkich praw i uprawnień; jestem uprawiony do wszystkiego, co jest w mej mocy. Tak więc mam prawo obalić Zeusa, Jahwe, Boga, itd., jeśli tylko potrafię; a jeśli nie - to zawsze siła i słuszność będą po ich stronie; a Ja będę drżał w obliczu ich prawa i mocy, bezsilny, ,,pełen bojaźni bożej,, ,przestrzegając ich nakazów i wierząc iż czynie słusznie, jeśli tylko przestrzegam ich prawa. Tak niegdyś rosyjskie straże graniczne uważały, że mają prawo zastrzelić każdego podejrzanego zbiega, mordując go ,,w imię wyższej władzy,, ,tzn. ,,prawa,,. Ja sam jednak daje Sobie prawo, by zabijać, jeśli tylko Sobie tego nie zabraniam, jeśli nie przeraża Mnie mord jako ,,bezprawie,,.
 
 
Nie mam prawa wyłącznie do tego, do czego brak Mi odwagi, tzn., do czego sam się nie uprawniam. Ja decyduję, co jest moim prawem; nie ma żadnego prawa poza Mną. Jeżeli coś mi odpowiada, to jest słuszne. Możliwe, że nie odpowiada to innych, lecz to już ich zmartwienie, a nie Moje: mogą się opierać. Nawet gdyby nie podobało się to całemu światu, a Mnie odpowiadał, tzn. gdybym Ja tego pragnął. to nie pytałbym świata o zdanie. Tak czyni każdy, kto sam siebie ceni; każdy w takim stopniu, w jakim jest egoistą, gdyż siła idzie przed prawem - i to całkiem słuszne.
 
 
Bez względu na to, czy prawo daje Mi natura, Bóg, czy naród, to wciąż jest to obce prawo - prawo, którego ani Sobie nie nadaję, ani nie biorę.


Komuniści głoszą: równa praca uprawnia ludzi do równego używania. Niegdyś pytano, czy ,,cnotliwi,, nie powinni być ,,szczęśliwi,, tu na ziemi. Żydzi rzeczywiście tak sądzili, gdy mówili: ,,Oby dobrze Ci się wiodło na ziemi,,. Nie, równa praca nie daje Ci tego prawa, jedynie równe używanie uprawnia Cię do równego używania. Jeśli używasz, to masz do tego prawo, a jeśliś zapracował i pozwolił odebrać Sobie przyjemność używania, to ,,dobrze Ci tak,,


Skoro oddajecie się używaniu, to jest ono waszym prawem; natomiast jeśli tylko doń wzdychacie, nie sięgając po nie, to pozostaje ono - tak jak i przedtem - ,uczciwie nabytym prawem,, tych, których przywilejem jest używanie. Jest ono ich prawem, tak jak byłoby waszym, gdybyście je zdobyli.



Z jakimi więc prawami przyszedłem na świat? Z prawem, by zostać ordynatem, dziedziczyć tron, otrzymać książęce bądź szlacheckie wykształcenie, czy też - będąc dzieckiem ubogich rodziców - chodzić do darmowej szkoły, być ubieranym z jałmużnianych datków i w końcu w kopalni czy tkalni zarabiać na swój chleb i śledzia. Czyż nie są to prawa, które - z urodzenia - odziedziczyłem po moich rodzicach? Uważacie, że nie! Uważacie, że niesłusznie nazwano je prawami, i staracie się je znieść za pomocą rzeczywiście dziedzicznego prawa. By dać temu dowód, powracacie do najprostszej zasady, twierdząc, że każdy jest przez urodzenie równy drugiemu, tzn. jest człowiekiem. Zgadzam się z Wami, iż każdy rodzi się człowiekiem i nowonarodzeni są wobec siebie równi. A dlaczego? Wyłącznie dlatego, iż nie dowiedli, że są czymś innym, jak tylko ludzkimi dziećmi, nagimi człowieczkami. Tym samym różnią się od tych, co już do czegoś doszli, i nie są już dłużej tylko ,,ludzkimi dziećmi,, lecz dziećmi swego własnego stworzenia. Ci ostatni posiadają więcej aniżeli tylko dziedziczne prawa - oni prawa zdobyli. Cóż za sprzeczność, co za pole walki! Stary spór dziedzicznych praw człowieka i tych uczciwie nabytych. Zawsze gdy powołujecie się na jedne, przeciwstawia się Wam te drugie. Jedni i drudzy stoją ,,na gruncie prawa,, ,gdyż każdy z nich ma ,,słuszność,,: jeden ze swym dziedzicznym bądź naturalnym prawem, drugi z - uzyskanym, ,,uczciwie nabytym,,.


Kto ma siłę - ma prawo; jeśli jej nie macie, nie macie również i prawa. Czyż tak trudno to pojąć?


Mówi się, że kara jest prawem przestępcy. Jednak i bezkarność stanowi jego prawo. Jeśli powiedzie mu się jego przedsięwzięcie - to jego szczęście; jeśli mu się uda - to także dobrze mu tak. Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz. Jeśli ktoś lekkomyślnie naraża się na niebezpieczeństwo i ginie, to przecież mówimy: dobrze mu tak, na nic lepszego nie zasłużył. Lecz gdyby pokonał niebezpieczeństwo, tzn. przezwyciężył jego siłę, to wtedy miałby słuszność. Jeśli dziecko bawi się nożem i się skaleczy - to dobrze mu tak; jeśli zaś się nie skaleczy - to tym lepiej dla niego. Tak więc przestępce dosięga prawo, gdy ponosi on konsekwencje swego ryzyka. Po cóż ryzykował, skoro wiedział, czym to grozi! Lecz kara, którą mu wymierzamy, jest naszym prawem, nie jego; nasze prawo to odpowiedź na jego prawo on zwie je bezprawiem, albowiem mamy nad nim przewagę.


To, czym jest prawo w społeczeństwie prawa, znajduje swój wyraz w - ustawie. Lojalni obywatele winni respektować prawo takim, jakie jest. Toteż i stara Anglia zasłynęła z poszanowania dla ustaw. Doskonale ilustruje to również fragment z Eurypidesa: ,,Służymy bogom, bez względu na to kim są owi bogowie,,. A więc zawsze na pierwszym miejscu prawo, na pierwszym miejscu Bóg - oto jak daleko dziś zaszliśmy. Usilnie próbuje się podkreślić różnice pomiędzy prawem, a samowolnym rozkazem, nakazem: prawo pochodzi od uprawnionej władzy, choć to, regulujące ludzkie postępowanie, stanowi zawsze deklaracje woli (prawo etyczne, państwowe, itd.) - a więc rozkaz. Ba, gdybym to Ja sam dla Siebie ustanawiał prawo, to byłoby ono przecież tylko moim rozkazem, któremu w każdej chwili mógłbym odmówić posłuszeństwa. Każdy może wszakże określić, co będzie tolerował, i dzięki prawu chce odrzucić to, czego nie może znieść; natomiast gdyby ktoś naruszył owo prawo, to stanie się jego wrogiem. Nikt jednak nie będzie Mi rozkazywał i mówił, co mam robić, i nikt nie będzie Mi narzucać zasad postępowania. Ja sam muszę się zgodzić na to, by ktoś mógł Mnie uznać za wroga, lecz nigdy nie dopuszczę, by obchodził się ze Mną jak ze swoim tworem, by rządził Mną jego rozum bądź głupota.
 
 
 
 
 

Państwa istnieją jedynie tak długo, jak długo starcza władczej woli, a ta władcza wola utożsamiana jest z własną wolą. Wola pana jest - prawem. Na cóż Ci twoje prawa, skoro nikt nie chce się do nich stosować? Cóż Ci po twoich rozkazach, skoro nikt nie chce ich słuchać? Państwo rości sobie prawo do tego, by móc podporządkować sobie wolę jednostki, by móc nią zarządzać i na nią liczyć. Nieodzownym jest dla niego, by nikt nie miał własnej woli: gdyby ktoś przejawiał własną wolę, wówczas państwo musiałoby go wykluczyć (uwięzić, skazać na wygnanie, itd.); gdyby przejawiali ją wszyscy, to państwo zostałoby zniesione. Nie można sobie wyobrazić państwa bez władzy i niewoli (poddaństwa), gdyż państwo chce być Panem Wszystkich, których ogarnia, jego wolę zaś nazywa się ,,wolą państwa,,


Państwo, jak długo istnieje, zawsze przedstawia własną wolę - swego wroga i przeciwnika - jako nierozsądną, złą, itd., a ono pozwala to sobie wmawiać; a nawet rzeczywiście taka już się staje, albowiem pozwala, by jej to wmawiano. Nie osiągnęła jeszcze samej siebie, nie uświadomiła sobie własnej wartości, wciąż jest niedoskonała i daje się zwodzić.


Zwykliśmy klasyfikować państwa na wiele rodzajów w zależności od tego, jak podzielona jest ,,najwyższa władza,,. Gdy sprawuje ją jednostka - to jest to monarchia, jeśli Wszyscy - demokracja, itd. A więc najwyższa przemoc! Wobec kogo? Wobec jednostki i jej ,,samowoli,,. Państwo sprawuje ,,władzę,, ,jednostce tego nie wolno, Działalność państwa polega na stosowaniu siły; swoją przemoc nazywa ono ,,prawem,, ,a przemoc jednostki = przestępstwem. Tak więc przemocą nazywa się władze jednostki; jedynie przestępstwem przezwycięża ona przemoc państwa, będąc zdania, iż to nie państwo stoi ponad nią, lecz ona ponad państwem.


Wobec świętości państwa jednostka pozostaje jedynie naczyniem niesławy, pełnym ,,pychy, złej woli, nieprzyzwoitości i zamiłowania do szyderstw oraz złorzeczeń,, ,jeśli tylko nie chce owej świętości, państwa, uznać. Duchowa wyniosłość urzędników państwowych i poddanych ustala wysokie kary za nieduchową ,,pychę,,. Choć władza uznaje za karalne wszelkie intelektualne igraszki wymierzone przeciw państwu, to zawsze znajdzie się umiarkowany liberał, który powie, iż należy zezwolić na fantazję, satyrę, dowcip, humor, itd., oraz na to, by geniusz mógł zażywać wolności. A zatem nie każdy człowiek ma być wolny, ale tylko geniusz! Całkiem słusznie twierdzi tu państwo, bądź w jego imieniu władze: Kto nie jest ze mną, jest przeciwko mnie.


W państwie, mianowicie owo rozpasane Ja - np. tak jak Ja, który należę tylko do Siebie - nie może się realizować i urzeczywistniać. Każde Ja jest już od urodzenia przestępcą przeciwko narodowi, przeciwko państwu. Dlatego też państwo dozoruje wszystkich, w każdym widzi egoistę, a przed egoistą czuje strach. Każdego podejrzewa o najgorsze i pilnuje - za pomocą policyjnego dozoru - by ,,państwu nie wyrządzono żadnej szkody,,. Owo rozpasane Ja - a w rzeczywistości jesteśmy nim pierwotnie i w skrytości ducha zawsze pozostaniemy - jest wiecznym przestępcą wobec państwa. Człowieka kierującego się zuchwałością, wolą, bezwzględnością i nieustrasznością otaczają szpiedzy państwa i narodu. Ależ tak, narodu! W narodzie - Wy, dobrotliwi ludzie, wyobrażacie Sobie, że jest on jakimś cudem doskonałości - powszechnie zapanowała policyjna mentalność. Jedynie ten, kto wyprze się swego Ja, kto ,,wypiera się,, samego siebie, jest narodowi miły.


Ja określam, czym jest ,,człowiek,, i co znaczy postępować ,,prawdziwie po ludzku,,; od każdego żądam, by to prawo stało się dlań normą i ideałem, w przeciwnym bowiem razie okaże się on ,,grzesznikiem i przestępcą,,. ,,Winnego,, zaś dosięga ,,kara prawa,,!


Przed wszystkim jednostkę, osobnika, traktuje się jako wyrzutka, natomiast człowieka w ogóle zaszczyca mianem ,,Człowieka,,. Bez względu na to, czy nazywano by tego upiora chrześcijaninem, żydem, muzułmaninem, dobrym obywatelem,, lojalnym poddanym, Wolnym, patriotą, itd., to padają zarówno ci, którzy chcą realizować odmienną koncepcję człowieka, jak i ci, co chcą dokazać swego - zawsze zwycięża ,,Człowiek,,.


Wprawdzie społeczeństwo pragnie, aby Każdy mógł dochodzić swych praw, lecz przecież wyłącznie tych przez nie usankcjonowanych, praw tego społeczeństwa, a więc nie własnych praw. Ja zaś daję bądź biorę Sobie prawa dzięki mej własnej absolutnej sile i wobec każdej innej zwierzchniej władzy będę zbrodniarzem pozbawionym skruchy. Ja, właściciel, twórca mego prawa, nie uznaję żadnych innych źródeł praw poza Sobą: ani Boga, ani państwa, ani natury, ani też samego Człowieka z jego ,,wiecznymi ludzkimi prawami,, - ani boskich, ani ludzkich praw. Prawo ,,samo w sobie,, - przeto nie odnoszące się do Mnie! ,,Prawo absolutne,, - a więc oddzielone ode Mnie! Coś, co istnieje dla siebie samego! Absolut! Wieczne prawo, niczym wieczna Prawda!. Liberalizm nakazuje Mi, bym przestrzegał prawa, gdyż zostało przez ludzki rozum ustanowione tak, że wobec niego mój rozum staje się ,,głupotą,,
 
 

I tak jak Ty i Ja istniejemy naprawdę, tak istnieje tylko twój i mój rozum, nie zaś boski czy ludzki.


Idea prawa jest pierwotnie moją myślą, czy też we Mnie ma swój początek. Lecz gdy ze Mnie powstaje, gdy rodzi się ,,Słowo,, ,to ,,staje się Ciałem,, - idee fixe.
 
 
 
 
 
 

Nasza słabość nie tkwi w tym, że różnimy się od innych, ale w tym, iż nie różnimy się w każdym calu, tzn., nie jesteśmy do końca oddzieleni od innych, lecz poszukujemy ,,wspólnoty,, , ,,więzi,, i w nich widzimy ideał. Jedna Wiara, Jeden Bóg, Jedna Idea, powszechna Jednomyślność! Gdyby wszyscy byli jednomyślni, to nikt nie musiałby przyznawać racji drugiemu.


Wraz z prawem absolutnym przepada samo prawo a w ten sposób dobiega końca panowanie ,,pojęcia prawa,,. Należy bowiem pamiętać, że dotąd rządziły Nami pojęcia, idee, zasady, a wśród owym władztw najważniejszą rolę odgrywało pojęcie prawa czy też sprawiedliwości. Uprawniony czy nieuprawniony - to Mnie nie obchodzi; jeśli tylko jestem silny, to sam Sobie biorę władzę i nie potrzeba Mi żadnego pełnomocnictwa lub uprawnienia. Prawo to kretynizm, a ten, kto je nadaje, to Widmo; siła - to Ja sam, Ja, Potężny i Władca Mocy. Prawo jest nade Mną, jest absolutne, istnieje w Wyższym i spływa na Mnie jako jego łaska: jest aktem łaski sędziego. Siła i moc istnieją tylko we Mnie - Mocnym i Silnym.
 
 
2. Moje obcowanie.(247)


Społeczeństwo, społeczność, może zaspokoić jedynie ludzkie potrzeby, podczas gdy te egoistyczne zawsze przy tym cierpią
 
 
 
 

Gdyż tylko to, czego nie mogę pokonać, ogranicza jeszcze moją potęgę, a Ja, z moją ograniczoną mocą, staję się chwilowo ograniczonym Ja; ograniczonym nie przez zewnętrzną siłę, ale wciąż niedoskonałą mą własną moc - przez własną niemoc, Jednak ,,gwardia umiera, lecz się nie poddaje!,, Dajcie Mi tylko rzeczywistego przeciwnika!
 
 
Cóż Mnie wszak obchodzi dobro ogółu? Samo w sobie nie jest moim dobrem, lecz tylko najwyższą formą wyrzeczenia się samego siebie. Gdy dobro ogółu święci swe triumfy, Ja muszę ,,siedzieć cicho,,; państwo opływa w dostatki - Ja klepię biedę.







Ogólnie rzecz biorąc, dzisiejszym dążeniom wolnościowym należy przeciwstawić twierdzenie, iż: Wolność narodu nie jest moją wolnością!


Rozpatrzmy kategorie wolności i praw narodu, np. prawo do noszenia broni. Czy można jednak takie prawo wprowadzić w życie? Własnego prawa wprowadzać nie można, lecz jedynie to, które nie do Mnie należy, lecz do narodu. Mnie wszak można trzymać w lochach w imię wolności narodu i jako więźnia pozbawić prawa posiadania broni.


Naród może być wolny jedynie kosztem jednostki, gdyż w tej wolności chodzi nie o jednostkę, ale o naród. Im większa wolność narodu, tym bardziej zniewolona jednostka.


Wszelka świętość to więzy, okowy.


Naród uciska tych, co wywyższają się ponad jego majestat: ostracyzuje zbyt silnych obywateli, kacerzy powierza sądom inkwizycji, a zdrajców ojczyzny oddaje w ręce śledczych.
 
 
 
 
 
 

Jak długo istnieć będzie instytucja, której jednostka nie może rozwiązać, tak długo daleko Mi do Swojości, do stanowienia o Sobie Samym. Bo jakże mogę czuć się wolny,, kiedy, związany przysięgą z konstytucją, Kartą i prawem, muszę ,,zaprzedać duszę i ciało,, memu narodowi? Jakże mogę być mój własny, skoro wolno Mi rozwijać swe umiejętności tylko wtedy, gdy ,,nie zakłóci to społecznej harmonii,,
 

Koniec narodów i ludzkości będzie Moim początkiem.
 
 
Umarł naród. Niechaj żyję - Ja!


Jeśli egoistyczne dążenia jednostki nie są zbyt silne, to podporządkowuje się ona zawiera małżeństwo w zgodzie z wymaganiami rodziny, obejmuje posadę odpowiadającą pozycji rodziny, itd., słowem: ,,przysparza rodzinie zaszczytu,, Natomiast jeśli kipi w jej żyłach egoistyczna krew, to woli ona zostać ,,przestępcą,, wobec rodziny i wyłamać się spod jej praw.


Lecz ci Słabi, jak wiemy od dawna, to Bezinteresowni! I to właśnie o nich, słabych członków rodziny, troszczy się rodzina, gdyż do niej przynależą jako krewni i powinowaci; nie należą oni do siebie i o siebie nie dbają.


Państwo istnieje też bez mego udziału: urodziłem się w nim, wychowałem; ono to nakłada na Mnie obowiązki i każe sobie ,,składać hołdy,, ,otacza Mnie swą ,,łaskawością,, ,a Ja żyję z jego ,,łaski,,. Tym samym niezależne państwo utrwala moją zależność: jego ,,naturalny rozwój,, ,jego organizm, żąda, by moja natura nie rozwijała się swobodnie, lecz dostosowała się do jego potrzeb, By ono mogło się rozwijać, przykłada do Mnie nożyce ,,kultury,, ,zapewniając wykształcenie i wychowanie, które nie Mnie, ale jemu służy. Wpaja mi np. poszanowanie prawa, zabrania naruszać własność państwa (tj. własność prywatną), nakazuje czcić majestat boski lub ziemski, itd., krótko mówiąc: poucza Mnie, jak być grzecznym, składając na ołtarzu ,,świętości,, moją Swojość (potencjalnie wszystko jest święte, np. własność, życie innych, itd.) Taki jest charakter kultury i wykształcenia, które państwo może Mi dać: wychowuje Mnie, bym stał się ,,użytecznym narzędziem,, ,,użytecznym członkiem społeczeństwa,,


Oni również chcą, bym oddał i poświęcił moją prawdę i rzeczywistość jakiemuś obcemu Ja. Lecz cóż to za Ja? Nie jest ani Mną, ani Tobą, ale urojonym Ja, Widmem.


Lecz wszystkie państwa są religijnymi lub też ,,chrześcijańskimi państwami,, ,i stawiają sobie za zadanie przymusić nieposkromionych ,,egoistów,, ,do życia w tych nienaturalnych więzach, tzn. nawrócić ich na chrześcijaństwo. Wszystkie instytucje chrześcijańskiego państwa mają na celu chrystianizację narodu, Tak więc zadaniem sądów jest przymuszanie ludzi do praworządności; celem szkół - przymuszenie do kształcenia ducha; krótko mówiąc: celem ich jest obrona tych, którzy postępują po chrześcijańsku, przed tymi, który postępują po chrześcijańsku, przed tymi, którzy postępują nie po chrześcijańsku; ich celem jest panowanie chrześcijańskiego sposobu życia jako jedynie obowiązującego. Do swych środków przymusu zaliczało państwo także Kościół, wymagając, by każdy wyznawał jakąś religię.
 
 


Sprawą państwa jest w istocie wszystko, co dotyczy zasad moralnych. Stąd np. państwo chińskie wtrąca się bez przerwy w sprawy rodziny i jest się tam zerem, jeśli się nie jest przede wszystkim grzecznym dzieckiem swoich rodziców. Również i u Nas kwestia rodziny stała się sprawą państwową, z tym, że nasze państwo obdarza rodzinę zaufaniem, nie poddając jej wnikliwej kontroli; wiąże rodziny węzłem małżeńskim, który tylko ono może rozwiązać.

 
Państwo pozwala jednostkom hasać możliwie swobodnie, lecz nie pozwala tego robić na serio - nie pozwala o sobie zapomnieć. Nie wolno beztrosko obcować z drugim człowiekiem bez ,,wyższego dozoru i pośrednictwa,,. Nie wolno Mi robić tego, co potrafię, lecz tylko to, na co zezwoli Mi państwo; nie mogę robić użytku ani z mych myśli, ani z mej pracy, ani w ogóle z niczego, co Moje. Państwu przyświeca wyłącznie jeden cel: jednostkę ograniczyć, poskromić, podporządkować, uczynić ją poddanym jakiegoś ogółu. Państwo istnieje będzie dopóty, dopóki jednostka nie stanie się Wszystkim, a tymczasem stanowić będzie ono wyraźnie wyznaczoną Mi granicę, moje ograniczenie, moją niewolę. Dążeniem państwa nie jest nigdy swobodna działalność jednostek, ale przyporządkowanie ich celom państwa.

 
Przez cenzurę, nadzór i policję, dąży pastwo do powstrzymania wszelkiej swobodnej działalności, uważając to za swój obowiązek - obowiązek samoprzetrwania. Państwo chce z ludzi coś zrobić, dlatego żyją w nim tylko ludzie urobieni. Kto chce być sobą, staje się jego przeciwnikiem i jest zerem ,,On jest zerem,, nie oznacza nic więcej jak tylko to, iż państwo nie czyni zeń użytku, nie powierza mu stanowiska, urzędu czy interesu.

 
Nade Mną zaś w każdym państwie znajdzie się jakaś władza - czy to w monarchii absolutnej, w republice, czy też w ,,wolnym,,, państwie. Jest Mi źle tak w jednym, jak i drugim.
 
 
W konstytucyjnym państwie faktycznie naród jest partią, a partia jest przecież ,,osobowością,, - jeśli w ogóle można mówić o ,,państwowej,, moralnej osobie. Rzecz w tym, że moralna osoba, czy nazwiemy ją partią ludu, czy ludem bądź ,,panem,, ,w żadnym razie nie jest żadną osobą, lecz Widmem.
 
 
Rozwijając tę myśl, rozumie się samo przez się, że owo Ja narodu jest bezosobową, ,,duchową,, siłą, jest - prawem. Ja narodu - jak z tego wynika - nie jest Ja, lecz Widmem. Ja jestem tylko dzięki temu Ja, że Siebie tworzę, tzn., że nikt inny Mnie nie tworzy, lecz Ja sam muszę być swym własnym dziełem. A jak to jest z owym Ja narodu? Posiadł je przez przypadek; tak jak dziełem przypadku było to, iż rządził nim ten czy ów dziedziczny władca; przypadek dał mu władzę z wyboru. Naród nie jest swym własnym tworem, tworem ,,suwerennego,, narodu, tak jak Ja jestem moim tworem. Wyobraź Sobie tylko, że ktoś chciałby Ci wmówić, iż nie jesteś swoim Ja, lecz twym Ja jest Hans lub Kunz. A tak właśnie dzieje się z narodem, i w tym przypadku słusznie; w narodzie bowiem jest tak mało Ja, jak w jedenastu planetach razem wziętych, choć krążą wszak wokół wspólnego środka.

 
Politykiem jest i pozostanie po wsze czasy ten. komu państwo chodzi po głowie bądź leży na sercu, czy też jedno i drugie równocześnie; ten, który staje się wierzącym w państwo, przez państwo opętanym. ,,Państwo jest najniezbędniejszym środkiem do pełnego rozwoju ludzkości.,, W rzeczy samej, było tym tak długo, jak długo chcieliśmy, by rozwijała się ludzkość; gdy zaś chcemy się rozwijać sami, to państwo jest dla Nas wyłącznie przeszkodą.

 
Bezstronnymi nie mogą być jako partyjni, lecz wyłącznie jako egoiści. Jeżeli jesteś protestantem i należysz do tej partii, to wolno Ci tylko bronić protestantyzmu, co najwyżej - ,,oczyszczać,, ,ale nigdy odrzucić. Gdy jesteś chrześcijaninem i wraz z innymi należysz do chrześcijańskiej partii, to musisz trzymać się chrześcijańskich zasad; nie możesz wyjść poza nie, chyba że popchnie Cię do tego twój egoizm, tzn. bezstronność.

 
Czy Swoi bądź Jedyni są być może partią? Jak mogliby być Swoimi, będąc członkami jakiejś partii! A zatem nie powinno się należeć do żadnej partii? Kiedy się przyłączę i znajdę w ich kręgu, to wchodzę z nimi w związek, który trwa tak długo, jak długo partia i Ja zmierzamy do jednego celu. Lecz choć dzisiaj podzielam jeszcze poglądy partii, to jutro mogę ich nie podzielać i stanę się wobec niej ,,zdrajcą,,. Partia nie ma nic, czym może Mnie związać (zobowiązać); nie czuję wobec niej respektu, i jeśli przestanie Mi się podobać, to ustosunkuję się do niej wrogo. W każdej partii, która troszczy się o siebie i swój byt, jej członkowie są w takim samym stopniu niewolni czy też raczej nieswoi, w jakim wyrzekają się swego egoizmu, gotowi spełnić każde jej życzenie. Niezależność partii oznacza uzależnienie jej członków. Żadna partia, jakiegokolwiek rodzaju by była, nigdy nie może się obejść bez wyznania wiary. Jako że członkowie partii muszą wierzyć w jej pryncypia, nie mogą podawać ich w wątpliwość czy też kwestionować: pryncypia muszą być dla członka partii czymś pewnym i niepodważalnym. Oznacza to, iż winno się przynależeć do partii ciałem i duchem; w przeciwnym razie nie jest się prawdziwym członkiem partii, lecz mniejszym lub większym egoistą.

 
Jeśli żywisz wątpliwości w stosunku do chrześcijaństwa, to nie jesteś już dłużej prawdziwym chrześcijaninem; dopuściłeś się ,,zuchwałości,, ,stawiając je pod znakiem zapytania i oddając w ręce egoistycznego trybunału. Zgrzeszyłeś przeciwko chrześcijaństwu, tej partyjnej sprawie (gdyż np. dla żydów, innej partii, nie jest już żadną sprawą). Ale dobrześ zrobił, jeśliś nie pozwolił się zastraszyć: twa zuchwałość wspiera twoją Swojość.

 
A więc egoista nigdy nie mógłby wstąpić do partii czy też wziąć czyjąś stronę? Ależ tak, tylko nie może pozwolić na to, by partia go zniewoliła i wchłonęła. Dla niego partia zawsze będzie jedynie zabawą, w której partycypuje, wyłącznie bierze udział.

 
Najlepszym państwem będzie rzecz jasna to, które ma najlojalniejszych obywateli; a im bardziej zatraca się szacunek dla praworządności, tym bardziej państwo - ten system moralności, samo to moralne życie - traci swą siłę i wartość. Wraz z ,,dobrymi obywatelami,, ulega również demoralizacji dobre państwo, tonąć w anarchii i bezprawiu. ,,Poszanowanie dla prawa!,, Dzięki temu spoiwu kondycja państwa zostaje zachowana. ,,Prawo jest święte, a ten, kto je gwałci, jest przestępcą.,, Bez przestępstwa nie ma państwa: moralny świat - a takim jest państwo - roi się od łotrów, oszustów, kłamców, złodziei, itd. Ponieważ państwo to ,,rządy prawa,, ,jego hierarchia, toteż egoista - ilekroć jego interes jest sprzeczny z interesem państwa - może zaspokoić swe potrzeby jedynie na drodze przestępstwa.

 
O ile owo społeczeństwo pozwala jednostce stanowić o tym, czy chce się narazić swym postępowaniem na przykre konsekwencje i ściągnąć na siebie kłopoty (przez co uznaje ono prawo jednostki do swobodnego podejmowania decyzji) - o tyle państwo postępuje odwrotnie. Odmawia jednostce wszelkiego prawa do podejmowania decyzji, przyznając wyłączne prawo własnym uchwałom, prawu państwa, tak że ten, kto postępuje wbrew nakazom państwa, jest traktowany tak, jakby postępował wbrew przykazaniom bożym - pogląd podzielony jednocześnie przez Kościół. Bóg jest tutaj świętością samą w sobie, a nakazy zarówno Kościoła, jak i państwa są nakazami owej świętości, które Bóg przekazał świat przez swych pomazańców i władców z bożej łaski. Tak jak Kościół miał swe śmiertelne grzechy, tak i państwo ma zbrodnię zasługującą na śmierć; Kościół - swych kacerzy, państwo - zdrajców stanu; Kościół - kary kościelne, państwo - kary za zbrodnie; Kościół - procesy inkwizycyjne, państwo - fiskalne; słowem: tam - grzechy, tu - przestępstwa; tam grzesznicy, tu - przestępcy; tam - inkwizycja i tu inquisition [śledztwo]. Czyż świętości państwa nie spotka ten sam los, co świętość Kościoła? Czyż ocaleje strach przed prawem, głęboki szacunek wobec majestatu, pokora jego ,,poddanych,,? Czy nie zostanie zaszpecone jego ,,święte oblicze,,?

 
Cóż za niedorzeczność oczekiwać od władz państwowych by prowadził z jednostką uczciwą walkę, i - jak wyraża się to w przypadku wolności prasy -jednakowo obdzielały powodzeniem i klęską. Skoro Państwo, owo pojęcie, ma być znaczącą siłą, to właśnie wobec jednostki musi być siłą wyższą. to właśnie wobec jednostki musi być siłą wyższą. Państwo jest ,,święte,, i nie będzie się wystawiać na ,,zuchwałe ataki,, jednostek. A gdy państwo jest święte, to musi istnieć cenzura. Polityczni liberałowie godzą się na to pierwsze, kwestionują zaś drugie. Niemniej jednak zezwalają na istnieje środków represji, gdyż stoją na stanowisku, że państwo jest czymś więcej niż jednostka, i mści się legalnie, nazywając to karą.

 
Zniesiono kary kościelne. Dlaczego? Ponieważ to, jak kto postępuje wobec ,,świętego Boga,, ,jest jego prywatną sprawą. Lecz skoro zniesiono kary kościelne, to muszą zostać zniesione wszystkie inne kary. Tak jak grzech przeciw tzw. Bogu jest sprawą prywatną człowieka, tak jest nią również grzech przeciwko wszelkim rodzajom tzw. świętości. Zgodnie z teorią naszego prawa karnego, nad którego ,,uaktualnieniem,, daremnie się trudzono, zamierza się ludzi karać za taki czy inny ,,brak człowieczeństwa,, ,ujawniając przy tym wyraźnie niedorzeczność owych teorii na przykładzie ich skutków: wiesza się złodziejaszka, pozwalając uniknąć kary wielkiemu złodziejowi. Naruszenie własności pociąga za sobą więzienie, a ,,wywieranie presji psychicznej,, ,pogwałcenie ,,naturalnych praw człowieka,, - jedynie skargi i apelacje.

 
Jeśli ktoś chce zrobić coś, z czym My nie chcemy się zgodzić, to łamiemy jego siłę, podkreślając tym naszą własną: odpłacamy mu pięknym za nadobne i nie jesteśmy tak głupi, by chcieć zadośćuczynić Prawu. (widmu)

 
Odtąd egoista utwierdza się w przestępstwie szydząc z tego, co święte; teraz zerwanie ze świętością, czy też naruszenie świętości może się stać powszechne. To nie Rewolucja powracam, lecz - zbrodnia: dumna i potężna, bezwstydna, bezwzględna, bezlitosna. Czy nie słyszysz tych gromów w oddali? Nie widzisz, jak niebo złowróżbnie ciemnieje i milknie?

 
Tak jak religia, polityka chce człowieka ,,wychować,, ,by urzeczywistniał swoją ,,istotę,, , realizował swe ,,przeznaczenie,, ,by coś z siebie uczynił, a mianowicie ,,prawdziwego Człowieka,,; słowem; jedna - jako ,,prawdziwego wiernego,, ,druga - ,,prawdziwego obywatela lub poddanego,,. Faktycznie chodzi tylko o to, czy nazwiemy to przeznaczeniem boskim czy też ludzkim.

 
Pod rządami religii i polityki, człowiek znalazł się w sytuacji powinności: powinien stać się tym czy tamtym, powinien być taki a taki. Z tym żądaniem, nakazem występuje nie tylko jeden wobec drugiego, lecz także wobec samego siebie.

 
Można by powiedzieć za Feuerbachem i innymi, że religia pozbawiła człowieka tego, co ludzkie, przenosząc to w zaświaty, by prowadziło tam swój własny żywot jako coś nieosiągalnego, osobowego samo w sobie, jako jakiś ,,bóg,,. Błąd religii jednakże nie polega wyłącznie na tym. Równie dobrze można by odrzucić uosobienie owego oderwanego człowieka i zredukować Boga do samej boskości, a przecież dalej będziemy religijni. Religijność polega bowiem na niezadowoleniu z teraźniejszego człowieka, tzn., na ustanowieniu ,,doskonałości,, celu dążeń, ,,na dążeniu człowieka do swego spełnienia,,. (,,Przeto winniście i Wy być doskonali, jak doskonały jest Wasz Ojciec Niebieski,, ,Mt, 5, 48). Polega to na fiksacji ideału, absolutu. Doskonałość to ,,najwyższe dobro,, to finis bonorum [cel ludzi dobrych]. Ideałem każdego jest człowiek doskonały, prawdziwy wolny Człowiek, itd.

 
Dążenia nowej epoki zmierzają do tego, by ustanowić ideał ,,wolnego człowieka,,. Gdyby można go było znaleźć, to powstałaby nowa religia, jako że nowy ideał stanowiłby nową tęsknotę, nową udrękę, nowy pacierz, nową boskość i skruchę.

 
Śmieszny jest ten, kto sam nic nie znacząc ,,chełpi się,, zasługami znamienitych członków swego rodu, familii, narodu, itd.; lecz łudzi się także i ten, kto chce być tylko ,,człowiekiem,,. Żaden z nich nie dostrzega swej wartości w wyłączności, ale w powiązaniu, w ,,więzi,, ,która łączy go z innymi; w więzach krwi, w więzach z narodem czy ludzkością.

 
Jeżeli pominiemy fakt, iż duma mogłaby być wyrazem przeceniania własnej wartości, i przyjmiemy to za rzecz oczywistą, to okaże się, że istnieje ogromna różnica pomiędzy chełpieniem się z ,,przynależności,, do narodu a więc z tego, że jest się jego własnością, a duma z tego iż można narodowość nazwać własną. Narodowość stanowi mój przymiot, ale naród jest mym właścicielem i panem. Jeżeli masz krzepę. to możesz ją wykorzystać, gdy zajdzie potrzeba, a ona będzie dla Ciebie źródłem dumy i pewności siebie; jeśli zaś twe silne ciało ma Ciebie w swej mocy, to korci Cię, by wszędzie, w najmniej odpowiednim momencie demonstrować swą siłę; i nie potrafisz nikomu uścisnąć dłoni, nie miażdżąc jej przy tym.

 
Pogląd, iż jest się czymś więcej aniżeli członkiem rodziny, współplemieńcem, więcej niźli synem narodu, itd., doprowadził w końcu do tego, że mówi się, iż jesteś czymś więcej niż to wszystko, ponieważ jesteś Człowiekiem lub: Człowiek, to coś więcej niż żyd, Niemiec, itd. ,,Zatem niechaj każdy stanie się całkowicie i wyłącznie Człowiekiem!,, Czyż nie można by raczej powiedzieć: jako że jesteśmy czymś więcej niż powyższe określenia, toteż chcemy być zarówno tym, co przedstawiają, jak i owym ,,więcej,,; a więc człowiekiem i Niemcem, człowiekiem i Gwelfem, itd. [...] Jedyność rozwiązuje ową sprzeczność: narodowość jest mym przymiotem, lecz Ja wykraczam poza jej pojęcie: również to, co ludzkie, jest mym przymiotem, lecz człowiek istnieje dopiero dzięki mej Jedyności.
 
 
To Ja jestem właścicielem ludzkości, jestem ludzkością i nie czynię nic dla dobra innej ludzkości. Ty, który sam jesteś jedyną ludzkością, głupi jesteś pyszniąc się, że chcesz żyć dla innej ludzkości, takiej jak Ty sam.
 
 
Własność - to to, co Moje!

Do człowieka należy to, co potrafi sam zdobyć: do Mnie należy to, co potrafi sam zdobyć: do Mnie należy świat. Czyż wyrażacie coś innego utrzymując, że ,,świat należy do Wszystkich,,? Wszyscy to właśnie Ja i znowu Ja, itd. Wy jednakże z tego ,,Wszyscy,, czynicie widmo i uświęcacie je tak, że potem owi ,,Wszyscy,, przemieniają się w straszliwego władcę jednostki, i po jego stronie staje zaraz widmo ,,Prawa,,


Właścicielem nie jest ani Bóg, ani Człowiek (,,ludzkie społeczeństwo,,), lecz Jednostka.


Wszelako własność jest wyrazem nieograniczonej władzy nad czymś (rzeczą, zwierzęciem, człowiekiem), nad tym, ,,czym mogę rozporządzać według mego uznania,,. [...] Własność jednak jest uwarunkowaną siłą. To jest moje własne, co mam w swej mocy. Dopóty jestem właścicielem, dopóki jestem posiadaczem danej rzeczy. Jeśli natomiast ją utracę - wszystko jedno przez jaką siłę, np. przez fakt, iż uznam roszczenia innego do tej rzeczy - to własność ta przestaje istnieć. Zatem własność i posiadanie sprowadzają się do tego samego. Nie legitymuję się jakimś prawem, leżącym poza zasięgiem mej siły, lecz wyłącznie moją siłą: bo jeśli jej nie mam, to n ie mam już nic [...] Kto potrafi jakąś rzecz zabrać i zachować - do tego ona należy, dopóki z kolei inni go jej nie pozbawią; tak jak wolność należy do Tego, kto ją sobie bierze.


Dopóki państwo znaczy Ja, dopóty Ja jednostki musi być biedakiem, musi być Nie-Ja. Państwo ma jedynie interes w tym, by samo było bogate [...] Państwu natomiast bardzo zależy na tym, by te jednostki, które w Nim widzą swoje Ja, miały swój udział w jego bogactwie: czyni ich udziałowcami swojej własności. Państwo obłaskawia jednostki, obdarzając je własnością. Jednakże nie przestaje być ona jego własnością, a każdy może ją użytkować wyłącznie tak długo, jak długo nosi w sobie owo Ja państwa, czy też pozostaje ,,lojalnym członkiem społeczeństwa,,; w przeciwnym razie własność zostaje skonfiskowana lub przepada na drodze sądowej.
 
 
 
 

 Państwo nie troszczy się o Mnie i o Moje, lecz o Siebie i Swoje: Liczę się dla niego wyłącznie jako jego syn, jako ,,syn tej ziemi,, - jako Ja jestem dlań równy zeru. To, co spotyka Mnie jako Ja, jest w rozumieniu państwa czymś przypadkowym: zarówno moje bogactwo, jak i nędza. Lecz jeśli ze wszystkim, co Moje, jestem dla niego przypadkiem, to dowidzi to, iż nie może Mnie ogarnąć: Ja wykraczam poza jego pojęcia, czy też jego rozum jest zbyt słaby, by Mnie pojąć. Dlatego też nie może ono nic dla Mnie uczynić. Ubóstwo jest dowodem mej bezwartościowości; świadczy o tym, iż nie mogę się realizować. Toteż państwo i ubóstwo to Jedno i to samo. Państwo nie daje Mi osiągnąć mej wartości i istnieje tylko dzięki mej bezwartościowości: cały czas dąży do tego, by ciągnąć ze Mnie korzyść, tzn., by Mnie eksploatować, wyzyskiwać, żyłować; nawet gdyby ów wyzysk miał polegać wyłącznie na tym, bym troszczył się o jego proles [potomstwo] - (proletariat); chce ono, bym był ,,jego tworem,,.

 
 

Ubóstwo będzie można znieść dopiero wtedy, gdy Ja zrealizuję się jako Ja, gdy Sobie samemu nadam wartość i ustalę swą cenę. Aby do czegoś dojść, muszę się zbuntować. To, co wytwarzam - mąka, płótno, i to, co ziemi z trudem wydzieram - żelazo, węgiel, itd. - to moja praca, która pragnę spieniężyć. Lecz tutaj mogę się długo żalić, że mojej pracy nie opłaca się należycie: nie obchodzi to płacącego, a i państwo zachowuje bierność dopóty, dopóki nie uzna, iż należy Mnie ,,uspokoić,, ,bym Ja nie wybuchnął ze straszliwą siłą. Lecz na ,,uspokajaniu,, wszystko się kończy, i jeśli zachciałoby Mi się żądać czegoś więcej, to państwo zwróci przeciwko Mnie całą siłę.


Podobnie jak z pracą materialną rzecz się ma z pracą duchową. Państwo pozwala Mi korzystać ze wszystkich mych myśli, pozwala Mi je sprzedawać (bo przecież mam z nich zysk już na przykład przez to, że przynoszą Mi szacunek słuchaczy, itd.), jednak tylko tak długo, jak długo moje myśli są jego myślami. Jeśli natomiast nachodzą Mnie takie, których nie aprobuje, tzn., które nie mogą być jego myślami, wówczas zabrania Mi z nich korzystać, wymieniać je i puszczać w obieg. Moje myśli są wolne dopiero wtedy, kiedy państwo łaskawie Mi na nie zezwoli, tzn., kiedy będą myślami państwa. Pozwoli Mi swobodnie filozofować, o ile sprawdzę się jako ,,filozof państwowy,,; nie wolno Mi filozofować przeciwko państwu, toteż pilnuje, bym zaradził jego ,,brakom,, ,bym je ,,wspierał,,. [..] Moje drogi winny być jego drogami, w przeciwnym bądź razie rekwiruje to, co Moje; moje myśli muszą być jego myślami,, gdyż inaczej zatyka Mi usta.


Państwo niczego się bardziej nie boi niż Mojej wartości, i przy każdej sposobności udaremnia moją samorealizację. Ja jestem śmiertelnym wrogiem państwa, przed którym zawsze stoi wybór: Ono albo Ja. Dlatego państwo nie tylko pilnuje, bym nic nie znaczył, lecz również nastaje na to, co Moje. W państwie nie ma żadnej własności, tzn. żadnej własności jednostki - wyłącznie własność państwa.


Czuję jednak coraz wyraźniej, że - w przeciwieństwie do państwa - pozostaje Mi jeszcze wielka władza, władza nad Sobą samym, tzn. nad wszystkim, co tylko Mi jest właściwe i istnieje wyłącznie wtedy, gdy jest moje własne. I cóż czynię, kiedy me drogi nie są już drogami państwa, a moje myśli - jego myślami? Skupiam się na Sobie i nie przejmuje się państwem! W moich myślach - których nikt nie będzie sankcjonował, na które nikt nie będzie Mi łaskawie zezwalał - mam swoją prawdziwą własność, własność, którą mogę sam handlować.
 
 
 

Czymże jest zatem moja własność? Niczym innym, jak tylko tym, co znajduje się w mej mocy! Do jakiej własności mam prawo? Do każdej, do której sam się uprawniam. Nadaję Sobie prawo własności, biorąc dla Siebie własność, czy też zapewniam Sobie władzę posiadacza - sam daję Sobie pełnomocnictwo i pozwolenie. To, czego obca siła nie zdoła Mi wydrzeć, pozostaje moją własnością. Śmiało, niechaj siła rozstrzyga o własności! Ja zamierzam polegać tylko na mej sile! Obca siła, którą pozostawiam Drugiemu, czyni ze Mnie poddanego; niechaj własna ma siła pozwoli Mi samemu stać się właścicielem. Cofam więc władzę, którą przyznałem innym, nieświadom potęgi mej własnej władzy! Mówię Sobie: dokąd sięga ma władza, tam jest moja własność: a za taką uważam wszystko, do czego czuję się dość silny, by to zagarnąć. Moja rzeczywista własność rozciąga się wszędzie, gdzie jej na to pozwalam, jak dalece na Siebie upoważniam, tzn. uprawniam do tego, aby brać.

 
 

Egoizm nie zamierza niczego poświęcać, z niczego nie chce rezygnować; rozstrzyga po prostu: muszę mieć to, czego chcę, i to dostanę.

 
Egoizm obrał inną drogę, by wytępić motłoch bez mienia. Nie mówi: Czekaj na to, co podaruje Ci sprawiedliwa władza w imieniu ogółu (takie podarunki bowiem od dawna miały miejsce w ,,państwach,, ,gdzie każdemu dawano ,,wedle jego zasług,, ,a więc zgodnie z tym, na ile sobie zasłużył, czego się dosłużył), lecz woła: Proszę bardzo, bierz, co chcesz! Tym samym wypowiedziana zostaje wojna wszystkich ze wszystkimi. Ja sam decyduję o o tym, co chcę mieć.


Z więzów miłości uwolnię się dopiero wtedy, gdy ani od jednostek, ani od ogółu nie będę oczekiwał tego, co Sam mogę Sobie dać.


Dopiero wówczas motłoch przestaje być motłochem, kiedy bierze. Wyłącznie strach przed braniem i należną za to karą czyni zeń motłoch; jedynie zasada, iż branie jest grzechem, przestępstwem, rodzi motłoch, a fakt, iż pozostaje on tym, czym jest, jest zarówno jego winą - gdyż sam przestrzega owej zasady - jak i w szczególności tych, którzy ,,samolubnie,, (tutaj zwracam im ich ulubione słowo) żądają, by ją respektowano. Słowem: całą winę ponosi brak świadomości owej ,,nowej mądrości,, ,stara świadomość grzechu. Jeśli dojdzie do tego, że ludzie stracą poszanowanie dla własności, to własność będzie miał każdy. Podobnie niewolnicy staną się wolnymi ludźmi, gdy przestaną uważać swego pana za pana.
 
 
 
  

Lecz odtąd Wszystko należy do Mnie; Ja jestem właścicielem Wszystkiego, czego potrzebuję, i czym mogę zawładnąć. Jeśli socjalista mówi: społeczeństwo daje Mi to, czego Mi potrzeba, to egoista oznajmia: biorę Sobie to, co chcę, Komuniści postępują jak dziady, egoista - jak właściciel.


Zatem własność nie powinna i nie może być zniesiona; należy ją raczej wyrwać z rąk upiora i uczynić moją własnością. Położy to kres błędnemu mniemaniu, jakobym nie mógł mieć prawa do wszystkiego, czego potrzebuję. ,,A czegóż to człowiekowi nie potrzeba!,, Kto dużo chce i potrafi to zdobyć, ten zawsze postawi na swoim, jak Napoleon - podbijając kontynent, a Francuzi - Algier. Toteż chodzi właśnie o to, aby potulny motłoch nauczył się sięgać po to, czego mu trzeba. Jeśli Waszym zdaniem posunie się za daleko, no, to brońcie się! Nie musicie go niczym dobrowolnie obdarowywać, a gdy się pozna, czy też raczej, gdy kto z motłochu pozna sam siebie, ten wyzbędzie się prostactwa i podziękuje Wam za waszą jałmużnę. Lecz cóż za niedorzeczność! Gdy odrzuca wasze dobrodziejstwo, bo może zadbać o siebie, to uznajecie go za ,,grzesznika i przestępce,,. Wasze darowizny oszukują go i mamią.








Niestety, kwestii własności nie da się tak ugodowo rozstrzygnąć, jak marzy się socjalistom, a nawet i komunistom. Rozwiązuje się ją wyłącznie przez wojnę Wszystkich przeciwko Wszystkim. Ubodzy staną się wolni, staną się właścicielami dopiero wówczas, kiedy zbuntują się i podźwigną, gdy powstaną . Nawet gdybyście obdarowali ich sowicie, oni wciąż będą chcieli więcej; pragną bowiem jedynie, by wreszcie przestano ich obdarowywać. Można by zapytać: co stanie się, gdy biedni nabiorą odwagi? Jakim sposobem ma dojść do ugody? Równie dobrze można by wymagać, bym ułożył horoskop dla dziecka; łatwo da się przewidzieć, co zrobi niewolnik, gdy tylko zerwie kajdany.


A więc konkurujcie i prześcigajcie się do woli, mnie, Państwo, nic to nie obchodzi! Względem siebie jesteście równi w owym współzawodnictwie, jesteście konkurentami - oto wasza społeczna pozycja. Lecz przede mną, Państwem, jesteście jedynie ,,zwykłymi indywiduami,,
 
 
 Zatem czy ,,wolna konkurencja,, jest faktycznie ,,wolna,,? [...] Skoro nie można z fabrykantem, będę konkurował z profesorem prawa; ten facet to osioł, a Ja, po stokroć od niego mądrzejszy, odbiorę mu jego słuchaczy. ,,A studiowałeś, masz dyplom, kolego?,, - Nie, ale co to ma do rzeczy? Doskonale wiem, co jest potrzebne w tym fachu. - ,,Przykro Mi, lecz tutaj nie ma <<wolnej>> konkurencji. Nie mam nic przeciwko twojej osobie, ale brak Ci kapitału, dyplomu doktora. A tego dyplomu wymagam ja - państwo. Najpierw mnie ładnie o niego poproś, a potem zobaczymy, co się da zrobić.,, Więc to jest ,,wolność,, konkurencji! Dopiero państwo - mój pan - może Mnie do niej dopuścić.


,,człowiek musi mieć tyle, ile mu potrzeba,,. Czyż zadowoli się tym mój egoizm? Potrzeby ,,Człowieka,, w żadnym razie nie mogą służyć jako miara dla Mnie i moich potrzeb, Ja bowiem mogę potrzebować mniej lub więcej. Muszę raczej mieć tyle, ile potrafię Sobie przywłaszczyć.


Twoja praca jest twym majątkiem! Jesteś panem czy też posiadaczem tylko tego, co wypracowane, a nie odziedziczone. [...] A więc twój majątek to to, co możesz! Jeśli możesz tysiącom sprawić radość, to tysiące zapłacą Ci za nią honorarium; ponieważ byłoby w twej mocy tego zaprzestać, to będą musiały twój czyn nabyć. Jeśli nie uda Ci się zjednać nikogo, to równie dobrze możesz umrzeć z głodu. Czyż zatem Ja, Przemożny, nie mam mieć żadnej przewagi nad mniej możnym? Wszyscy żyjemy w dobrobycie. Czyż nie miałbym brać, co tylko mogę, zamiast czekać, ile Mi przypadnie w równym udziale?

 
Skąd brać pieniądze - tę obiegową i kursującą własność? Wiedz bowiem, że ile masz pieniędzy , tyle masz siły, ponieważ to ile znaczysz, zależy od tego, jakie Sobie nadasz znaczenie.


Weitling wymyślił nowy środek płatniczy - pracę; prawdziwym środkiem płatniczym jednakże pozostaje jak zwykle możność. Płacisz tym, co masz ,,w swej mocy,,, Dlatego myśl o poszerzaniu swej możności! Gdy tylko przyjmie się ten pogląd, znowu zaraz pojawia się hasło: ,,Każdemu według jego możności!,, Któż ma Mi dawać według mojej możności? Społeczeństwo? Wtedy musiałbym się zgodzić na jego ocenę. Raczej będę brał dla Siebie tyle, ile mogę.


,,Wszystko należy do Wszystkich,,! Owo stwierdzenie wywodzi się z tej samej pustej teorii. Każdemu należy się jedynie tyle, na ile go stać. Jeśli mówię: do Mnie należy świat - to jest to również czcza gadanina, chyba że nie respektuję żadnej obcej własności. Do mnie należy wyłącznie tyle, na ile Mnie stać, ile mam w swej mocy. Nie jesteśmy godni mieć tego, co pozwalamy Sobie wskutek słabości odebrać; nie jesteśmy tego warci, gdyż Nas na to nie stać.


Podnosi się gwałtowną wrzawę nad ,,tysiącletnim bezprawiem,, ,którego dopuszczali się bogaci wobec biednych. Jakże można obwiniać bogatych za nędze, nie obwiniając jednocześnie biednych za bogactwo! Czyż istnieje pomiędzy nimi jakaś inna różnica niż ta pomiędzy możnością a niemożnością, możnymi a niemożnymi? Na czym polega więc zbrodnia bogatych? ,,Na ich bezduszności,,. Lecz któż tymczasem dbał o ubogich? Kto troszczył się o ich wyżywienie, gdy nie mogli już dłużej pracować? Kto rozdawał jałmużnę, ową jałmużnę, która nawet swą nazwę wywodzi od miłosierdzia?


Czyż bogaci nie byli zawsze ,,miłosierni,, i ,,szczodrzy,, ,o czym świadczą podatki na ubogich, przytułki i wszelkiego rodzaju fundacje? Ale wam to wszystko nie wystarcza! Zatem czyż mają się również dzielić z biednymi? Tutaj żądacie, by położyli kres biedzie. Pomijając fakt, że prawie nikt z Was by tego nie zrobił, kto zaś zrobiłby - byłby głupcem, to zapytajcie samych Siebie: dlaczego bogaci mają ponieść stratę i Siebie zgubić, skoro wyszłoby to na korzyść wyłącznie biedakom? Ty, który codziennie masz swego talara, jesteś bogaty wobec tysięcy, które muszą wyżyć z czterech groszy. Czy dzielenie się z tysiącami leży w twoim czy ich interesie?


Konkurencja nie tyle stawia sobie za cel, by towar był najlepszej jakości, lecz żeby przynosił jak największy zysk. Tak więc studiuje się dla urzędu (nauka dla kawałka chleba), uczy się płaszczenia, pochlebstw i ,,znajomości interesu,, ,nabiera się rutyny i pracuje ,,dla pozoru,,. Tymczasem, gdy pozornie chodzi o ,,dobry efekt,, ,to naprawdę dba się tylko o to, by ,,interes szedł dobrze,, ,by dobrze zarobić. Pozornie wykonuje się daną rzecz dla niej samej, a w rzeczywistości - dla zysku, jaki przyniesie. Wprawdzie nikt nie jest chętny, by być cenzorem (urzędnikiem), lecz każdy marzy o awansie; chciałoby się kierować najszlachetniejszymi pobudkami i wedle nich zarządzać, itd., drży się jednakże przed przeniesieniem, a nawet zwolnieniem, bo przecież trzeba jakoś żyć.


Toteż nasz byt sprowadza się do walki o drogie życie; jest stopniowym pięciem się w górę po większy lub mniejszy ,,dobrobyt,,. Większości jednakże ich trud i troski nie przyniosą wszak nic poza ,,gorzkim życiem,, i ,,gorzką nędzą,,; stąd też i gorzka powaga!


Nieustanne starania nie pozwalają nam wytchnąć i używać w spokoju: nie zadowala Nas to, co posiadamy. Organizacja pracy dotyczy tylko tych czynności, które inni mogą za Nas wykonać, np. ubój, uprawa roli, itd. Reszta ma charakter egoistyczny, ponieważ np. nikt nie potrafi za Ciebie skomponować twoich utworów, sporządzić twoich szkiców, itd. - nikt nie jest w stanie stworzyć dzieł Rafaela [Santi]. Te ostatnie są bowiem dziełami jednostki i tylko ona może je wykonać, podczas gdy te pierwsze zasłużyły na miano ,,ludzkich,, ,jako że to, co własne, nie odgrywa w nich większej roli, i prawie ,,każdego człowieka,, można do tego przyuczyć. Skoro społeczeństwo przywiązuje taką uwagę jedynie do prac powszechnie użytecznych czy też ludzkich, więc tego, kto dokonuje czegoś jedynego [w swoim rodzaju], pozbawia ono swej opieki, a nawet może mu przeszkodzić swoją interwencją. Jedyny wprawdzie wydobywa się ze społeczeństwa, lecz to nie ono wydaje na świat Jedynego.
 

To nie pieniądz wyrządza Wam krzywdę, lecz wasza niemożność zdobycia go. Pozwólcie działać waszej możności, weźcie się w garść, a nie zabraknie pieniędzy, waszych pieniędzy w waszej monecie. Ale ,,pozwolić działać waszej możności,, nie znaczy wcale pracować. Ci, którzy tylko ,,szukają pracy,, i ,,chcą sumiennie pracować,, ,sami szykują sobie nieuchronne bezrobocie.


Jeśli Ja sam nie troszczę się o moją sprawę, to muszę się zadowolić tym, na co Drugi raczy Mi zezwolić.


Tyle, ile każdy potrafi sobie z świata wziąć, tyle może nazwać Swoim. Jednakże prawdziwy Człowiek, państwo, ludzkie społeczeństwo czy też ludzkość pilnują, by każdy mógł nazwać Swoim tylko to, co przywłaszczył sobie jako człowiek, tzn. po ludzku. Nie ma zezwolenia na nieludzkie przywłaszczenie, gdyż jest ono ,,przestępstwem,,; z drugiej strony natomiast, ludzkie przywłaszczenie jest ,,prawem,, ,jest nabyte ,,na drodze prawa,,


Lecz mojej własności nie stanowi żadna rzecz, ta bowiem istnieje niezależnie ode Mnie; moją własną jest wyłącznie ma siła. Nie drzewo jest moje, ale moja nad nim władza, czy też moje nim rozporządzanie.


Człowiek prawy, Sprawiedliwy, nie pragnie nazywać swym własnym niczego, czego nie posiada ,,legalnie,, ,do czego nie ma prawa, a więc co nie jest jego prawowitą własnością. Któż zatem ma być sędzią i przyznać mu jego prawo? [...] W naszych czasach zaś jest wielu sędziów, których sobie wybrano, sędziów przeciwstawionych w dwóch śmiertelnie wrogich sobie osobach, a mianowicie w Bogu i Człowieku. Jedni powołują się na boskie, drudzy na ludzkie prawo czy też prawo Człowieka. Tak więc jest jasne, że w obydwu przypadkach jednostka sama nie nadaje sobie praw.


Znajdźcie Mi dzisiaj takie postępowanie, które by nie było naruszeniem prawa! Co chwila jedni depczą prawa człowieka, podczas gdy drudzy nie mogą otworzyć ust, by nie bluźnić przeciwko boskiemu prawu. Dając jałmużnę kpicie z praw człowieka, gdyż stosunek pomiędzy żebrakiem a dobroczyńcą jest nieludzki; wątpiąc - grzeszycie z kolei przeciwko boskiemu prawu. Jeśli zadawalacie się suchym chlebem, to waszą rezygnacją gwałcicie prawa człowieka; jeśli nie zadawala Was suchy chleb, to przez waszą niechęć uwłaszacie boskiemu prawu. Nie ma wśród Was nikogo, kto w każdej chwili nie popełniałby przestępstwa: wasza mowa jest przestępstwem i każde ograniczenie waszej wolności słowa jest nie mniejszą zbrodnią - wszyscy jesteście przestępcami!


Nienaruszalna, święta własność wyrosła właśnie na takim gruncie: stała się pojęciem prawa. Gdy pies widzi, że kość znajduje się we władzy innego psa, to rezygnuje z niej tylko wtedy, kiedy czuje, iż jest słabszy. Człowiek jednakże szanuje prawo Drugiego do jego kości. Zatem jedno uchodzi za ludzkie, drugie zaś za dzikie czy też ,,egoistyczne,,. I tak jak tutaj, wszędzie określa się mianem ,,ludzkiego,, wszystko to, w czym widzi się coś duchowego (tutaj np. prawo), tzn. wszystko zamienia się w widmo i traktuje je jak upiora, którego wprawdzie można przepędzić, gdy się ukaże, lecz nie uśmiercić. Ludzkie jest to, co jednostka uważa nie za jednostkowe, lecz powszechne.


Jest zatem rzeczą konieczną, abym już do niczego nie rościł Sobie pretensji jako Człowiek, lecz do wszystkiego jako Ja, konkretnie Ja; przeto nie do tego, co jest Człowieka, lecz do tego, co Moje, tj. nie do tego, co należy Mi się jako człowiekowi, ale - do tego, czego Ja chcę i ponieważ tego chcę.


Prawowita bądź prawna własność Innego będzie nią wówczas, gdy Tobie będzie odpowiadać, by była jego własnością. Gdy zaś przestanie Ci to odpowiadać, to straci tym samym dla Ciebie moc prawną, a Ty wyśmiejesz absolutne do niej prawo.


Nasz głęboki szacunek ma wzbudzać jeszcze inna własność, przeciwko której tym bardziej ,,nie powinniśmy grzeszyć,, - są to dobra duchowe, ,,świętość duszy,,. Z tego, co jakiś człowiek uważa za świętość, nie wolno nikomu szydzić, gdyż - choćby była fałszywa, a tego, kto w nią wierzy i jest do niej przywiązany, próbowałbyś gorliwie, ,,z miłością i taktem,, ,przekonać do prawdziwej świętości - to przecież sama świętość zawsze istnieje po to, by ją czcić. Człowiek, który błądzi, wierzy przecież w świętość, nawet jeśli nie jest ona tą właściwą, dlatego też należy przynajmniej uszanować jego wiarę w tę świętość.


W zachwycie nad ,,wreszcie odnalezionym Człowiekiem,, nie słyszymy bolesnego wołania jaźni, a to spoufalone widmo uznajemy za nasze prawdziwe Ja.[...] Właśnie dlatego, że uznajesz coś za święte, stajesz się przedmiotem moich drwin, i chociaż w Tobie szanowałbym wszystko, to z pewnością nie twą świętość. Przy tak przeciwstawnych poglądach należy również przyjąć przeciwstawne podejście do dóbr duchowych: egoista je znieważa, wierzący (tzn. każdy, kto swoją ,,istotę,, stawia ponad sobą) musi ich konsekwentnie bronić. Ale to które duchowe dobra należy chronić, a które nie, zależy od wyobrażenia, jakie się ma o ,,najwyższej istocie,,; i tak np. bogobojny ma ich więcej do ochrony aniżeli człowiekobojny.


Jak długo wymaga się respektu dla istoty duchowej, tak długo słowo i prasa muszą w imię tej istoty zostać ujarzmione, gdyż egoista mógłby swymi wypowiedziami dopuścić się wobec niej ,,wykroczenia,,. Należy mu w tym przeszkodzić przynajmniej przez zastosowanie ,,należnej kary,, ,jeśli nie chce się przedsięwziąć przeciw niemu stosowniejszych środków, zapobiegawczego przymusu policyjnego, np. cenzury. Cóż za tęsknota za wolnością prasy! Zatem od czego prasa ma być wolna? Wszak od zależności, przynależności, służebności! A uwolnienie się od tego jest właśnie sprawą każdego, i można z pewnością przyjąć, że kiedy Ty się uwolnisz od służebności, to także i to, co tworzysz i piszesz, stanie się twoim własnym, zamiast służyć jakiejś innej mocy. [...] Przez prawo prasowe zakreślam czy też pozwalam zakreślić granice moich publikacji. przekroczenie których oznacza bezprawie i karę. To Ja sam ograniczam Siebie.
 
 
Skoro mój naród może się obejść bez wolności prasy, to Ja sam szukam dla Siebie wybiegu czy też siły, by drukować - pozwolenia na druk udzielam sam Sobie - udziela Mi go moja własna Moc.


Prasa staje się moją własnością od chwili, gdy nic Mnie już więcej nie obchodzi, poza Mną samym: od tego momentu przestaje istnieć państwo, Kościół, naród, społeczeństwo i im podobne, zawdzięczały one bowiem swój byt jedynie owej pogardzie, którą żywiłem do Siebie. Gdy przestaję lekceważyć samego Siebie, one obracają się w nicość; istnieją wyłącznie wtedy, gdy są nade Mną, istnieją jako Siły i Silni. Ale czy możecie sobie wyobrazić państwo, którego obywatele - wszyscy bez wyjątku - nic sobie z niego nie robią? Z pewnością byłoby taką samą mrzonką i iluzją jak <<zjednoczone Niemcy>.


Prasa stanie się moją własną, gdy Ja sam stanę się mój własny, gdy stanę się właścicielem: świat należy do egoisty, jako że nie podlega on żadnej sile tego świata.


Prasa staje się moja, kiedy nie uznaję już żadnego sędziego poza Sobą odnośnie do tego, jak z niej korzystać, tzn., gdy tego, co piszę, nie dyktuje Mi już moralność, religia, czy poszanowanie prawa państwowego, lecz jedynie Ja sam i mój egoizm!


Dla uregulowania stosunków międzyludzkich wśród tych, co żyją religijnie, ustanowiono wyraźną zasadę o której przestrzeganiu można wprawdzie - grzesząc - czasami zapomnieć, ale której absolutnej wartości nikt jeszcze nigdy nie śmiał podważać: jest to zasada miłości, której nie są jeszcze niewierni ci, co pozornie z nią walczą i którzy nienawidzą jej imienia; oni bowiem także mają swego ukochanego, a nawet kochają goręcej i szczerzej, kochają ,,Człowieka i Ludzkość,,. Jeśli sprecyzujemy sens owej zasady, to zabrzmi ona być może następująco: każdy człowiek musi mieć Coś, co go obchodzi bardziej niż on sam. Musisz zepchnąć na dalszy plan ,,prywatny interes,, ,gdy tylko idzie o dobro innych, dobro ojczyzny, społeczeństwa, ogółu, ludzkości, sprawę dobra, itd.! Ojczyzna, społeczeństwo, ludzkość, itd., muszą Cię obchodzić i gdy chodzi o ich interes, swoje ,,prywatne sprawy,, musisz odsunąć na dalszy plan, bo - nie wolno Ci być egoistą! Miłość to daleko idące żądanie religijne, które nie ogranicza się bynajmniej do umiłowania Boga i ludzi, lecz ma pierwszeństwo pod każdym względem. Cokolwiek czynimy, o czymkolwiek myślimy, czegokolwiek chcemy, zawsze podstawą tego ma być miłość. Możemy wprawdzie osądzać, ale wyłącznie ,,kierowani miłością,,.


Prawdą jest, iż ,,kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg w nim,,(1 J,4, 16). Bóg będzie w nim trwał, on się go nie pozbędzie, nie stanie się bezbożny i trwać będzie w Bogu, nie osiągnie siebie i w swym własnym świecie żyje miłością do Boga - zniewolony przez miłość.


Bóg zmaga się z diabłem, a filozof - z głupotą i przypadkiem. Bóg nie pozwala żadnej istocie iść swoją własną drogą, a i Człowiek chce, byśmy postępowali wyłącznie po ludzku.
 
 
Czyż nie mam brać żywego udziału w życiu drugiego człowieka? Czy jego zadowolenie i dobro nie mają Mi leżeć na sercu? Czyż przyjemność, którą mu sprawiam, nie ma być ważniejsza niż me własne przyjemności? Wręcz przeciwnie, z radością dostarczę mu niezliczonych przyjemności, i niejednej rzeczy mogę sobie odmówić, by jemu sprawić jeszcze większą radość a to, co dla Mnie - poza nim - najdroższe, dla niego narażę na szwank: me życie, mój dobrobyt, moją wolność. Co więcej, rozkoszować się jego szczęściem i radością jest dla Mnie radością i szczęściem. Lecz Siebie, Siebie samego jednak nie poświęcę i pozostając egoistą - będę się nim cieszył. To, że oddaję mu Wszystko, co zachowałbym dla Siebie, gdybym go nie kochał, jest czymś prostszym i powszechniejszym, aniżeli się wydaje, gdyż dowodzi jedynie, że ta namiętność we Mnie jest silniejsza niż wszystkie inne. Namiętności, by ofiarować wszystko innym, uczy również chrześcijaństwo. Poświęcając jednej namiętności wszystkie inne, nie ofiaruję jej jeszcze samego Siebie, i nie oddaję nic z tego, dzięki czemu jestem naprawdę Sobą; nie poświęcam swej właściwej wartości, własnej Swojości. Bo gdybym tak uczynił, to z miłością nie byłoby inaczej niż z każdą inną namiętnością, której ślepo słucham.


Również i Ja kocham ludzi, nie tylko jednostki, lecz każdego. Kocham ich będąc świadom mego egoizmu; kocham, gdyż miłość Mnie uszczęśliwia, gdyż kochać to rzecz naturalna; kocham, bo tak Mi się podoba. Jednak ,,nakazu miłości,, nie uznaję.


Kochacie Człowieka, więc katujecie jednostkę, egoistę; wasza miłość do Człowieka sprowadza się do dręczenia ludzi. Gdy widzę, jak cierpi mój ukochany, to cierpię wraz z nim i nie zaznam spokoju, dopóki nie znajdę sposobu, by go pocieszyć i rozweselić; gdy widzę go radosnego, to również cieszę się jego radością. Nie oznacza to jednak, że to samo, co jemu, także i Mnie sprawia cierpienie i radość, ta jak dowodzi tego każdy cielesny ból, którego nie odczuwamy w ten sam sposób: jego boli ząb, Mnie zaś jego ból. ponieważ jednak to Ja nie mogę znieść zmarszczek troski na ukochanym czole, toteż - dla własnego dobra - wygładzam je pocałunkami. Gdybym nie kochał tego człowieka, to mógłby się cały pomarszczyć, a Mnie by to nie obeszło - Ja odpędzam tylko swoje troski.


Jak więc ktokolwiek czy cokolwiek, obce memu sercu, ma mieć prawo do mojej miłości? Co jest ważniejsze: moja miłość czy jego d niej prawo? Rodzice, krewni, ojczyzna, naród, miasto rodzinne, itd., w końcu w ogóle bliźni (,,bracia,braterstwo,,) utrzymują, że mają prawo do mojej miłości, której bezwzględnie żądają. Traktują ją jak swą własność, a Mnie - gdy się sprzeciwię - mają za rabusia, który pozbawia ich tego, co im się należy, co jest Ich. Ja winienem kochać. A skoro miłość jest nakazem i prawem, to Mnie, bym kochał, naucza się i ćwiczy; gdy przeciw niej wykroczę - czeka Mnie kara. Toteż wywiera się na Mnie możliwie silny ,,moralny wpływ,, ,by nakłonić Mnie do miłości. A niewątpliwie można ludzi do miłości przekonać i skusić, tak jak do innych namiętności, np. do nienawiści.


Miłość jednakże nie jest żadnym nakazem; jak każde moje uczucie jest moją własnością. Zdobądźcie ją, tzn., kupcie moją własność, a wówczas ją Wam odstąpię. A takich jak Kościół, naród, ojczyzna, rodzina, itd., którzy nie potrafią pozyskać dla siebie mej miłości, kochać nie muszę i ustalam jej cenę całkowicie według własnego uznania.


Miłość samolubna daleka jest od bezinteresownej, mistycznej, romantycznej. Kochać można właściwie wszystko, nie tylko ludzi, lecz każdą ,,rzecz,, (wino, ojczyznę, itd.). Miłość staje się ślepa i szalona, gdy jako przymus odbiera Mi mą siłę; romantyczna - gdy staje się powinnością,tzn gdy ,,obiekt,, przemienia się w świętość, czy też gdy Ja wiąże się z nim zobowiązaniem, sumieniem i przysięgą, Wtedy ów obiekt nie istnieje dłużej dla Mnie, lecz Ja dla niego.


Miłość religijna mianowicie polega na nakazie, by w ukochanym kochać ,,świętość,, ,by być przywiązanym do świętości. Bezinteresowna miłość potrzebuje absolutnie godnego miłości obiektu, dla którego ma bić moje serce, np. bliźnich, małżonka, krewnych, itd.


Wszelka miłość, skażona choćby najmniejszym zobowiązaniem, to miłość bezinteresowna, a rozmiary skażenia określają granice opętania. Ten, kto uważa, iż jest coś winien obiektowi swej miłości, ten kocha miłością romantyczną czy też religijną.


Miłość rodzinna, pojmowana zazwyczaj jako ,,szacunek,, ,jest np. rodzajem miłości religijnej; podobnie miłość do ojczyzny wpajana jako ,,patriotyzm,,. Cała nasza romantyczna miłość sprawdza się zawsze do jednego i tego samego: do obłudy, bądź raczej do oszukiwania samego siebie co do ,,bezinteresownej miłości,,; do zainteresowania obiektem dla samego obiektu, a nie ze względu na Mnie, a nawet wyłącznie na Mnie.


Moja miłość stanie się mą własną dopiero wtedy, gdy całkowicie wesprze ją sobkowski i egoistyczny interes, tzn., kiedy obiekt mej miłości stanie się faktycznie mym obiektem czy też mą własnością. Mej własności nic nie jestem winien i nie mam wobec niej żadnych zobowiązań, tak jak nie mam zobowiązań wobec mego oka; gdy dbam o nie jednakże z większą troskliwością, to czynię tak dla własnego dobra.

 
Nic nie jest wystarczająco wzniosłe dla egoisty, żeby się przed tym poniżał; nic nie jest na tyle samodzielne, by miał dlań żyć; nic na tyle święte - żeby się temu złożył w ofierze. Miłość egoisty wypływa z samolubstwa, pławi się w rzece samolubstwa i w nim ponownie znajduje swe ujście.


Krótko rzecz ujmując, miłość egoistyczna, tzn. moja miłość, nie jest ani święta, ani nie-święta, ani boska, ani diabelska.

 
To nie ja manifestuję się wobec świata, lecz moja miłość. Chociaż nie rządzi Mną świat, to wszak tym nieuchronniej włada Mną duch miłości. Przezwyciężyłem świat, by stać się niewolnikiem Ducha.


Chociaż powiedziałem przedtem, iż kocham świat, to teraz również dodam: nie kocham go, gdyż go niszczę, tak jak niszczę Siebie - unicestwiam go. Nie ograniczam się do Jednego uczucia względem ludzi, lecz wszystkim mym uczuciom, jeśli tylko mogę, zostawiam swobodne pole do działania. Dlaczego miałbym się bać wyrazić to otwarcie? Ależ tak, wykorzystuję świat i ludzi! Przy tym mogę się otworzyć na każde wrażenie, nie odrywając mej uwagi od Siebie samego. Mogę kochać, kochać całą duszą, pozwalając pożerającemu płomieniowi miłości palić się w mym sercu i traktując ukochanego wyłącznie jako pożywkę dla mej namiętności, którą się wciąż na nowo sycę.


Weźmy jakiś inny, podobny przykład. Widzę, jak armia upiorów straszy ludzi trzymających się ciemnych zabobonów. Czy sądzicie, iż to miłość do Was każe Mi użyć mych sił, by obezwładnić światłem dnia tę mroczną zjawę? Czyż piszę z miłości do ludzi? Nie, piszę, by dać życie mym myślom; i choćbym przewidywał, że zakłócą one wasz spokój i ciszę, że królestwo myśli da początek najkrwawszym wojnom i i zagładzie wielu pokoleń - to i tak bym je upowszechniał. Róbcie z nimi, co chcecie i potraficie - to wasza rzecz, Mnie to nie obchodzi. Być może przyniesie Wam to jedynie zmartwienie, walkę i śmierć, a tylko garstce - radość. Gdyby wasze dobro leżało Mi na sercu, to postąpiłbym jak Kościół, zakazując świeckim czytania Biblii; bądź jak chrześcijańskie władze, ustanawiając święty obowiązek ,,chronienia prostego ludu przed złymi książkami,,. Lecz tego, co myślę, nie wyrażam ani ze względu na Was, ani - na Prawdę. Nie śpiewam, bom śpiewak. A Was wykorzystuję, gdyż potrzebuję - uszu.


Gdzie świat wchodzi Mi w drogę - a wchodzi Mi w drogę wszędzie - tam go pożeram, by zaspokoić głód mego egoizmu. Nie jesteś dla Mnie niczym innym jak tylko strawą, tak jak i Ja jestem przez Ciebie spożywany i pochłaniany. Stosunek, który istnieje pomiędzy Nami, to stosunek użyteczności, pożyteczności, korzyści. Nie jesteśmy Sobie nawzajem nic winni, albowiem to, co wydaje się, iż jestem Tobie winien, co najwyżej jestem winien Sobie. Gdy się uśmiecham, by Cię rozweselić, to znaczy, iż zależy Mi na twej wesołości, mój uśmiech zaś wyraża tylko me pragnienie; do tysięcy innych ludzi, których nie zamierzam rozweselać - nie uśmiecham się wcale.

 
Ci, którzy Nas wychowują, dbają o to, by zawczasu oduczyć Nas kłamać, wpajając Nam zasadę, iż zawsze powinno się mówić tylko prawdę. Gdyby podstawą owej reguły uczyniono interesowność, to każdy bez trudu by pojął, jak łatwo - kłamiąc - stracić zaufanie, które chce się wzbudzić u innych, i że zasada: Kto raz skłamie, temu się nie wierzy, choćby mówił prawdę - okazuje się słuszna. Lecz jednocześnie byłby świadom faktu, iż mówi prawdę jedynie temu, kogo sam upoważnił, by prawdę usłyszał. Gdy szpiega przemykającego się w przebraniu przez obóz wroga zapytają, kim jest, to choć pytający mają prawo dopytywać się, jak się nazywa, on nie daje im prawa, by się dowiedzieli się odeń prawdy; powie im, co mu się podoba, lecz nie to, co chcą wiedzieć. A przecież moralność nakazuje: ,,Nie będziesz kłamał!,,. Moralność upoważnia ich do tego, by oczekiwać prawdy; Ja zaś ich do tego nie upoważniam i uznaję wyłącznie to prawo, którego sam udzielam. Gdy na zebranie rewolucjonistów wedrze się policja i pyta mówcę o jego nazwisko, to każdy wie, że policja ma do tego prawo, lecz nie ma go od rewolucjonisty, gdyż on jest jej wrogiem: podaje fałszywe nazwisko i ich okłamuje. Policja również nie jest tak głupia, by liczyć na prawdomówność swych wrogów; wręcz przeciwnie, nie daje od razu wiary, ale ,,bada,, ,jeśli tylko może, podejrzaną jednostkę. Wszak państwo na każdym kroku podchodzi do jednostek podejrzliwie, widząc w ich egoizmie swego naturalnego wroga. Zawsze i wszędzie żąda okazania ,,papierów,, ,a kto nie może się wylegitymować, ten staje się przedmiotem śledztwa. Państwo nie wierzy i nie ufa jednostce, a relacje z nią ustala na podstawie kodeksu kłamstwa: uwierzy Mi dopiero wówczas, gdy się przekona, że zeznaję prawdę, często uciekając się do przysięgi jako ostatecznego środka. Wyraźnie dowodzi to, iż państwo nie liczy na nasze umiłowanie prawdy i wiarygodność, lecz na naszą interesowność, naszą własną korzyść; ufa, iż nie będziemy chcieli poróżnić się z Bogiem poprzez krzywoprzysięstwo.

 
Usiłują wydrzeć moją tajemnicę, choć ich do tego nie upoważniłem i nie uczyniłem mymi powiernikami; chcą dowiedzieć się tego, co Ja chcę zataić. No to już, chodźcie - Wy, którzy mą wolę chcecie złamać swą wolą - i pokażcie, co potraficie. Możecie Mnie torturować, grozić Mi piekłem i wiecznym potępieniem; możecie złamać mój upór, Ja zaś złożę Wam fałszywą przysięgę, prawdy jednakże ze Mnie nie wyciągniecie, gdyż Ja chcę Was okłamać, nie dałem Wam bowiem żadnego prawa do mojej szczerości. I choćby sama Bóg, ,,który jest Prawdą,, ,miał na Mnie z góry spoglądać groźnym okiem, i gdybym - kłamiąc - nie mógł już znieść bólu, to wszakże miałbym odwagę dalej kłamać.
 
 
 Chciałeś Mnie związać, wiedz zatem, że Ja potrafię zerwać twoje pęta.


Wszystko zależy od tego, czy to Ja daję ufającemu prawo do zaufania. Gdy prześladowca mego przyjaciela spyta Mnie, gdzie ten się schronił, to na pewno skieruję go fałszywym tropem [...] By nie być fałszywym przyjacielem, zdrajcą - wybieram nieuczciwość wobec wroga. [...] Gdy nie wprowadzę wroga w błąd, to może on przypadkiem pójść właściwą drogą, a moje umiłowanie prawdy zgubiłoby przyjaciela, gdyż odebrało Mi odwagę, by skłamać.


Dla kogo Prawda jest bożkiem, świętością, ten musi się przed nią ukorzyć; nie wolno mu oprzeć się jej żądaniom, nie może się jej odważnie sprzeciwiać. [...] Dla nich Prawda jest ,,święta,, ,świętość zaś zawsze żąda ślepego oddania, uwielbienia i ofiary. Jeśli nie jesteście zuchwali, jeśli nie szydzicie ze świętości, to potulnie jej służycie. Rzuca się Wam do pułapki małe ziarenko prawdy, a Wy ochoczo się na nie rzucacie.


Nie chcecie kłamać? Więc padajcie ofiarami prawdy i stawajcie się męczennikami! Męczennikami dla jakiej sprawy? Dla Waszej? Dla Swojości? Nie, dla waszej boginii, dla Prawdy. Znacie tylko dwojaką służbę, dwa rodzaje sług: sługi prawdy i sługi kłamstwa. Służcie zatem Prawdzie w imię boże.


Słowo honoru, przysięgę, daję jedynie temu, kogo Ja do nich uprawniam. Ten, kto Mnie do tego zmusza, otrzymuje tylko wymuszone, tzn. wrogie słowo; słowo wroga, któremu nie ma się prawa ufać, wróg bowiem nie daje Nam takiego prawa.


Sądy państwowe zresztą nie uznają niezłomności przysiąg. Gdybym bowiem poprzysiągł komuś, przeciwko komu prowadzone jest śledztwo, że nie zeznam nic przeciwko niemu, to pomimo tego, iż wiąże Mnie przysięga, sąd zażądałby moich zeznań, a w razie odmowy, tak długo by Mnie więził, aż w końcu bym się zdecydował złamać przysięgę. Sąd ,,zwalnia Mnie z mojej przysięgi,, - cóż za wielkoduszność! Gdyby jakakolwiek władza miała Mnie zwolnić z przysięgi, to wszak Ja jestem najpierwszą władzą, która ma do tego prawo.


Chciwy spekulant rzuca kilka groszy do puszki żebraka i ,,spełnia dobry uczynek,,; odważny myśliciel pociesza się tym, iż przyczynia się do wspierania rodzaju ludzkiego, i że jego druzgocąca krytyka ludzkości ,,wyjdzie na dobre,, ,czy też, że ,,służy Idei,,. Ludzkość, Idea, jest dla niego owym Czymś, o którym mówi: Obchodzi Mnie to bardziej niż Ja sam.

Mogę zatem powiedzieć, iż ostatecznym motywem ich postępowania jest miłość. Nie dobrowolna, nie ich własna, lecz poddańcza, własna miłość wyższej istoty (tzn. Boga, który sam jest miłością), słowem: nie egoistyczna, ale miłość religijna, która rodzi się z błędnego mniemania, iż muszą złożyć hołd miłości, tj., iż nie wolno im być ,,egoistami,,.

Choć chcemy wyzwolić świat od wszelkiej niewoli, to przecież nie czynimy tego dla niego, ale dla Siebie. A ponieważ nie jesteśmy z zawodu zbawcami świata, ani nie czynimy tego z ,,miłości,, ,więc chcemy tylko wydrzeć go innym i Sobie przywłaszczyć. Nie ma on już być poddanym Boga (Kościoła) ani prawa (Państwa), lecz naszym własnym; dlatego próbujemy go ,,zdobyć,, , ,,zagarnąć,, ,dla Siebie, a siłę, którą przeciwko Nam zwraca, złamać i wyeliminować przez to, że wychodzimy mu naprzeciw i jak tylko stanie się nasz, zaraz mu się ,poddajemy,,. Bo skoro świat jest nasz, to już nie stosuje siły przeciw Nam, lecz tylko z Nami. Celem mego samolubstwa jest oswobodzenie świata, by stał się moją własnością.


Fakt, iż społeczeństwo, np. społeczeństwo państwa ogranicza moją wolność, niezbyt Mnie oburza. Skoro jednak muszę pozwolić, by mą wolność ograniczały wszelkie siły, każdy Silniejszy, a nawet każdy bliźni, to nawet gdybym sam miał być samowładcą wszech R[osji], nie cieszyłbym się przecież jeszcze absolutną wolnością. Swojości jednakże nie dam Sobie odebrać, a właśnie na Swojość nastaje społeczeństwo, właśnie ona ma podlegać jego władzy.

Społeczeństwo wymaga, aby ci, którzy do niego należą, nie wywyższali się i nie stawali ponad nim, lecz by trzymali się ,,granic praworządności,, ,tzn., by pozwalali sobie tylko na tyle, na ile pozwala społeczeństwo i jego prawo.

Istnieje różnica pomiędzy tym, czy społeczeństwo ogranicza moją wolność czy Swojość. Jeśli mamy do czynienia i z tym pierwszym, to jest to zrzeszanie się, ugoda, zrzeszenie; jeśli zagrożone zostaje to drugie, to społeczeństwo stanowi siłę dla siebie, siłę nade Mną, coś dla Mnie nieosiągalnego, co mogę wprawdzie podziwiać, ubóstwiać, czcić i szanować, ale nie mogę pokonać, ani pożreć. A nie mogę mianowicie dlatego, iż rezygnuję. Istnieje ono dzięki mej rezygnacji, dzięki memu samozaparciu, memu zwątpieniu zwanemu pokorą. Pokora moja wyzwala w nim śmiałość, moja uległość daje mu władzę.


Ograniczenie wolności jest wszędzie nieuchronne, ponieważ nie można się od wszystkiego uwolnić. Nie można latać niczym ptak tylko dlatego, że chce się latać, gdyż nie można się uwolnić od własnego ciężaru; nie można nieograniczenie długo żyć pod wodą jak ryba, ponieważ nie można się obyć bez powietrza, i właśnie od tej niezbędnej potrzeby uwolnić się nie można, itd. Ponieważ religia, a w szczególności chrześcijaństwo, dręczyło człowieka żądaniem, by urzeczywistniać to, co nienaturalne i absurdalne, toteż należy uznać wyłącznie za czystą konsekwencję owej religijnej ekstrawagancji i przesadny fakt, iż w końcu samą wolność, wolność absolutną, wyniesiono do rangi ideału, przez co uwidoczniła się niedorzeczność tego, co niemożliwe.


Zrzeszenie jednak nie tylko ofiaruje większy zakres wolności, lecz również może być uważane za ,,nową wolność, ,zwłaszcza dlatego, że dzięki niemu unika się wszelkiego przymusu, typowego dla życia w państwie i społeczeństwie. Wszelako pozostanie w nim jeszcze sporo niewoli i niedobrowolności, albowiem jego celem nie jest wolność, którą poświęca z kolei na rzecz Swojości - lecz sama Swojość. Na tym w dużej mierze polega różnica pomiędzy państwem a zrzeszeniem. Jedno jest antagonistą, zabójcą Swojości, drugie jej dzieckiem i współtwórcą; państwo jest Widmem, które chce być uwielbiane w duchu i w rzeczywistości; Zrzeszenie jest moim dziełem, moim płodem. Państwo jest władcą mego ducha, władcą, który wymaga wiary i ustanawia dla Mnie przykazania - artykuły wiary praworządności, wywiera moralny wpływ, rządzi mym duchem i przepędza moje własne Ja, by w jego miejsce, jako ,,me prawdziwe Ja,, umieścić siebie; słowem, państwo jest święte, i wobec Mnie, jednostki, jest ono prawdziwym Człowiekiem, Duchem, Widmem. Zrzeszenie zaś jest mym własnym dziełem, mym wytworem; nie jest świętością, duchową siłą ponad moim duchem, podobnie jak wszelkie stowarzyszenia tego rodzaju.


Jestem i pozostaję dla Siebie czymś więcej niż Państwo, Kościół, Bóg, itd. - a więc i nieskończenie więcej niż Zrzeszenie.


Owe społeczeństwo, jakie chce założyć komunizm, wydaje się najbardziej przypominać zrzeszenie. Stawia sobie mianowicie za cel ,,dobro Wszystkich,, ,Wszystkich bez wyjątku. Wygląda to rzeczywiście tak, jakby nikt przy tym nie miał zostać pominięty. Jakie zatem ma być owo dobro? Czy wszyscy nazywają dobrem jedno i to samo? Jeśli tak, to mamy do czynienia z ,,prawdziwym dobrem,,. Czy nie dochodzimy tym samym do miejsca, w którym rozpoczyna się dyktatura religii? Chrześcijaństwo naucza; nie oglądajcie się na ziemskie błahostki, lecz szukajcie swego prawdziwego dobra, stańcie się - pobożnymi chrześcijanami: bycie chrześcijaninem jest prawdziwym dobrem. Oto prawdziwe dobro ,,Wszystkich,, ,gdyż jest ono dobrem Człowieka jako takiego (Upiora).


Zatem czy dobro Wszystkich ma być również moim i twoim? Gdy Ja i Ty nie uznamy owego dobra za nasze, to czy będzie się dbać o to, w czym My nasze dobro upatrujemy? Wręcz przeciwnie, społeczeństwo wydało dekret o ,,prawdziwym dobru,, ,nazywając je np, uczciwie zapracowaną przyjemnością; lecz gdybyś wybrał rozkoszne lenistwo, przyjemność bez pracy, to społeczeństwo, które troszczy się o ,,dobro Wszystkich,, ,dopilnowałoby, by zadbać mądrze o to, co jest dobre dla Ciebie.


Komunizm proklamując dobro ogółu kładzie kres dobrobytowi tych, którzy dotąd żyli ze swego kapitału, przy czym prawdopodobnie powodziło im się lepiej aniżeli w proponowanej przez Weitlinga perspektywie ściśle przestrzeganych godzin pracy. Utrzymuje on, że gdzie w grę wchodzi dobro tysięcy, tam nie ma mowy o dobru milionów, i dlatego ci pierwsi muszą się wyrzec swego partykularnego dobra ,,dla dobra ogółu,,. Nie, niech nie żąda się od ludzi, by poświęcali swe jednostkowe dobro dla dobra ogółu, gdyż z tym chrześcijańskim żądaniem nie zajdzie się daleko; zrozumieją lepiej przeciwne wskazanie, by nie pozwolić nikomu wydrzeć sobie własnego dobra, lecz je utrwalić. Sami z własnej woli będą dążyć do tego, by jak najlepiej zatroszczyć się o swe dobro, łącząc się w tym celu z innymi, tj. ,,poświęcając część własnej wolności,, ,jednak nie dla dobra Wszystkich, ale dla siebie samych.


Jeśli wspólnota jest potrzebą człowieka i jeśli uważa on, iż wspiera go w jego zamiarach, to - jako że staje się jego zasadą - wkrótce narzuca mu swe prawa, prawa społeczeństwa. Zasada Człowieka przekształca się w suwerenną siłę ponad nim, staje się jego najwyższą istotą, jego bogiem i wreszcie - prawodawcą. Komunizm najściślej przestrzega tej zasady, a chrześcijaństwo jest religią społeczeństwa, gdyż miłość jest - jak to słusznie stwierdził Feuerbach, choć nie to miał na myśli - istotą Człowieka, tj. istotą społeczeństwa, czy też społecznego (komunistycznego) człowieka.


Wszelka religia jest kultem społeczeństwa, tej zasady, która rządzi społecznym ,,cywilizowanym,, człowiekiem. Tak więc wyłączny bóg jakiejś jednostki nie jest bogiem, lecz jest nim zawsze bóg społeczeństwa lub ogółu, czy będzie to społeczność ,,rodzinna,,(lary i penaty), ,,narodowa,, (bóg narodu) czy też ,,społeczność wszystkich ludzi,, (,,On jest ojcem wszystkich ludzi,,).


W konsekwencji, perspektywa wykorzenienia religii zaistnieje dopiero wtedy, gdy społeczeństwo i wszystko, co wynika z jego zasady, stanie się przeżytkiem. Lecz właśnie w komunizmie - jako że tam akurat wszystko ma być wspólne - zasada ta osiąga swą doskonałość w ustanowieniu ,,równości,,. Gdy ,,równość,, zostanie zdobyta, to nie zabraknie również ,,wolności,,. A czyjej wolności? Społeczeństwa! Społeczeństwo staje się tu Wszystkim, a ludzie są jedynie ,,dla-siebie-nawzajem,,. Oto jak zatriumfuje państwo miłości.
 
 
 Ja wolę jednak liczyć na interesowność niż na ,,miłosierny uczynek,, ,miłosierdzie, litość, itd. Interesowność wymaga wzajemności (jak Ty Mnie, tak Ja Tobie), nie ma tu nic ,,za darmo,, ,trzeba ją zdobywać i -kupić. A jak mam nabyć dla Siebie ów miłosierny uczynek? Wszystko zależy od tego, czy mam akurat do czynienia z ,,Życzliwym,,. Miłosierny uczynek można wyłącznie wyżebrać: przez mój godny pożałowania wygląd, przez to, iż potrzebuję pomocy, przez mą nędze i moje cierpienie. Cóż mogę mu ofiarować w zamian za jego pomoc? Nic! Muszę ją przyjąć - w darze. Na miłość nie ma ceny, czy raczej można się wprawdzie odpłacić, lecz tylko wzajemną miłością (,,przysługa za przysługę,,). Cóż za nędza, co za żebranina, corocznie przejmować datki nie mogąc się odwzajemnić, tak jak się je regularnie inkasuje.

Wyrzeknijmy się raczej całej tej obłudy związanej ze wspólnotą i uznajmy, że będąc równi jako ludzie, w istocie nie jesteśmy równi, ponieważ nie jesteśmy Ludźmi. Równi jesteśmy jedynie w pojęciach, tylko wówczas, gdy myślimy - ,,My,, ,nie tacy, jacy istniejemy rzeczywiście i naprawdę. Ja jestem Ja, i Ty jesteś Ja, lecz Ja nie jestem owym wyobrażonym Ja, to Ja bowiem, w którym wszyscy jesteśmy równi, jest tylko moim wyobrażeniem. Ja jestem człowiekiem i Ty jesteś człowiekiem, ale ,,Człowiek,, jest wyłącznie pojęciem, ogólnikiem; ani Ja, ani Ty nie jesteśmy wyrażalni, jesteśmy niewysłowieni, gdyż tylko pojęcia można wyrazić i wysłowić.


Chociaż w drzewie, zwierzęciu, nie dostrzegamy równych Sobie, to obłudnie zakładamy, że inni są Nam równi. Mnie nikt nie jest równy, bo - jak wszystkie pozostały istoty - uważam go za mą własność. Mówi się Mi natomiast, że mam być człowiekiem pośród ,,bliźnich,, że mam w nich ,,szanować,, bliźniego. Nikt nie jest godzien mego szacunku; również i bliźni, który - tak jak inne istoty - stanowi wyłącznie przedmiot, który Mnie zajmuje bądź nie, przedmiot interesujący lub nieinteresujący, użyteczny lub bezużyteczny.


W naturalnym związku - jak rodzina, plemię, naród, a nawet ludzkość - jednostki mają wartość tylko jako egzemplarze tego samego rodzaju czy gatunku; w związku duchowym - jak gmina, Kościół - jednostka jest tylko członkiem owych widm, a to, czym jesteś w obu przypadkach jako Jedyny, należy stłumić. Będąc Jedynym możesz zachować Siebie wyłącznie w Zrzeszeniu, gdyż to nie Ty jesteś jego własnością, lecz ono twoją, lub też czynisz z niego użytek.


Jako że państwu chodzi tylko o siebie - bo przecież inaczej być nie może - więc nie troszczy się ono o moje potrzeby, lecz wyłącznie o to, jakby Mnie załatwić, tj. uczynić ze Mnie jakieś inne Ja - dobrego obywatela. Państwo nakazuje ,,poprawę obyczajów,,. A czym przyciąga do siebie jednostki? Sobą, tzn. tym co należy do państwa, własnością państwa. Bezustannie zabiega o to, by Wszyscy mieli udział w jego ,,dobrach,, ,by Wszystkich obdarować ,,dobrami kultury,,: zapewnia im wychowanie, otwiera dostęp do swych placówek kulturalnych, ich przedsiębiorczość nagradza własnością, tj. lennem, itd.


Do Zrzeszenia wnosisz całą swą moc, swój majątek i podkreślasz Swą wartość; społeczeństwo wykrzystuje Ciebie wraz z twą siłą roboczą, w jednym żyjesz jak egoista, w drugim - po ludzku, tj. religijnie, jako ,,członek ciała tego władcy,,. Społeczeństwu winien jesteś to, co masz, jesteś mu zobowiązany, opętany przez ,,społeczne obowiązki,,


Zrzeszenie to tylko narzędzie czy oręż, dzięki któremu umacniasz i zwiększasz swą naturalną siłę: zrzeszenie bowiem istnieje dla Ciebie i dzięki Tobie, a społeczeństwo - przeciwnie - ma Cię na swe usługi i może się bez Ciebie obejść; słowem: społeczeństwo jest święte, Zrzeszenie - twoje własne. Społeczeństwo wykorzystuje Ciebie, Zrzeszenie zaś wykorzystujesz Ty sam.


Wracając do kwestii własności: właściciel jest Panem. Wybieram zatem: czy sam chcesz być Panem, czy ma nim być społeczeństwo? Od tego zależy, czy będziesz właścicielem czy dziadem! Egoista to właściciel, socjalista zaś - dziad.


Liberalizm chce Mi dać to, co Moje, nie pod nazwą tego, co Moje, lecz ,,tego, co ludzkie,,. Jak gdyby można to było osiągnąć pod tą maską! Prawa człowieka - ta cenna zdobycz Rewolucji - implikują, że Człowiek, który jest we Mnie, uprawnia Mnie do tego czy owego. Ja - jako jednostka - tzn. Ja jako taki, nie mam tego prawa, lecz ma je Człowiek i Mnie uprawnia. Tak więc jako człowiek mogę wprawdzie mieć prawo, ale ponieważ jestem czyś więcej niż człowiekiem - a mianowicie osobliwym człowiekiem,to może to właśnie Mnie, Osobliwemu, zostać odmówione.


Po co rzewnie dopominać się współczucia jako ofiara kradzieży, skoro jest się przecież tylko głupim , tchórzliwym dawcą prezentów? Po cóż z kolei obwiniać innych, jakoby Nas ograbili, skoro sami wszak ponosimy winę, pozostawiwszy innym ich mienie? To biedni są winni temu, że istnieją bogaci.


Celem rewolucji był nowy ład; bunt prowadzi do tego, by nie pozwolić dać sobą rządzić, by samemu się gospodarzyć, nie pokładając płonnych nadziei w żadnych ,,instytucjach,,. Bunt to nie walka z istniejącym stanem, albowiem gdy bunt się powiedzie, to istniejący stan rzeczy sam z siebie obraca się w niwecz; jest on jedynie mym wydobyciem się z istniejącego stanu rzeczy, który porzucony umiera i ulega rozkładowi. Moim celem zatem nie jest obalenie danego stanu rzeczy, ale wywyższenie się ponad niego. Moje zamiary i czyny nie mają politycznego bądź społecznego charakteru, gdyż wiążą się wyłącznie ze Mną i moją Swojością - są egoistyczne.


Jakiż jest cel mego obcowania ze światem? Chcę go używać, zdobyć, by stał się mą własnością. Nie chcę wolności i równości ludzi, chcę tylko mojej nad nimi władzy; chcę, by się stali moją własnością, bym mógł ich używać. I chociaż miałoby Mi się nie udać, gdyż Kościół i Państwo zastrzegły dla siebie władzę nad życiem i śmiercią, to również i ją nazwę- moją.


Co się tyczy ,,społecznych obowiązków,, w ogóle, to nikt nie decyduje o mym nastawieniu do innych, albowiem ani Bóg, ani ludzkość nie określają mego stosunku do człowieka, lecz Ja sam. Dobitniej można wyrazić to tak: nie mam żadnych obowiązków względem innych, a obowiązek wobec Siebie mam dopóty (np. obowiązek zachowania się przy życiu, a więc nie samobójstwo), dopóki odróżniam Siebie od Siebie (moją nieśmiertelną duszę od mego ziemskiego bytu, itd.).


Jakakolwiek siła może Mi posłużyć wyłącznie za środek, by postawić na swoim; podobnie pies myśliwski jest naszą siłą w polowaniu na zwierza, lecz zabijamy go, gdy Nas samych zaatakuje. Wszystkie siły, które Mną władają, sprowadzam więc do roli moich sług. To dzięki Mnie istnieją bożki: wystarczy, że ich nie powołam od nowa do życia, i już ich nie ma ,,Siła wyższa,, istnieje jedynie dzięki temu, że ją wywyższam Siebie poniżając.


Przeto mój stosunek do świata jest następujący: nie czynię już nic ,,dla chwały bożej,, ,nic - ,,dla chwały Człowieka,, ,lecz to, co czynię, czynię ,,dla Siebie.,, Świat zatem służy tylko memu zaspokojeniu, podczas gdy z religijnego punktu widzenia - do którego zaliczam również moralny i humanistyczny - wszystko sprowadza się do pobożnego życzenia, tzn. do zaświatów i tego, co nieosiągalne.


,,Nic na tym świecie nie jest doskonałe,,. Tym pustym stwierdzeniem Dobrzy odcinają się od świata i w swych celkach szukają ucieczki w Bogu bądź w swej dumnej ,,samowiedzy,,. My zaś pozostajemy w tym ,,niedoskonałym,, świecie, gdyż może się Nam przydać do naszego samoużywania.


Moje obcowanie ze światem polega na tym, że go używam, a więc wykorzystuję do rozkoszowania się samym sobą. Moje obcowanie jest używaniem świata i polega na samoużywaniu.


3. Moje samoużywanie (384)


A jak korzysta się z życia? Spalając je jak świecę; używamy życia, a zatem siebie, żywych, trawiąc je i siebie zarazem. Używanie życia polega na zużywaniu życia.


Dążenie do owego Ja, jego osiągnięcie i zrealizowanie stanowi trudne zadanie śmiertelników, którzy umierają jedynie po to, by zmartwychwstać, żyją, by umrzeć - by odnaleźć prawdziwe życie.


Dopiero wtedy, kiedy jestem pewny samego Siebie i już dłużej Siebie nie szukam, faktycznie staję się moją własnością: mam Siebie, toteż używam i rozkoszuję się Sobą. Przenigdy natomiast nie mógłbym się Sobą cieszyć, gdybym uważał, iż mam dopiero odnaleźć me prawdziwe Ja, i miałoby dojść do tego, że nie Ja, lecz Chrystus żyłby we Mnie, bądź jakieś inne duchowe, tj. upiorne Ja, np. prawdziwy Człowiek, Istota Człowieka, itd.


Cóż innego miałoby być ideałem jak nie poszukiwanie, zawsze odległe Ja? Szukasz samego siebie, więc siebie jeszcze nie masz; wzdychasz do tego, czym winieneś być, a zatem wciąż tym nie jesteś. Od stuleci żyjesz tęsknotą, nadzieją. Jakże inaczej żyje się rozkoszą!


Wszędzie tęsknota, nadzieja i nic więcej. Dla Mnie to tylko romantyka.


Jeśli w przypadku ludzi religijnych - którzy wierzą w życie pozagrobowe a doczesne uważają li tylko za przygotowanie do tegoż - widać dość wyraźnie, że swój ziemski byt oddają jedynie w służbę upragnionemu, niebiańskiemu bytowi, to wszakże poważnym błędem byłoby uważać, że najbardziej światli i wykształceni ludzie składają mniejszą ofiarę. Przecież ,,prawdziwe życie,, ma o wiele głębszy sens, niż jest to w stanie oddać życie ,,niebiańskie,,. Czyż owo prawdziwe życie nie jest przypadkiem życiem ,,ludzkim,, , ,,prawdziwie ludzki,, - że posłużymy się owym liberalnym pojęciem? Jestże ono, z gruntu, udziałem Każdego, czy też, aby je osiągnąć, należy się zdrowo natrudzić? Czy jest to już obecne życie, czy też przyszłe, które trzeba wywalczyć, które przypadnie w udziale dopiero wówczas, gdy ,,nie będzie się już splamionym egoizmem,,? Życie - zgodnie z tym poglądem - służy wyłącznie do tego, by je zdobywać; żyje się tylko po to, by ożywiać w sobie istotę Człowieka - żyje się dla tej Istoty. Toteż mamy swe życie jedynie po to, by dzięki niemu żyć ,,prawdziwie,, ,oczyszczeni z wszelkiego egoizmu. Boimy się do woli używać życia: ma ono służyć wyłącznie ,,słusznej sprawie,,. Krótko mówiąc: ma się swe życiowe powołanie, życiowe zadanie, by życiem swym Coś urzeczywistniać i tworzyć; Coś - czemu służy ono tylko za środek i narzędzie; Coś - co jest warte więcej niż samo życie, czemu jest się winnym życie. Ma się boga, który żąda żywej ofiary. Choć z czasem znikły barbarzyńskie rytuały składania ofiar z ludzi, to sama ludzka ofiara pozostała; co chwila przestępcy padają ofiarą prawa, a My ,,biedni grzesznicy,, ,sami składamy się w ofierze na ołtarzu ,,Ludzkiej Istoty,, , ,,Idei Człowieczeństwa,, , ,,Ludzkości,, i jakkolwiek by jeszcze zwać te bogi i bożki.

 
A ponieważ jesteśmy owemu Czemuś winni nasze życie, toteż- co za tym idzie- nie mamy prawa go sobie odebrać. Konserwatywna tendencja chrześcijaństwa nie pozwala myśleć o śmierci inaczej, jak tylko w sposób, który pozbawia ją jej ościenia (,,Gdzież jest, o śmierci, twój oścień? Ościeniem zaś śmierci jest grzech, a siłą grzechu Prawo,, ,1 Kor, 15, 57), nakazując przy tym dalej żyć przykładnie i zachować się przy życiu. Chrześcijanin toleruje wszystko i może wszystko znosić cierpliwie, jeśli tylko on - ten arcyżyd - będzie mógł się przeszmuglować przemycić do nieba; samego siebie zabić mu nie wolno, może jedynie żyć i pracować nad ,,przygotowaniem przyszłego miejsca,,.


Moralny służy jakiejś sprawie bądź idei, czyni siebie narzędziem idei dobra, niczym Pobożny, poczytujący sobie za chwałę, że jest narzędziem i naczyniem Pana. Moralność nakazuje, by oczekiwać śmierci jako tego, co dobre; oddać się jej samemu jest niemoralne i złe - samobójstwo nie znajduje żadnego usprawiedliwienia przed trybunałem moralności. Zakazuje go człowiek religijny, gdyż ,,Tyś sam Sobie życia nie dał, lecz Bóg, który jako jedyny może Ci je znowu odebrać,, (jak gdyby - zgodnie z tym poglądem - Bóg Mi życia nie zabierał, lecz Siebie zabiję, czy też gdy powali Mnie dachówka bądź kula wroga: to wszak on obudziły we Mnie samobójcze myśli!). Również i moralny zakazuje samobójstwa, gdyż jestem winien swe życie ojczyźnie, itd., ,,albowiem nie wiem, czy me życie na coś dobrego się jeszcze nie zda,,.


Skoro jednak jesteśmy winni zachowanie naszego życia owej istocie, którą w nas samych mamy ożywiać, to mamy również obowiązek kształtować nasze życie wedle jej miary, nie zaś według własnego uznania. Wszelkie me odczucia, myśli i pragnienia, wszystkie me czyny i wysiłki należą do niej. [...] Wszyscy natomiast utrzymują, że najwyższa istota ma kierować naszym życiem. [...] Musisz posiadać ludzkie cechy; sam musisz być ludzki od stóp do głów, zarówno wewnątrz jak i na zewnątrz, człowieczeństwo jest bowiem twym powołaniem. Powołanie! Przeznaczenie! Zadanie!


Jednakże tak tępi, by nie można im było wpoić idei, są tylko nieliczni. Toteż powszechnie się utrzymuje, iż wszyscy ludzie są zdolni do tego, by wyznawać jakąś religię. W pewnym stopniu można w nich również zaszczepić jeszcze inne idee, np. rozumienie muzyki czy nawet filozofii. Tu bowiem klerykalizm wiąże się z religią, moralnością, wykształceniem, nauką, itd., a komuniści, np. dzięki swoim ,,szkołom ludowym,, ,chcą Wszystkim wszystko udostępnić, Panuje powszechna opinia, że ta ,,wielka masa,, nie da sobie rady bez religii. Komuniści idą dalej twierdząc, iż nie tylko ,,wielka masa,, ,lecz w ogóle Wszyscy są powołani do Wszystkiego. Nie dość, że wytresowano tę wielką masę do wyznawania religii, to teraz każe się jej jeszcze zajmować ,,tym wszystkim, co ludzkie,,. Tresura będzie odtąd jeszcze bardziej powszechna i gruntowna.


Bylibyście tacy szczęśliwi, gdybyście mogli swawolić po swojemu. A takk, biedaczyska, macie tańczyć, jak Wam zagrają bakałarze i niedźwiednicy, wykonując sztuczki, których sami dla Siebie nigdy byście nie wykonywali. Lecz Wy nie protestujecie, gdy bierze się Was za coś, czym nie jesteście. Nie, bez końca, mechanicznie powtarzacie wyuczone pytanie: ,,Do czego jestem powołany? Co winienem czynić?,,. Musicie więc tylko postawić pytanie: czy dać Sobie rozkazywać i mówić, co jest waszą powinnością i powołaniem, czy też nakazywać i rozkazywać samym Sobie zgodnie z nakazami ducha. W odniesieniu do woli oznacza to bowiem: Chcę tego, co powinienem,,.


Człowiek nie jest do niczego ,,powołany,, i nie ma żadnego ,,zadania,, czy ,,przeznaczenia,, ,podobnie jak roślina czy zwierzę. Rozwijający się kwiat nie podąża za żadnym powołaniem, ale wszystkich swych sił używa po to, by użyć świata - jak tylko potrafi - i pochłonąć go, tzn., czerpie tyle soków z ziemi, tyle tlenu z powietrza, tyle słonecznego światłą, ile potrafi wykorzystać i sobie pomieścić. Również i ptak nie kieruje się żadnym powołaniem, używając swych sił jak tylko umie: ugania się za chrabąszczami i śpiewa, ile dusza zapragnie. lecz siły kwiatu i ptaka są nikłe w porównaniu z ludzkimi; o wiele silniejszy jest człowiek, który używa swych sił, by czerpać z otoczenia jak kwiat czy zwierzę. Nie ma on powołania, lecz ma siły, które - gdzie tylko są - tam się objawiają; ich istnieje polega bowiem na ich manifestacji - bez tego nie mogłyby istnieć, podobnie jak życie przestaje być życiem, kiedy na sekundę ,,zamiera,,.


Zatem można by zawołać: Człowieku, używaj swych sił! Ów imperatyw mógłby jednak sugerować, iż zadaniem człowieka jest używać swych sił, a tak nie jest. Każdy używa swych sił, nie uważając tego za swe powołanie: każdy w każdej chwili używa tyle siły, ile w sobie ma. [...] Siły wszelako można wzmacniać i mnożyć, szczególnie przez wrogi upór czy też przyjazną pomoc, lecz gdzie nie widać ich użycia, tam też zapewne ich nie ma. Można z kamienia wykrzesać ogień, lecz bez krzesania nic się nie osiągnie; również i człowiek potrzebuje ,,impulsu,, podobnego rodzaju. Dlatego też, skoro siły zawsze działają same z siebie, nakaz ich używania byłby zbyteczny i bezsensowny. Nie jest powołaniem ani zadaniem człowieka używać swych sił, lecz ich używanie jest stałym, rzeczywistym, zachodzącym działaniem. Siłą jest tylko prostszym słowem na określenie manifestacji siły.


Zatem tak jak róża jest od razu prawdziwą różą, a słowik - prawdziwym słowikiem, tak i Ja jestem - z gruntu - ,,prawdziwym człowiekiem,, ,a nie dopiero gdy spełnię swe powołanie, dopiero gdy żyję zgodnie z moim przeznaczeniem.


Nie w przyszłości, przedmiocie westchnień, należy szukać prawdziwego czowieka, gdyż naprawdę istnieje on w teraźniejszości. Kimkolwiek i jakikolwiek jestem: pełen radości czy bólu, dzieckiem czy też starcem, ufnym czy wątpiącym we śnie czy na jawie, jestem nim, jestem - prawdziwym człowiekiem.


Wszystko, co przypisuje się idei ludzkości, w istocie należy do Mnie. Ową swobodę działania, którą ma ona dopiero osiągnąć, która umieszcza się jak urocze marzenie w przyszłym złotym wieku - Ja z góry rezerwuję dla Siebie, a tymczasem korzystam z niej niczym przemytnik.


Wszystko należy do Mnie, toteż zabieram to, czego chce się Mnie pozbawić. Ale przede wszystkim, uciekając od wszelkiej służby, zawsze zabieram Siebie; nie jest to jednakże moim powołaniem, lecz działaniem naturalnym.


Istnieje wszak wyraźna różnica, czy czynię z Siebie punkt wyjścia czy punkt docelowy. W tym drugim przypadku nie należę do Siebie i wciąż Sobie obcy jestem moją istotą, mą ,,prawdziwą istotą,, ,a ta obca Mi ,,prawdziwa istota,, będzie ze Mnie szydzić niczym widmo o tysiącu imion. Skoro zaś nie jestem jeszcze Sobą, to jakieś inne Ja jest moim Ja (Bóg, prawdziwy Człowiek, prawdziwe Pobożny, Rozumny, Wolny, itd.).


Jeszcze daleki od tego, by być Swój, dzielę się na dwie połowy, z których jedna - niedościgniona i wciąż nieosiągnięta - jest tą prawdziwą. Drugą zaś, nieprawdziwą a mianowicie nieduchową, należy złożyć w ofierze. Prawdziwa ma stanowić całego Człowieka - Ducha; wtedy mówi się: ,,Duch jest właściwą istotą Człowieka,, ,bądź też ,,tylko duchowo człowiek istnieje jako Człowiek,,. W efekcie prowadzi to do tego, że powodowani żądzą pochwycenia Ducha, wierząc, iż tym samym zdobędziemy Siebie - w tej pogoni za Sobą - tracimy z oczu to, czym jesteśmy naprawdę. I tak w szalonym pędzie za sobą samym, za tym nigdy-nie-osiągalnym pogardza się mądrą zasadą, by brać ludzi takimi, jakimi są, i bierze się ich raczej takimi, jakimi być powinni. Dlatego podszczuwa się każdego do pogoni za owym Ja, którym ja się stać i ,,dąży się, by Wszyscy posiadali równe prawa i byli jednakowo szacownymi, jednakowo moralnymi i rozumnymi ludźmi,,.

Jeszcze daleki od tego, by być Swój, dzielę się na dwie połowy, z których jedna - niedościgniona i wciąż nieosiągnięta - jest tą prawdziwą. Drugą zaś, nieprawdziwą a mianowicie nieduchową, należy złożyć w ofierze. Prawdziwa ma stanowić całego Człowieka - Ducha; wtedy mówi się: ,,Duch jest właściwą istotą Człowieka,, ,bądź też ,,tylko duchowo człowiek istnieje jako Człowiek,,. W efekcie prowadzi to do tego, że powodowani żądzą pochwycenia Ducha, wierząc, iż tym samym zdobędziemy Siebie - w tej pogoni za Sobą - tracimy z oczu to, czym jesteśmy naprawdę. I tak w szalonym pędzie za sobą samym, za tym nigdy-nie-osiągalnym pogardza się mądrą zasadą, by brać ludzi takimi, jakimi są, i bierze się ich raczej takimi, jakimi być powinni. Dlatego podszczuwa się każdego do pogoni za owym Ja, którym ja się stać i ,,dąży się, by Wszyscy posiadali równe prawa i byli jednakowo szacownymi, jednakowo moralnymi i rozumnymi ludźmi,,. Ba, ,,gdybyż ludzie mogli być tym, czym mają być; gdyby wszyscy ludzie byli rozumni i wszyscy wzajem kochali się jak bracia,, ,to byłoby to rajskie życie! Przecież ludzie są tacy, jacy mają być, jacy być mogą! A czymże innym mieliby być? Wszak również niczym innym, niż być mogą! A czym mogą być? Też niczym więcej, niż mogą, tj., jedynie tym, na co pozwala im ich możność i siła. Tym zaś są rzeczywiście, ponieważ tym, czym nie są, tym nie są w stanie być, gdyż być w stanie oznacza - być naprawdę. Nie jest się w stanie czynić czegoś, czego się naprawdę nie czyni.


Możliwość i rzeczywistość zawsze idą w parze. nie można zrobić niczego, czego się nie robi; tak jak nie robi się tego, czego zrobić nie można. Stwierdzenie że ..., itd. prawie nigdy nie znaczą nic innego, jak tylko: ,,Mogę Sobie wyobrazić, że...,itd.,,; np. jest możliwe, by wszyscy ludzie żyli rozumnie, to znaczy, mogę Sobie wyobrazić, że wszyscy oni ..., itd. Ponieważ moje myślenie nie może tego sprawić, przeto i nie sprawi, by wszyscy ludzie żyli rozumnie, należy to bowiem pozostawić im samym.


Gdyby miało to zależeć od Ciebie, to wszyscy ludzie mogliby być rozumni, Ty bowiem nie masz nic przeciw temu, a nawet - jak daleko sięgasz myślą - nie widzisz żadnych trudności w twym myśleniu zatem nic nie stoi tej sprawie na przeszkodzie: jest ona dla Ciebie do pomyślenia. Lecz jako że wszyscy nie są jednak rozumni, to i zapewne takimi być nie mogą


Jeśli nie stało się coś, o czym sądziliśmy, iż jest bardzo możliwe, to można być pewnym, że coś stanęło temu na przeszkodzie i że było to - niemożliwe. Nasza epoka posiada swą sztukę, naukę, itd. Załóżmy, że sztuka jest wyjątkowo niskich lotów; czy można powiedzieć, że zasługujemy na to, by mieć lepszą sztukę, i że ,,moglibyśmy,, ją mieć, gdybyśmy tylko chcieli? Mamy po prostu tylko taką sztukę, jaką mieć możemy, Nasza dzisiejsza sztuka, to ta obecnie jedynie możliwa i dlatego też jedynie rzeczywista.


Nawet gdybyśmy rozumienie słowa ,,możliwy,, zredukowali w końcu do słowa ,,przyszły,, ,to i tak zachowałoby ono pełną siłę ,,tego, co rzeczywiste,,. Mówi się np. ,,Możliwe, że jutro wzejdzie słońce,, ,co oznacza wyłącznie, iż dla dnia dzisiejszego jutro jest rzeczywistą przyszłością; nie trzeba bowiem wcale zaznaczać, że przyszłość jest tylko wówczas rzeczywistą ,,przyszłością,, ,kiedy jeszcze nie nadeszła.


Pojęcie to - jak zostało właśnie wykazane - rządzi opętanym światem. Dobrze, niechaj tak będzie, możliwość nie jest niczym innym, jak tylko czymś do pomyślenia, i po dziś dzień składa się niezliczone ofiary tej potwornej myślowej możliwości. Do pomyślenia było, że ludzie mogliby być rozumni; do pomyślenia, że mogli skazać Chrystusa; do pomyślenia, iż mogli całkowicie oddać się dobru i stać się moralnymi ludźmi; do pomyślenia, że nie mogli na szkodę państwa niczego zamyślać, mówić czy też czynić; do pomyślenia, iż mogli być posłusznymi poddanymi. Lecz ponieważ było to do pomyślenia, to było - jak należy wnioskować - możliwe; a ponadto, skoro było to możliwe dla ludzi (tutaj właśnie kryje się fałsz: skoro jest to dla Mnie do pomyślenia, więc jak to niby dla człowieka możliwe), to winni byli urzeczywistnić, było to ich powołaniem; i wreszcie - wyłącznie zgodnie z owym powołaniem, tylko jako powołanych należy ludzi brać - nie ,,jakimi są, lecz jakimi być powinni. A dalszy wniosek? To nie jednostka jest Człowiekiem, lecz pojęcie, ideał, do którego jednostka ma się nawet nie tak, jak dziecko do mężczyzny, ale jak punkt naznaczony kredą do wyimaginowanego, czy też jak skończone dzieło do wiecznego Stwórcy, bądź zgodnie z nowszym poglądem - jak egzemplarz do gatunku.


Jak długo panuje epoka klechów i bakałarzy, tak długo światem rządzą Myślący, a co sobie wymyślą, staje się możliwe; to zaś, co jest możliwe, należy urzeczywistniać. Wymyślili sobie ideał Człowieka, który tymczasem jest rzeczywisty wyłącznie w ich myślach; ale wyobrażają sobie również możliwość jego realizacji, a z tym już nie można się spierać; realizacja jest faktycznie do pomyślenia, jest - ideą. O mnie, o Tobie, o Nas może sobie wprawdzie jakiś Krummacher pomyśleć, że moglibyśmy jeszcze zostać dobrymi chrześcijanami, jednak gdyby chciał Nas ,,naprawiać,, ,to wkrótce dalibyśmy mu odczuć, że nasza chrześcijańskość jest wprawdzie do pomyślenia, lecz jest niemożliwa; gdyby zaś dalej naprzykrzał się Nam swymi natrętnymi myślami i ,,dobrą wiarą,, ,to musiałby się przekonać, że My wcale nie potrzebujemy być tym, czym być nie chcemy.


I trwa to dalej, choć wychodzi poza krąg najpobożniejszych i pobożnych. ,,Gdybyż wszyscy ludzie byli rozumni, gdyby wszyscy postępowali sprawiedliwie, kierowali się miłością bliźniego, itd.,, Rozum, prawo, miłość bliźniego, itd. stawia się ludziom przed oczyma jako ich powołanie i cel ich dążeń. A co to znaczy być rozumnym? Czy słuchać się samego siebie? Nie, rozum to księga pełna praw, z których każde piętnuje egoizm.


Dotychczasowe dzieje to historia tworzona przez człowieka duchowego. Po epoce zmysłowości zaczyna się historia właściwa, tzn. era duchowości, duchowieństwa, niezmysłowości, nadzmysłowości i niedorzeczności. Teraz człowiek zaczyna być jakiś i chce być jakiś. Jaki? Dobry, piękny, prawdziwy; a ściślej, moralny, pobożny, miły, itd. Chce z siebie zrobić ,,człowieka właściwego,, , ,,Kogoś,,. Człowiek staje się jego celem, powinnością, przeznaczeniem, powołaniem, zadaniem, ideałem: sam dla siebie jest czymś przyszłym, czymś nie-z-tego-świata. A cóż czyni zeń ,,porządnego gościa,,? Bycie prawdziwym, dobrym, moralnym. Patrzy zatem krzywo na każdego, kto nie uznaje tego samego ,,Czegoś,, ,kto nie hołduje tej samej moralności, nie wyznaje tej samej wiary: prześladuje zatem ,,separatystów, heretyków, sekciarzy,,, ,itd.


Żadna owca, żaden pies nie trudzi się, by być ,,prawdziwą owcą,, , ,,prawdziwym psem,,; żadnemu zwierzęciu jego istota nie wydaje się zadaniem, tj. wyobrażeniem, które miałoby realizować. Zwierze realizuje się sycąc się swym życiem, tzn., trwoniąc je i przeżywając. Nie pragnie ono być lub zostać czymś innym, aniżeli jest. Czy chcę Wam doradzić, byście byli równi zwierzętom? Doprawdy, nie mogę zachęcać Was do tego, byście stali się zwierzętami, ponieważ to znowu byłoby zadaniem, ideałem (,,W pilności może Cię prześcignąć pszczoła.,,). Byłoby to tym samym, co żądać od zwierząt, by stały się ludźmi. Wy zaś macie ludzką naturę i ludźmi jesteście, a w takim razie nie musicie się dopiero nimi stawać. Zwierzęta poddaje się ,,tresurze,, ,jednak tresowane zwierzę nie postępuje naturalnie. Tresowany pies nie jest dla siebie niczym lepszym niż zwykły pies, nie ma z tego żadnej korzyści, aczkolwiek Nam jest milszy. Tresura od dawna była w modzie, tj. dążenie, by wszystkich ludzi ,,wykształcić,, na ,,istoty,, moralne, rozumne, pobożne, ludzkie, itd. Rozbiło się ono jednakże o niepokonaną indywidualność, własną naturę i egoizm. Tresowani nigdy nie osiągają swego ideału i tylko w deklaracjach przyznają się do swych wzniosłych zasad, składając wyznanie, wyznanie wiary. Wedle niego muszą w swym życiu ,,wszyscy uważać się za grzeszników,, ,pozostając w tyle za swym ideałem, jako ,,słabi ludzie,, świadomi ,,ludzkich słabości,,.
 
 
Inaczej rzecz się ma, gdy nie pędzisz za ideałem jako twym ,,przeznaczeniem,, ,lecz trwonisz Siebie niczym czas, który wszystko niweczy. Unicestwianie zaś nie jest twym ,,przeznaczeniem,, ,gdyż jest twoją teraźniejszością.


Chociaż kultura, religijność uczyniły ludzi wolnymi, to przecież wyzwoliły ich tylko od jednego pana po to, aby zniewolił ich inny. Dzięki religii nauczyłem się poskramiać me żądze i łamać opór świata fortelem, który dała Mi do ręki nauka. Sam nie służę żadnemu człowiekowi: ,,Nie jestem niewolnikiem żadnego człowieka,,. Lecz potem przychodzi nakaz: Musisz Boga słuchać bardziej niż człowieka. Wprawdzie dzięki mym popędom jestem wolny i od tego niemądrego przeznaczenia.


Dzięki kulturze zdobyłem i mam siłę po temu, by nie dać się zniewolić mym żądzom, chuciom, uniesieniom, itd. To ja jestem ich panem. [...] Dzięki religii (kulturze) poznałem wprawdzie sposób, jak ,,zawojować świat,, ,lecz nie jak pokonać Boga i stać się jego panem, albowiem Bóg jest ,,Duchem,,. Co więcej, Duch, którego panem zostać nie potrafię, może przybierać najrozmaitsze postacie: może zwać się Bogiem czy duchem narodu, państwem, rodziną, rozumem, a także wolnością, ludzkością, Człowiekiem.


Stawiamy sobie pytanie, czym człowiek może się stać, co może osiągnąć, jakich dóbr sobie dostarczyć, a dobro najwyższe staje się naszym powołaniem. Jak gdyby nie było dla Mnie rzeczy niemożliwych!


,,Chcemy zeń zrobić Człowieka!,,. Wszystko byłoby w porządku, gdyby miejsca starego opętania nie miało zaraz zająć nowe. Uwalniamy chciwca z niewoli pieniądza, by oddać go w areszt pobożności, ludzkości czy jakiejś innej zasady, i zapewniamy mu mocniejszy punkt oparcia.


Jak długo nie jestem dla Siebie najważniejszy, to wszystko jedno wokół czego robię ,,tyle wrzawy,, ,i tylko moje większe lub mniejsze przestępstwo wobec tego czegoś ma wartość. Stopień mej zależności i oddania określa mą służebną pozycję; stopień, w jakim grzeszę, stanowi miarę mej Swojości. [...] Nie ma prawa Nas zajmować nic, czym My się nie zajmujemy: człowiek ambitny nie może uciec od swych ambitnych planów, a bogobojny - od myśli o Bogu; zaślepienie i opętanie zbiegają się tu w jedno.


Realizować swoją istotę, czy też chcieć żyć zgodnie z jej wyobrażeniem - co w przypadku ludzi wierzących w Boga oznacza tyle, co być ,,pobożnym,, ,a wierzących w ludzkość żyć ,,po ludzku,, - może postawić sobie za cel jedynie człowiek zmysłowy czy też grzeszny; dopóki przeraża go wybór pomiędzy zmysłowym szczęściem i spokojem ducha, dopóty jest ,,biednym grzesznikiem,,. Chrześcijanin to przecież tylko zmysłowy człowiek, który będąc świadom istnienia świętości i zdając sobie sprawę z tego, że ją narusza widzi w sobie biednego grzesznika: zmysłowość uświadamiana jako ,,grzeszność,, stanowi chrześcijańską świadomość, tj. chrześcijanina we własnej osobie.


Wszyscy mamy określony stosunek do przedmiotów, co więcej, każdy odnosi się do nich inaczej. Weźmy np. ową księgę, do której od dwóch tysięcy lat ustosunkowały się miliony ludzi - Biblię. Czymże jest, czymże była dla każdego? Przede wszystkim wyłącznie tym, co każdy sobie z niej robił! Kto nic sobie z niej nie robi, dla tego jest niczym; kto używa jej jako amuletu, dla tego ma ona wartość i znaczenie tylko jako narzędzie czarów; dla tego, kto bawi się nią jak dziecko, stanowi jedynie zabawkę, itd.


Chrześcijaństwo żąda, by Biblia była dla wszystkich tym samym, tzn. Świętą Księgą bądź ,,Pismem Świętym,,. Sens tego jest mniej więcej taki: pogląd chrześcijanina winien być również poglądem innych i nikt nie może ustosunkować się do niej inaczej. Tym samym wyeliminowano swojość podejścia, ustalając w zamian jako ,,prawdziwy,, , ,,jedynie prawdziwy,, Jeden sens i Jedną interpretację. Tak wiec ograniczając mą wolność robienia z Biblią, co Mi się podoba, ogranicza się mą wolność robienia czegokolwiek i narzuca w zamian obowiązujący pogląd czy osąd. Ten, kto by orzekł iż od wieków Biblia jest błędem ludzkości, postąpiłby jak zbrodniarz.


W rzeczywistości dziecko, gdy ją [Biblię] podrze lub się nią bawi, Inkas Atahualpa, który przyłożył ją do ucha i odrzucił z pogardą, gdy pozostała niema, wyrokują o Biblii równie słusznie, co klecha, który wychwala w niej ,,Słowo Boże,, czy też krytyk, który nazywa ją dziełem ludzkich rąk. To bowiem, jak obchodzimy się z rzeczami, jest kwestią naszego upodobania, naszej samowoli: używamy ich wedle naszego uznania czy też ściślej: tak, jak umiemy.


Stosunek człowieka do rzeczy odzwierciedla to, czym jest: ,,tak jak Ty patrzysz na świat, tak z kolei on patrzy na Ciebie,,. Tu zaraz można usłyszeć dobrą radę: musisz patrzeć na świat ,,właściwie i bezstronnie,,; jak gdyby dziecko nie patrzyło na Biblię ,,właściwie i bezstronnie,, ,robiąc sobie z niej zabawkę.


,,Szukajcie, a znajdziecie.,, Ja sam określam to, czego będę szukać: jeśli chcę np. znaleźć dla Siebie w Biblii pouczenie, to je znajdę; chcę ją studiować gruntownie i badać - a więc na miarę moich sił znajdę w niej gruntowne pouczenie i radę. Wybiorę z niej dla Siebie to, co Mi się podoba, a dokonując wyboru okażę się samowolny.


,,Szukajcie, a znajdziecie.,, Ja sam określam to, czego będę szukać: jeśli chcę np. znaleźć dla Siebie w Biblii pouczenie, to je znajdę; chcę ją studiować gruntownie i badać - a więc na miarę moich sił znajdę w niej gruntowne pouczenie i radę. Wybiorę z niej dla Siebie to, co Mi się podoba, a dokonując wyboru okażę się samowolny. Wiąże się z tym pogląd, że każdy osąd, który wydaję o jakiejś rzeczy, jest tworem mej woli. Nie znaczy to jednak, że Siebie w tym tworze, osądzie zatracam, gdyż wciąż pozostaję twórcą, sędzią ferującym wyroki, który stale tworzy na nowo. Wszelkie predykaty rzeczy są moimi wyrokami, moimi osądami i tworami. Gdyby chciały się ode Mnie oderwać i istnieć same dla siebie, a nawet wzbudzić mój podziw, to nie pozostałoby Mi nic innego, jak pośpiesznie zwrócić je ich nicości, tj. Mnie, ich twórcy.


Bóg, Chrystus, Trójca, moralność, dobro i inne są takimi tworami, o których nie tylko mogę Sobie pozwolić powiedzieć, iż są prawdami, lecz także, że są oszustwem. Choć niegdyś chciałem ich istnienia i je uprawomocniłem, to teraz chcę, by wolno Mi było chcieć ich Nieistnienia; nie mogę pozwolić, by Mnie przewyższały; nie mogę okazać słabości i dopuścić do tego, by zrodził się z nich jakiś ,,Absolut,, ,co by je uwiecznił, Mnie zaś pozbawił mej władzy i decydowania. Byłbym przez to skazany na zasadę stałości, tę właściwą zasadę życiową religii, która dba o to, by tworzyć ,,nienaruszalne świątynie,, , ,,wieczne prawdy,, , słowem, ,,świętość,, ,pozbawiając Ciebie tego, co Twoje.


Chrześcijaństwo osiągnęło swą pełnię dzięki ,,władzy myśli,,; myśl jest ową głębią, w której gasną wszystkie światła świata, gdzie wszelki byt przestaje być bytem, gdzie człowiek wewnętrzny (serce, umysł) jest dla siebie Wszystkim. To królestwo myśli oczekuje zbawienia niczym Sfinks Edypowego rozwiązania zagadki, by w końcu przypłacić to życiem. To ja niszczę jego istnienie, w królestwie twórcy bowiem nie jest ono już własnym królestwem, nie jest żadnym państwem w państwie, lecz dziełem mej twórczej - bezmyślności. Tylko wraz ze skostniałym, myślącym światem może przepaść świat chrześcijański, chrześcijaństwo i sama religia; dopiero gdy zginą myśli, nie będzie więcej wierzących. Dla myślącego jego myślenie jest ,,wzniosłą pracą i świętą działalnością,, i opiera się na silnej wierze, wierze w Prawdę.


Całkowicie odmienne od wolnego myślenia jest myślenie własne, moje myślenie, myślenie, które nie Mną kieruje, lecz Ja nim; które kontynuuję bądź zarzucam wedle własnego uznania. Własne myślenie różni się od wolnego myślenia podobnie jak własna zmysłowość, którą zaspokajam według mojego upodobania, różni się od wolnej nieokiełznanej, której ulegam.


Ja zaś nie jestem jedynie abstrakcją jestem w absolutnie Wszystkim, a zatem samą abstrakcją, bądź Niczym, jestem Wszystkim i Niczym; nie jestem zwykłym pojęciem, lecz jestem pełen pojęć - światem pojęć. Hegel potępia to, co Własne, co Moje - ,,mniemanie,,. ,,Absolutne myślenie,, to takie, które zapomina, iż jest moim myśleniem, że to Ja myślę, a ono istnieje tylko dzięki Mnie. Lecz Ja jako Ja to, co Moje, na powrót połykam, jestem jego Panem, ono zaś tylko mym mniemaniem, które w każdej chwili mogę zmienić, tzn. unicestwić, powtórnie wchłonąć w Siebie i strawić.


Jednocześnie Feuerbach ogranicza się wyłącznie do argumentu - trywialnego samego w sobie - iż do wszystkiego potrzebuje zmysłów, czy też, że nie mogę się w ogóle bez nich obejść. Faktycznie nie mogę myśleć, gdy nie istnieję zmysłowo. Jednak by myśleć, jak i by odczuwać - a więc do abstrakcji, a także i tego, co zmysłowe - potrzebuję przede wszystkim Siebie, tego całkiem konkretnego Siebie, Siebie - Jedynego. Gdybym nim nie był (np. Heglem), to nie patrzyłbym na świat tak, jak patrzę, i nie uczyniłbym zeń systemu filozoficznego, który to Ja - będąc Heglem - tworzę, itd. Podobnie jak inni, miałbym wprawdzie narządy zmysłów, lecz nie używałbym ich tak, jak to robię.


Kasty czy też uprzywilejowani nie znoszą wolności myśli,, tzn. takich myśli, które nie pochodzą od ,,dawcy wszelkiego dobra,, ,czy zwie się go Bogiem, Papieżem, Kościołem czy jeszcze inaczej. A gdy kogoś nachodzą takie grzeszne myśli, to winien je wyznać swemu spowiednikowi i kajać się przed nim dopóty, dopóki wolne myśli nie pierzchną pod razami katowskiego bata. Jeszcze w inny sposób dba kastowość o to, by wolne myśli w ogóle nie przychodziły do głowy- przede wszystkim przez mądre wychowanie. Ten - komu wpoi się należycie zasady moralne, nigdy już nie uwolni się od moralnych myśli, a kradzież, krzywoprzysięstwo, oszustwo, itd., pozostaną dlań idees fixes, przed którymi nie ustrzeże go żadna wolność myśli. Otrzymał swe myśli ,,z góry,, i przy tym pozostanie


Tymczasem ,,wasze myśli nie są moimi myślami, a wasze drogi moimi drogami,,. Raczej odwrotnie: Wasze myśli są moimi myślami,, którymi zawiaduję jak Mi się podoba, i które bezlitośnie niszczę: stanowią mą własność, którą unicestwiam wedle mej woli. Nie czekam, aż Mi pozwolicie, bym wasze myśli pożarł i strawił. Nie obchodzi Mnie to, że i Wy nazywacie je swoimi; wszakże pozostają one moją własnością, to moja sprawa, jak z nimi postępuje i nie ma tu mowy o uzurpacji. Może Mi przyjść ochota by Wam pozostawić wasze myśli - wówczas - milczę. Pewnie sądzicie, że myśli krążą wolne jak ptaki, że każdy może sobie złapać takie, które uzna - wbrew mej woli - za swą nienaruszalną własność? Wszystko, co lata dokoła, jest moje!


Myśl staje się mą własną dopiero wówczas, gdy nie zawaham się narazić jej na utratę, gdy jej strata nie jest moją stratą, kiedy nie muszę się bać, że ją utracę. Myśl staje się mą własną dopiero wtedy, gdy naprawdę mogę ją ujarzmić, ona zaś nigdy nie może Mnie ujarzmić, nigdy nie zrobi ze Mnie fanatyka i narzędzia swej realizacji.


Zatem wolność myśli istnieje wówczas, gdy mogę posiąść wszelkie możliwe myśli; własnością jednak stają się dopiero przez to, że nie mogą już Mną zawładnąć. W epoce wolności myśli panują pojęcia (idee), lecz gdy uczynię z nich moją myślową własność, to będą się zachowywać jak moje stworzenia.


W obu przypadkach prawda (prawdziwa myśl) pozostaje poza Mną, a Ja staram się ją otrzymać bądź to jako dar (łaska), bądź jako nagrodę (własne zasługi). A więc 1. Prawda jest przywilejem. 2. Wręcz przeciwnie, droga do niej jest dla Wszystkich otwarta, i ani Biblia, ani Ojciec Święty, ani Kościół czy ktokolwiek inny nie jest w posiadaniu prawdy; można jednak nad jej posiadaniem spekulować. Jak widać, zarówno jedni, jak i drudzy nie posiadają Prawdy: otrzymują ją albo jako lenno (albowiem ,,Ojciec Święty,, np. nie jest Jedynym; Jedyny to tylko Sykstus czy Klemens, lecz jako Sykstus, Klemens, itd., nie jest w posiadaniu Prawdy, gdyż posiada ją tylko jako ,,Ojciec Święty,, ,tzn. jako Duch) albo ideał. Jako lenno jest ona przeznaczona jedynie dla niewielu (dla uprzywilejowanych), jako ideał jest dostępna dla Wszystkich (posiadaczy patentów)


Myślenie stało się całkiem wolne przyczyniło się do powstania mnogości prawd, do których Ja muszę się stosować. Próbuje ono zamknąć się w jednym systemie i stworzyć ,,ustrój,, absolutny. Np. w państwie szuka się idei tak długo, aż doprowadzi do powstania ,,państwa Rozumu,, ,w którym ma Mi być dobrze; w człowieku (antropologii) - aż ,,odnajdzie Człowieka,,.


Podobieństwo między myślącymi i wierzącymi uwidacznia się w ich przykazaniach. Przykazaniu ,,Nie będziesz niszczył tego, co pochodzi od Boga,, ,odpowiada tu: ,,To, co wynika z Prawdy, jest prawdziwe,,l zamiast: ,,Czcij Boga swego,, - ,,Czcij Prawdę,,. Jest mi najzupełniej obojętne, czy zwycięży Bóg czy Prawda; przede wszystkim Ja chcę zwyciężyć.


Wyznaczając właściwe granice wolności nauczania, państwo kładzie jednocześnie kres wolności myśli, albowiem ludzie z reguły nie sięgają myślą dalej niż ich nauczyciele.


Ów ,,problem naszych czasów,, nie zostanie rozwiązany nawet wtedy, gdy przedstawi się go następująco: kto ma mieć prawa - jakiś ogół czy wyłącznie jednostka? Czy to, co ogólne (jak państwo, prawo, obyczaj, moralność, itd.), czy to, co szczególne - pojedynczy człowiek? Rozwiązać będzie go można dopiero wówczas, gdy kwestia ,,uprawnień,, w ogóle przestanie istnieć, i gdy nie będzie się już walczyć z ,,przywilejami,,. ,,Rozumna,, wolność nauczania, która ,,uznaje jedynie kryterium Rozumu,, ,nie doprowadzi Nas do celu. Potrzebna Nam raczej egoistycznej wolności nauczania dla Swojości, w której Ja będę przy głosie, będę mógł się swobodnie wyrazić. To, że czynię się ,,słyszalnym,, ,samo jest już ,,rozumem,, ,nawet gdybym Ja był nierozumny. Czyniąc Siebie słyszalnym i słuchając samego Siebie, rozkoszuję się samym Sobą i pożeram sam Siebie, tak jak inni jednocześnie rozkoszują się Mną i - Mnie pożerają.

 
W rzeczywistości i myśli posiadam tylko jako człowiek, gdyż jako Ja pozostaję bezmyślny. Ten, kto ni e potrafi się wyzwolić od myśli, jest wyłącznie Człowiekiem, niewolnikiem mowy, tej ludzkiej konwencji, skarbnicy ludzkiej myśli.


Prześledź choć raz swój proces myślenia, a zobaczysz, że posuwasz się do przodu jedynie dzięki temu, że cały czas pozostajesz bezmyślny i niemy. [...] Jedynie dzięki tej bezmyślności, tej niedocenianej ,,wolności myśli,, ,czy raczej wolności od myśli, jesteś swój własny. Dopiero ona sprawia, że posługujesz się mową jako swoją własnością.


Jeżeli myślenie nie jest moim myśleniem, to jest ono tylko stale rozwijaną myślą, jest niewolniczą pracą bądź pracą ,,sługi słowa,,. To nie myśl jest początkiem mojego myślenia, lecz Ja sam, i dlatego jestem także jego celem; stąd też cały proces myślenia jest wyłącznie procesem mego samoużywani.


Dla człowieka wierzącego prawdy są czymś ustalonym, faktem; dla wolnomyśliciela - czymś, co należy dopiero ustalić. Nawet gdyby podstawą absolutnego myślenia była niewiara, to ma ona określone granice, bo nie przestaje być wszak wiarą w Prawdę, w Ducha, Ideę i jej ostateczne zwycięstwo: nie grzeszy ona przeciw duchowi świętemu, a wszelkie myślenie, które przeciwko niemu nie grzeszy, jest wiarą w duchy, wiarą w upiory.


Prawdy są dla Mnie tak pospolite i obojętne jak rzeczy; nie porywają Mnie, nie wprawiają w zachwyt, albowiem nie ma Jednej prawdy, ani prawa, ani wolności, ani ludzkości, itd., które istniałyby nade Mną, i którym bym uległ. To tylko słowa i nic poza tym, tak jak dla chrześcijanina wszelka rzecz jest jedynie ,,marnością,,. W słowach i prawdach (każde słowo to prawda, skoro Hegel utrzymuje, że nie można skłamać) nie znajduję szczęścia, podobnie jak chrześcijanin w rzeczach i marnościach. Bogactwa tego świata nie czynią Mnie szczęśliwym, lecz nie sprawiają tego także prawdy.


Prawdy to frazesy, banały, słowa; połączone czy uszeregowane tworzą logikę, naukę, filozofię. By myśleć i mówić potrzebuje prawd i słów, tak jak pokarmu, by jeść; bez nich nie ma myślenia i mowy. Prawdy są dla ludzi pojęciami wyrażonymi za pomocą słów i dlatego właśnie istnieją tak jak inne rzeczy, aczkolwiek tylko dla ducha czy też myślenia. Stanowią one ludzki twór, ludzką konwencję, i choć podaje się je za boskie objawienia, to zachowują przecież dla Mnie cechę obcości; ba, po akcie stworzenia nawet me własne twory stają się już czymś Mi obcym.


Jeśli istnieje choćby Jedna Prawda, której człowiek musi poświęcić swe życie i siły, ponieważ jest Człowiekiem, to jest ona regułą, władzą i prawem, a on jej poddanym i sługą. Taką prawdą winien być Człowiek, Ludzkość, Wolność, itd.


Ten zatem, kto chce myśleć, ma wprawdzie zadanie, które stawia sobie dobrowolnie, świadomie lub nieświadomie, lecz nikt nie ma zadania, by myśleć lub wierzyć. [...] Z drugiej strony jednakże, jakkolwiek daleko chciałbyś iść, to przecież zawsze jesteś u celu, i nie masz żadnego powołania, by kroczyć dalej, możesz zaś to osiągnąć, jeśli chcesz czy potrafisz. [...] Również gdy nie wierzysz już w jakąś sprawę, to nie musisz się zmuszać do wiary, czy też zajmować się nią nadal, niczym świętą prawdą wiary, wzorem teologów i filozofów; możesz dać Sobie z nią spokój i o niej zapomnieć.

Żadna sprawa, ani tzw. ,,najważniejsze dobro ludzkości,, ,ani żadna ,,świętość,, nie jest warta tego, byś jej służył, byś zajmował się nią ze względu na nią samą; o jej wartości winno stanowić wyłącznie to, ile znaczy ona dla Ciebie. Przypomnijcie Sobie biblijny passus: ,,Bądźcie jako dzieci,, Mt,19,3. Dzieci jednak nie interesują się świętością i nie wiedzą, co to ,,słuszna sprawa,,. Tym lepiej wiedzą, czego chcą i rozważają, na miarę swych sił, jak to osiągnąć.

Myśleniu , podobnie jak odczuwaniu, nie będzie końca.


Krytykuje Każdy, lecz kryteria są różne. Rozglądasz się zatem za ,,właściwym,, kryterium, a takim jest pierwotne założenie. Krytyk wychodzi od twierdzenia, prawdy, wiary. Nie są one tworem krytyka, lecz dogmatyka, a nawet zazwyczaj biorą się bezpośrednio z formacji danej epoki, jak np. ,,wolność,, , ,,ludzkość,, ,itd. Krytyk nie ,,odnalazł Człowieka,, , lecz ,,Człowieka,, jako prawdę ustanowił dogmatyk, a krytyk - który zresztą może być równocześnie dogmatykiem - wierzy w tę prawdę, w to twierdzenie wiary. Krytykuje w tej wierze i jest przez nią opętany. Tajemnicą krytyki stanowi jakaś ,,prawda,,: ona to nie przestaje być jej ożywiającym misterium.


Ja jednak dostrzegam różnicę pomiędzy krytyką służebną i własną. Jeśli założeniem mej krytyki jest najwyższa istota, to służy ona owej istocie i dla niej jest przeprowadzana: jeśli np. opętała Mnie wiara w ,,wolne państwo,, ,to krytykuję wszystko, co w nie uderza; mam na względzie jego dobro, albowiem państwo - kocham. Jeśli krytykuję jako pobożny, to widzę we wszystkim rękę Boga bądź diabła, a moja krytyka doszukuje się w naturze boskich czy diabelskich znaków (stąd nazwy takie jak dar boży, góra boża, diabelska ambona, itd.), dzieląc ludzi na wierzących i niewierzących. Jeśli krytykuję wierząc, że Człowiek jest ,,prawdziwą istotą,, ,to wszędzie z kolei widzę Ludzi i nie-Ludzi, itd.


Krytyka po dziś dzień pozostaje dziełem miłości, uprawialiśmy ją bowiem zawsze z miłości do jakiejś istoty. Wszelka służebna krytyka jest produktem miłości, jest opętaniem, i postępuje w zgodzie z nowotestamentowym nakazem: ,,Wszystko badajcie, a to, co dobre, zachowujcie,, (1 Tes, 5, 21). To, co ,,dobre,, ,ten kamień probierczy, kryterium, wciąż powracając pod tysiącem różnych imion i postaci, nie przestaje być założeniem, dogmatycznym stałym punktem dla tej krytyki, pozostaje -idee fixe.

 
Stwierdzam, że to nie Człowiek jest miarą wszechrzeczy, lecz Ja sam. Służebny krytyk ma przed oczyma jakąś inną istotę, Ideę, której chce służyć, dlatego składa w ofierze swemu bogu fałszywe bożki. Czy to, co się czyni dla owej istoty, nie jest li tylko dziełem miłości? Lecz Ja, gdy krytykuję, nie mam nawet Siebie na względzie, a tylko sprawiam Sobie przyjemność i zabawiam się wedle mej woli: w zależności od potrzeb, raz rozgryzam rzecz gruntownie, kiedy indziej zaś obrzucam ją tylko przelotnym spojrzeniem.


A teraz odpowiem na pytanie Piłata: Czymże jest Prawda? Prawda to wolna myśl, wolna idea, wolny Duch; Prawda jest tym, co wolne od Ciebie, co nie jest twym własnym, nie jest w twej mocy. Lecz jest również czymś całkowicie niesamodzielnym, nieosobowym, nierzeczywistym i bezcielesnym; Prawda nie może stąpać tak jak Ty, nie może się poruszać, zmieniać czy rozwijać; wszystkiego oczekuje od Ciebie i wszystkiego od Ciebie otrzymuje, ba, nawet istnieje tylko dzięki Tobie, ponieważ istnieje tylko- w twojej głowie.


Przyznajesz, że Prawda jest pojęciem, lecz nie każde pojęcie jest prawdziwe, czy - jak sam to zapewne wyrazisz - nie każde pojęcie jest naprawdę i rzeczywiście pojęciem. A co jest miarą i znakiem rozpoznawczym pojęcia? Twoja niemoc a mianowicie to, że nie możesz mu już nic zarzucić! Gdy Cię zniewala, zachwyca i porywa, wówczas uważasz je za prawdziwe. Jego władza nad Tobą jest dla Ciebie świadectwem jego prawdziwości; a gdy Cię posiądzie i opęta, wtedy jest Ci przy nim dobrze, odnalazłeś bowiem swego Pana i Mistrza. Gdyś szukał Prawdy, to do czego wzdychało twe serce? Do twego Pana! Nie chciałeś swojej siły, lecz szukałeś Silnego i Silnego chciałeś wywyższać (,,Wywyższajcie Pana Boga naszego,, Por. Ps, 99, 5.). Prawda, mój drogi Piłacie, to Pan, a wszyscy, którzy szukają Prawdy, szukają i chwalą Pana. A gdzież jest Pan? Gdzież indziej, jak nie w twojej głowie? Jest on jedynie duchem, a gdziekolwiek zdaje Ci się, że go widzisz naprawdę, tam on jest - upiór. Przecież Pan to tylko wytwór wyobraźni, i wyłącznie po to, by uczynić niewidzialne - widzialnym, duchowe - cielesnym, ta chrześcijańska bojaźń i udręka zrodziła upiora i stała się trwożliwym lamentem wiary w upiory.

Dopóki wierzysz w Prawdę, dopóty nie wierzysz w Siebie i nie przestajesz być sługą i religijnym człowiekiem. Ty jeden jesteś Prawdą, czy raczej - jesteś czymś więcej niż sama Prawda, która jest niczym wobec Ciebie. Wszelako Ty też szukasz prawdy, też ,,krytykujesz,, ,lecz nie szukasz ,,prawdy wyższej,, ,wyższej od Ciebie, nie stosujesz kryterium takiej Prawdy. Zajmujesz się myślami i wyobrażeniami, podobnie jak i światem rzeczy, jedynie w tym celu, by Sobie dogodzić, by móc się nimi rozkoszować i je Sobie przywłaszczyć; chcesz je tylko ujarzmić, stać się ich właścicielem, chcesz się w nich rozeznawać, być mistrzem. Uznajesz je za prawdziwe, bądź widzisz je w prawdziwym świetle dopiero wówczas, gdy nie mogą Ci się już więcej wymknąć, gdy mają w końcu określone miejsce, czy też, kiedy Tobie odpowiadają, są twoją własnością. Bo gdy potem staną się potężniejsze, gdy znowu wyrwą się spod twej władzy, to będzie to właśnie ich fałsz, a mianowicie - twa niemoc. Twoja bezsilność stanowi ich siłę, twoja pokora - ich wywyższenie. Zatem ich prawdą jesteś Ty sam, czy też owo Nic, którym jesteś dla nich, w którym się rozpływają; ich prawdą jest ich Nicość.

Prawda jest martwa, jest pustym dźwiękiem, słowem, tworzywem, którym się posługuję.Wszelka prawda sama w sobie jest martwa, jest trupem; żywa jest tylko tak samo, jak żywe jest moje płuco, a mianowicie w takim stopniu, w jakim odpowiada mej własnej żywotności. Prawdy są niczym zioła i chwasty; czy zioła czy chwasty - o tym decyduję Ja.


Przedmioty to dla Mnie wyłącznie materia, której używam. Tam gdzie sięgam, chwytam prawdę, którą przyrządzam na swój sposób. Prawdy mogę być pewien i nie muszę jej oczekiwać z utęsknieniem. Nigdy nie jest mym zamiarem oddawanie prawdzie przysług; jest ona tylko pokarmem dla mej myślącej głowy, jest tym, czym są kartofle dla trawiącego żołądka, druhem dla spragnionego towarzystwa serca. Dopóki mam chęci i siłę, by myśleć, każda prawda służy Mi jedynie do tego, by ją przetworzyć na miarę mych umiejętności. Jak dla chrześcijanina rzeczywistość czy doczesność, tak dla Mnie prawda jest ,,marnością i nicością,,. Istnieje ona właśnie tak jak rzeczy tego świata, choć chrześcijanin dowodził ich Nicości; jednakże jest marnością dlatego, iż jej wartość nie tkwi w niej samej, lecz we Mnie. Sama w sobie jest bezwartościowa. Prawda to wytwór wyobraźni.


Nie ma dla Mnie żadnej Prawdy, albowiem nic nie stoi na de Mną!


Jednakże pozostawiając każdej epoce jej prawdę, właściwie tworzycie tym samym ,,prawdę absolutną,, ,prawdę, której nie brakuje żadnej epoce, gdyż każda epoka ma wszak jakąś ,,prawdę,, ,bez względu na to, jaką.


Zatem czy można tylko powiedzieć, że w każdej epoce myślano, przeto posiadano myśli i prawdy, i że te w kolejnej epoce były inne niż w poprzedniej? Nie, oznacza to raczej, że każda epoka miała swą ,,prawdę wiary,, ,a zaiste nie było epoki nie uznającej jakiejś ,,wyższej prawdy,, ,której należało się podporządkować jako ,,zwierzchności i majestatowi,,. Każda prawda danego czasu jest jego idee fixe, a gdy później znajdowano inną prawdę, to zawsze działo się tak dlatego, że innej szukano: reformowano wyłącznie głupotę, odziewając ją w nowoczesne szaty. A przecież tego chciano - któż śmiałby wątpić w prawo do tego? - chciano ,,zachwycać się ideą,,. Chciano, by rządziło pojęcie, chciano być przez nie opętanym! Najnowocześniejszym władcą tego rodzaju jest ,,nasza istota,, czy też ,,Człowiek,,.


Chodzi mi wyłącznie o Siebie, a nie o ,,sprawę,,. To Ja jestem kryterium prawdy, lecz nie jestem żadną ideą, a czymś więcej, czymś - niewyrażalnym. Moja krytyka nie jest ,,wolną,, ,nie jest wolną ode Mnie; nie jest ,,służebną,, ,w służbie idei, lecz mą własną. Zadaniem prawdziwej czy też ludzkiej krytyki jest ustalenie, co odpowiada Człowiekowi, prawdziwemu Człowiekowi; dzięki własnej krytyce stwierdzasz, co Tobie odpowiada.


Krytyk może wprawdzie osiągnąć stan ataraksji względem idej, ale nigdy się ich nie pozbędzie, tzn., nigdy nie pojmie, że nie istnieje nic wyższego nad jego cielesność, mianowicie jego człowieczeństwo, wolność, itd. Nadal pozostaje mu ,,powołanie człowieka,, , ,,ludzkość,, ,która wciąż nie przestaje być nieurzeczywistniona, a to właśnie dlatego, iż jest ,,ideą,, ,i taką musi pozostać. [..[ Krytyk nie jest jeszcze właścicielem, gdyż wciąż zmaga się z ideami, jak z obcą potęgą; tak jak chrześcijanin nie jest właścicielem swych ,,niskich żądz,, ,dopóki musi je zwalczać. Kto gani występek, dla tego występek istnieje naprawdę.


I tak oto początek chrześcijaństwa w jego krytycznej fazie końcowej ponownie pojawia się na scenie; dziś jak i wówczas zwalcza się ,,egoizm,,. Nie Mnie, Jednostce, lecz Idei, Ogółowi, mam nadawać znaczenie.


Cóż Mnie obchodzi, czy myślę i postępuję po chrześcijańsku! Gwiżdżę na to, czy to, co robię, jest ludzkie, liberalne i humanistyczne, czy też - nieludzkie, nieliberalne i niehumanistyczne. Jeśli tylko prowadzi do celu, jeśli tylko Mi odpowiada, to nazywajcie to, jak chcecie: Mnie jest wszystko jedno.


Być może i Ja po chwili się rozmyślę i nagle zacznę postępować inaczej, lecz nie dlatego, że nie odpowiada to chrześcijaństwu, nie dlatego, że godzi w odwieczne prawa Człowieka, nie że przeczy idei ludzkości, człowieczeństwa i humanizmu; lecz dlatego, że już Mnie to nie bawi, nie sprawia przyjemności, gdyż zwątpiłem w moją poprzednią myśl i nie podoba Mi się już dłużej to, co robię.


Żadne pojęcie nie jest święte, gdyż pojęcie to nie ,,nabożeństwo,,; żadne uczucie nie jest święte (ani święte uczucie przyjaźni, ani matczyna miłość, itd.); nie jest świętą żadna wiara. Wszystkie one są zbywalne, są zbywalną własnością, i to Ja je tworzę bądź unicestwiam.



Aczkolwiek religia założyła, iż wszyscy jesteśmy grzesznikami, to Ja twierdzę inaczej: Wszyscy jesteśmy doskonali! W każdej chwili bowiem jesteśmy wszystkim, czym być możemy i nigdy nie potrzebujemy być niczym więcej. Nie ma w Nas żadnej wady, a więc i grzechy nie mają sensu. Pokażcie Mi grzesznika w świecie, w którym nie potrzeba służyć wyższej sprawie! Gdy troszczę się tylko o Siebie, to nie jestem przecież grzesznikiem, nawet gdy nie dogodzę samemu Sobie, gdyż nie naruszam w Sobie żadnej ,,świętości,,. Natomiast jeśli mam być pobożny, to muszę dogadzać Bogu; jeśli mam postępować po ludzku - to muszę dogadzać istocie Człowieka, Idei Ludzkości, itd. Tego, kogo religia określa mianem ,,grzesznika,, ,humanizm zwie ,,egoistą,,. Lecz jeszcze raz - skoro nie potrzebuję dogadzać nikomu poza Sobą, to czy zatem pojęcie ,,egoista,, ,w którym humanizm znalazł sobie nowego diabła, nie jest nonsensem?

Egoista, przed którym drżą humaniści, jest takim samym widmem jak diabeł; istnieje tylko w ich mózgownicach jako straszydło i zmora. Gdybyż nie trzymali się kurczowo przedpotopowych przeciwieństw - dobra i zła 0 nazywając je od dziś ,,tym, co ludzkie,, , i ,,tym, co egoistyczne,, , to nie wskrzesiliby zgrzybiałego ,,grzesznika,, w pojęciu ,,egoisty,, ,i nie podszywali starych łachów nowymi łatami. Ale nie mogli postąpić inaczej, gdyż uważali, iż ich zadaniem jest być ,,Ludźmi,,. Dobrego się pozbyli, a Dobro pozostało.



Wszyscy jesteśmy doskonali i na całej ziemi nie ma człowieka, który byłby grzesznikiem! Są tylko obłąkani, którzy ubrdali sobie, że są Bogiem-Ojcem, Bogiem-Synem czy też człowiekiem na Księżycu; roi się też od idiotów, którym się wydaje, że są grzesznikami; lecz tak jak tamci nie są na Księżycu, tak ci nie są grzesznikami. Ich grzechy są urojone.
 
 
Gdyby ktoś podchwytliwie wysuwał zarzuty, to wszak ich obłęd czy też opętanie jest w każdym razie ich grzechem. Ich opętanie nie jest niczym innym, jak tylko tym, co udało się im osiągnąć, ukoronowaniem ich rozwoju. [...] Jednego rozwój prowadzi do domu wariatów, drugiego do Panteonu, pozbawiając go miejsca w Walhalli.


Nie ma ani grzeszników, ani grzesznego egoizmu! Nie zawracaj Mi głowy twą ,,miłością do ludzi,,! Zakradnij się, Ty, przyjacielu ludzi, do ,,jaskini występku,, ,poprzebywaj choć raz w zgiełku dużego miasta - czyż nie natrafisz wszędzie na grzechy, grzechy i jeszcze raz grzechy? Czyż nie będziesz biadał nad zepsuciem ludzkości? Nie będziesz żalił się na straszny egoizm? Czy spoglądając na bogatego, nie dostrzeżesz w nim okrutnika i ,,egoisty,,?


Tyś wbił Sobie do głowy grzesznika, przetoś go odnalazł, przetoś wszędzie się go dopatrywał. Jeśli nie nazwiesz ludzi grzesznikami, to nimi nie będą; Ty sam jesteś twórcą grzeszników! Ty, który roisz Sobie, że kochasz ludzi, Ty właśnie wrzucasz ich w bagno grzechów; to właśnie Ty dzielisz ich na występnych i cnotliwych, na Ludzi i nie-Ludzi; to Ty zatruwasz ich jadem swego opętania, albowiem nie kochasz ludzi, lecz Człowieka. A wierz Mi, nigdy nie widziałeś grzesznika - wymyśliłeś go Sobie.


Przyjemność rozkoszowania się samym Sobą odbieram Sobie przez to, iż mniemam, że muszę służyć Drugiemu; że zdaje Mi się, iż jestem wobec niego zobowiązany, że uważam się za powołanego do ,,ofiary,, , ,,poświęceń,, i ,,entuzjazmu,,. Nic z tego. Jeśli nie będę więcej służył żadnej idei, żadnej ,,wyższej istocie,, ,to rozumie się samo przez się, że nie będę więcej służył żadnemu człowiekowi, lecz zawsze i wszędzie tylko - Sobie. Nie tylko me działanie czy też byt, ale także moja świadomość stanowi o tym, iż jestem - Jedyny.


Należy Ci się coś więcej niż to, co boskie i ludzkie; należy Ci się to, co Twoje. Jeśli masz się za silniejszego, aniżeli się wydajesz, to i posiadasz więcej siły; jeśli uważasz się za coś więcej - to czymś więcej jesteś.


Przeto nie jesteś jedynie powołany do wszystkiego, co boskie, uprawniony do wszystkiego, co ludzkie, lecz jesteś właścicielem tego, co Twoje, tzn. wszystkiego tego, do czego starcza Ci siły, by Sobie to przywłaszczyć, tj. nadajesz się i masz prawo do wszystkiego, co Twoje.



Zawsze uważano, iż me przeznaczenie leży gdzieś poza Mną, tak że w końcu wymagano ode Mnie, bym dążył do tego, co ludzkie, gdyż jestem Człowiekiem. Oto chrześcijański zaklęty krąg. Również i Fichteańskie Ja jest istotą poza Mną, bowiem Ja - to Każdy, i skoro owo Ja ma prawa zatem ,,Ja,, jako takie - to nie Ja. Lecz Ja to nie Ja pośród innych Ja, lecz wyłącznie jedyne Ja: Ja jestem jedyny. Przeto i moje potrzeby, me działanie, słowem, Wszystko, co we Mnie, jest jedyne. I wyłącznie jako to jedyne Ja uważam Wszystko za moje własne, tylko jako jedyny działam i się rozwijam. Nie jako człowiek i nie Człowieka rozwijam, lecz jako Ja rozwijam - Się, Oto co znaczy Jedyny.


III. JEDYNY (435)


Nigdy nie uda się pogodzić sprzeczności pomiędzy tym, co realne, i tym, co idealne: gdyby ideał stał się rzeczywistością, przestałby być ideałem; a gdyby rzeczywistość przemieniła się w ideał, to istniałby już tylko ideał.


Bóg pogrąża się w tym świecie, staje się ciałem i chce świat uwolnić, tzn. napełnić go sobą. Ale ponieważ Bóg jest ,,Ideą,, czy też ,,Duchem,, ,toteż w końcu wszędzie rządzi w świecie Idea (jak np. u Hegla) i dowodzi się, iż ,,we Wszystkim jest Idea i Rozum,,.


Świat chrześcijański trudzi się realizowaniem idei w relacjach pomiędzy jednostkami, w instytucjach i prawach Kościoła i państwa; one zaś się opierają, wciąż zachowując w sobie coś nieucieleśnionego (nie do zrealizowania); a choć bezustannie zbliżamy się do tej inkarnacji, to przecież ucieleśnienie nigdy się nie dokonuje.


Zaklęty krąg chrześcijaństwa zostałby przerwany, gdyby zniknęła przepaść pomiędzy egzystencją i powołaniem, tj. pomiędzy Mną takim, jakim jestem, i Mną takim, jakim winienem być; ów krąg to tylko tęsknota idei do samourzeczywistnienia, i przestaje istnieć, gdy zanika podział na egzystencję i powołanie. Jak długo idea pozostanie ideą - bo przecież Człowiek czy Ludzkość są bezcielesnymi ideami - tak długo będzie istnieć chrześcijaństwo. Chrześcijanin wyobraża sobie ucieleśnioną ideę, ucieleśnionego czy też ,,doskonałego,, Ducha jako ,,kres dni,, czy też ,,cel historii,, - nie jest nim dlań teraźniejszość.


Jedynie jednostka może mieć udział w założeniu Królestwa Bożego, czy też - zgodnie ze współczesnym poglądem na tę sprawę - w rozwoju i dziejach ludzkości; ma w nich jednak udział wyłącznie o tyle, o ile nada jej się chrześcijańską czy też ludzką wartość; poza tym - jest tylko prochem i worem na robaki.


To, iż jednostka jest sama dla siebie historią świata, a reszta historii świata stanowi jej własność, wykracza poza chrześcijańskość. Dla chrześcijanina historia świata jest czymś wyższym, gdyż jest historią Chrystusa czy też ,,Człowieka,,; dla egoisty wartość ma tylko jego historia, ponieważ chce on realizować jedynie siebie, nie zaś ideę ludzkości, czy też boże plany, wyroki opatrzności, wolność, itd. Nie uważa się za narzędzie idei czy naczynie Pana, nie uznaje żadnego powołania i nie myśli przyczyniać się do rozwoju ludzkości, ani dorzucać doń swego wdowiego grosza - trwoni się, nie bacząc na to, jak na tym wychodzi ludzkość.


Cóż to, czyż po to się narodziłem, by realizować jakieś idee? Ażeby robić, co do Mnie należy, urzeczywistniając - jako dobry obywatel - ideę ,,państwa,, ,bądź jako małżonek i ojciec - realizować ideę rodziny? A co Mnie obchodzi takie powołanie! W życiu potrzeba Mi powołania równie mało, co kwiatu, by rósł i pachniał.


Ideał ,,Człowieka,, jest realizowany, kiedy pogląd chrześcijański przekształca się w twierdzenie ,,Ja, Jedyny, jestem człowiekiem,,. Pytanie o pojęcie: ,,czym jest człowiek?,, staje się wówczas pytaniem osobistym: ,,kim jest człowiek?,,. Pytając ,,czym?,, ,szukano pojęcia, by je realizować; pytanie ,,kim?,, przestaje być pytaniem, gdyż pytający sam już zna odpowiedź: pytanie odpowiada samo sobie.


Mówi się o Bogu ,,nie ma dla Ciebie imienia,,. To jednakże odnosi się do Mnie: nie wyraża Mnie żadne pojęcie; nic, co się uważa za moją istotę, nie wystarcza, by Mnie określić - wszystko to tylko nazwy. Mówi się o Bogu, że jest doskonały, i nie ma żadnego powołania, by dążyć do doskonałości. Również i to odnosi się tylko do Mnie.
 
:)








Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Szpilka ku chrześcijaństwu

W tym poście zostawiam ziarno zwątpienia religii chrześcijańskiej. Czytasz na własną odpowiedzialność. (na końcu znajdują się losowe pytania i notatki).        Na wstępie podrzucam 3 cytaty (2 cytaty nieznanego pochodzenia, oraz 1 od F.Nietzschego): ,,Kościół opiera się na ludziach o niskim poziomie mentalności i edukacji których świadomość ogranicza się do zdawania sobie sprawy z tego że żyją, że potrzebują jedzenia, ubrania i dachu nad głową. Taki podział niewiele różni się od poziomu zwierząt, ale kościołowi właśnie o to chodzi, żeby mieć stado bezwolnego bydła, który bez zastrzeżeń przyjmie każde kłamstwo, wykona każde polecenie, nie zadaje żadnych pytań, nie podważa jego autorytetu, i nie dyskutuje. Kościołowi nie zależy na inteligentnych wyznawcach, to ksiądz ma być inteligentny, bo ma inteligentnie manipulować ludźmi i obdzierać ich z pieniędzy tak inteligentnie, żeby się nie połapali że padają ofiarom pospolitego oszustwa,,. ,,Co może przekonać chrześcijanina używ

Cytaty

Zapisuje tutaj każdy cytat jaki mi się podoba, co jakiś czas będę dopisywał nowe.            MARK TWAIN (1835-1910)     Ilekroć znajdziesz się po stronie większości, zastanów się przez chwilę.      Jeśli nie czytasz gazet, to jesteś niedoinformowany, a jeśli czytasz gazety, to jesteś źle poinformowany.     Są kłamstwa, cholerne kłamstwa i statystyka.     Smutek jest samowystarczalny; by odczuć jednak pełną wartość radości, musisz mieć kogoś, by się nią podzielić.     Trzymaj się z daleka od ludzi, którzy chcą ograniczyć Twoje ambicje. Mali ludzie zawsze to robią, ale wielcy, zawsze dają Ci poczuć, że też potrafisz być wielki.       Dwa najważniejsze dni w Twoim życiu, to dzień w którym się urodziłeś i dzień, w którym odkryłeś po co.     Ludzie nie dlatego przestają się bawić, że się starzeją, lecz starzeją się, bo przestają się bawić.     Nie pozwólcie, by szkoła przeszkodziła Wam w edukacji.     Wykształcenie jest czymś, co trzeba zdobyć, nie zawracając sobie głowy nauką szkolną.  

Friedrich Nietzsche - Antychryst

W tym poście znajdziesz moje ulubione fragmenty z książki Antychryst, post służy mi jako moja osobista notatka.     Nietzsche w Antychryście argumentuje, że chrześcijaństwo, zwłaszcza w jego instytucjonalnej formie, prowadzi do osłabienia jednostki, promuje niewolnictwo moralne i hamuje rozwój indywidualności. Uważał, że chrześcijaństwo jest przeciwnikiem siły życiowej, kreatywności i zdolności jednostki do samooceny. W ,,Antychryście,, Nietzsche ostro krytykuje tradycyjne wartości chrześcijańskie, takie jak miłość bliźniego, pokora czy cnota, uznając je za przeszkody dla rozwoju ,,nadczłowieka,, - jednostki zdolnej do przekraczania tradycyjnych norm moralnych.           Książka ta adresowana jest do nielicznych. Być może nawet dzisiaj nie ma ani jednego właściwego czytelnika.   Trzeba umiłować siłę do zadawania pytań, których stawiać nikt dzisiaj nie ma odwagi. Trzeba mieć odwagę do rzeczy zakazanych, przeznaczenie do labiryntu. Trzeba mieć doświadczenie nieskończonej samotnośc